Lotniskowiec USS George Washington (CVN 73) typu Nimitz wszedł 22 listopada rano do bazy US Navy w japońskiej Yokosuce na wyspie Honsiu. To powrót Washingtona po blisko dziesięcioletniej nieobecności. W 2008 roku stał się pierwszą jednostką typu Nimitz bazującą w Kraju Kwitnącej Wiśni, a zarazem pierwszym stacjonującym tam okrętem o napędzie atomowym.
Piątkowe wejście do Zatoki Tokijskiej obserwowało wielu Japończyków, a gdy zacumował przy nabrzeżu, załogę powitała orkiestra 7. Floty Stanów Zjednoczonych, czirliderki i lokalni japońscy muzycy. Od 2015 roku jako lotniskowiec w ramach Forward Deployed Naval Force–Japan (FDNF-J) służył USS Ronald Reagan (CVN 76).
Lotniskowcowi towarzyszy oczywiście jego komponent lotniczy – 5. Skrzydło Lotnictwa Pokładowego (Carrier Air Wing 5), które w zeszłym tygodniu przybyło do Marine Corps Air Station Iwakuni w prefekturze Yamaguchi z nowym nabytkiem: eskadrą samolotów bojowych F-35C Lightning II. Po raz pierwszy tę wersję F-35 — zaprojektowaną specjalnie do operacji z lotniskowców – wysłano do Japonii. Stacjonujące w Iwakuni skrzydło lotnicze działa z lotniskowca, gdy ten znajduje się na morzu.
Welcome back, #USSGeorgeWashington ! USFJ Commander Lt. Gen. Jost commended the forward-deployed carrier’s return as a “stable presence…in the region” that is “ready to respond to a variety of contingencies in the Indo-Pacific.” pic.twitter.com/NV7q94NVdo
— U.S. Forces Japan (@USForcesJapan) November 22, 2024
– Okręt powraca ze zmodernizowanymi, najnowocześniejszymi rozwiązaniami technicznymi, które ucieleśniają naszą inwestycję w odstraszanie i bezpieczeństwo w tym regionie – przekazał w oświadczeniu admirał floty Fred Kacher, dowódca 7. Floty, największej z tak zwanych numerowanych flot US Navy.
– Wraz z rosnącym zagrożeniem dla bezpieczeństwa w regionie otaczającym Japonię utrzymanie silnej obecności marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych poprzez służbę George’a Washingtona i 5. Skrzydła Lotnictwa Pokładowego (CVW 5) ma zasadnicze znaczenie dla bezpieczeństwa Japonii oraz utrzymania pokoju i stabilności w regionie – napisano w komunikacie ministerstwa spraw zagranicznych Japonii.
Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1600 złotych miesięcznie.
Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.
Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.
Japońskie media zwracają uwagę, że w odpowiedzi na podnoszone przez mieszkańców Yokosuki obawy o bezpieczeństwo i środowisko władze prefektury Kanagawa podają do publicznej wiadomości informacje o cumowaniu w porcie amerykańskich okrętów o napędzie atomowym i dane dotyczące pomiarów promieniowania w okolicy.
Washington opuścił Yokosukę w 2015 roku, aby przejść proces, który po angielsku nosi nazwę Refueling and Complex Overhaul (RCOH). Jak sama nazwa wskazuje, zasadniczym elementem jest wymiana prętów paliwowych w parze reaktorów jądrowych Westinghouse A4W stanowiących serce okrętu. Oprócz tego prowadzony jest kompleksowy remont oraz modernizacja instalacji i pomieszczeń na okręcie. Normalnie prace tego rodzaju powinny trwać około czterech lat.
Po przejściu na Atlantyk Washington uczestniczył w akcji pomocowej w Haiti, spustoszonym przez huragan Matthew. Opóźniło to początek remontu. Lotniskowiec wszedł do doku numer 11 w stoczni Newport News Shipbuilding dopiero 4 sierpnia 2017 roku. Blisko sześcioletni pobyt w stoczni Newport News Shipbuilding zakończył się 22 maja 2023 roku, gdy okręt wyszedł na próby morskie na wodach Atlantyku.
Serwis USNI News informował w lipcu, że opóźnienia w remoncie USS George Washington i USS John C. Stennis częściowo spowodowane były uszkodzeniem turbiny parowej w każdym z lotniskowców. Według Dowództwa Systemów Morskich Marynarki Wojennej „znaczne uszkodzenia”, które odkryto po przybyciu obu lotniskowców do stoczni, wymusiły wykonanie nieplanowanych prac. Doświadczenie zdobyte podczas napraw ma zaprocentować podczas RCOH, któremu poddany zostanie USS Harry S. Truman (CVN 75). O poważnych problemach lotniskowców typu Nimitz pisaliśmy szerzej w tym artykule.
Przez ponad dziesięć miesięcy załoga George’a Washingtona przeprowadziła inspekcje uzbrojenia i wyposażenia okrętowego. W kwietniu opuścił Norfolk w stanie Wirginia, aby uczestniczyć w manewrach morskich „Southern Seas 2024”, które odbyły się na wodach wokół Ameryki Południowej. Udział brały również okręty wojenne marynarek wojennych Argentyny, Brazylii, Chile, Kolumbii, Ekwadoru, Peru i Urugwaju. Do San Diego CVN 73 przybył w lipcu i po uzupełnieniu zapasów wyruszył 8 października w siedmiotygodniowy rejs do Japonii.
Zanim zawinął do Yokosuki, w dniach 13–15 listopada razem z CVW-5 wziął udział w drugiej odsłonie trójstronnych wielodomenowych ćwiczeń morskich „Freedom Edge”. Inicjatywa, która skupia Japonię, Koreę Południową i Stany Zjednoczone, ma na celu wypracowaniu mechanizmów zwalczania okrętów podwodnych, prowadzenia operacji przechwytywania na morzu, obrony przed pociskami balistycznymi, działań poszukiwawczo-ratowniczych i szkolenia z zakresu obrony cybernetycznej.
Szersza perspektywa
Na powrót George’a Washingtona do Yokosuki należy też spojrzeć z szerszej perspektywy. Okręt wrócił w okresie, gdy Tokio i Waszyngton kontynuują rozszerzanie sojuszu obronnego i zacieśnianie więzi z państwami, które mają obawy, że równowaga sił w Azji przechyla się na korzyść Pekinu. Duże znaczenie w tym kontekście miała kwietniowa wizyta byłego już premiera Fumio Kishidy w Waszyngtonie, która dotyczyła rewizji dwustronnego sojuszu. Samo w sobie nie jest to żadnym zaskoczeniem – od momentu podpisania w roku 1960 amerykańsko-japoński układ bezpieczeństwa był już kilkakrotnie rewidowany, ostatni raz za drugiej administracji Baracka Obamy.
Za każdym razem chodziło o to samo: przyjęcie przez Japonię większej odpowiedzialności za swoje bezpieczeństwo. Na dobrą sprawę cały czas w przypadku ataku na Japonię USA są zobowiązane wystąpić w ich obronie, natomiast zobowiązania Tokio w przypadku ataku na amerykańskie siły w regionie pozostają niezbyt precyzyjne. Od czasów premiera Shinzō Abe nie ma na tym polu wątpliwości. W związku z polityką Chin, a zwłaszcza sytuacją wokół Tajwanu, Japonia sama zaczęła deklarować większą wolę wypełniania sojuszniczych zobowiązań.
Wizyta Kishidy nie przyniosła jednak wielkiego przełomu. Rewizja sojuszu miała być największa w dotychczasowej historii i koncentrować się na strukturze dowodzenia. Wzorem miała być, po raz kolejny, Korea Południowa. Może wydawać się to zaskakujące, ale od roku 1960 Japonia i Stany Zjednoczone nie dorobiły się wspólnego dowództwa odpowiadającego strukturom NATO czy sojuszu amerykańsko-południowokoreańskiego właśnie. W myśl traktatu między Tokio i Waszyngtonem w przypadku agresji na Japonię USA mają wystąpić w jej obronie, ale siły amerykańskie będą walczyć sobie, a Jieitai sobie.
Taki stan rzeczy jest krytykowany przez Pentagon, jednak Japończycy przez lata sprzeciwiali się powołaniu wspólnego dowództwa, obawiając się ograniczenia własnej niezależności. Coś drgnęło po japońskiej stronie w roku 2011 po tsunami i katastrofie w Fukushimie. Okazało się wówczas, że szef połączonych sztabów jest zbyt przeciążony obowiązkami. Musiał wówczas jednocześnie kierować siłami uczestniczącymi w misjach ratunkowych i usuwaniu skutków katastrofy, koordynować ich działania z Amerykanami oraz współpracować z rządem, kierującym działaniami służb cywilnych.
Gdy w kolejnych latach Chiny zaczęły być traktowane jako główne zagrożenie dla bezpieczeństwa Japonii, a w grę zaczął wchodzić nawet wybuch wojny o Tajwan, uznano, że japońskie połączone sztaby nie podołają tylu zadaniom na raz. Pojawiła się więc koncepcja powołania dowództwa odpowiadającego za działania operacyjne Jieitai i ich współpracę z Amerykanami. Decyzję zatwierdziła Strategia Bezpieczeństwa Narodowego z roku 2022. Formowanie nowego dowództwa ma rozpocząć się w roku 2025, a proces miałby zakończyć się w roku 2027. Szef japońskiego dowództwa operacyjnego miałby ściśle współpracować z amerykańskim dowództwem Indo-Pacyfiku (INDOPACOM).
Sugerowane zmiany zakładają częstsze spotkania kierownictwa Sił Samoobrony z INDOPACOM-em i ściślejszą współpracę z dowództwem sił USA w Japonii (USFJ). Tutaj zaczynają się problemy. Japończycy chcieliby bowiem, aby na czele USFJ stanął czterogwiazdkowy generał lub admirał. Pentagon nie mówi wprost „nie”, nawet wykazuje zainteresowanie rozbudową dowództwa. Natomiast Kongres nie jest już tak chętny do wprowadzania zmian, które wiązałyby się ze wzrostem wydatków. Zdaniem senatora Jacka Reeda, przewodniczącego senackiej komisji sił zbrojnych, obecna struktura USFJ jest „właściwa”.