Premier Kanady Justin Trudeau poinformował tuż przed godziną 23.00 czasu polskiego, że wydał rozkaz zestrzelenia niezidentyfikowanego obiektu, który naruszył kanadyjską przestrzeń powietrzną. Północnoamerykańskie Dowództwo Obrony Przestrzeni Powietrznej i Kosmicznej (NORAD) poderwało myśliwce należące zarówno do Royal Canadian Air Force, jak i do US Air Force. Ostatecznie cel został strącony nad Jukonem przez F-22A z alaskańskiej bazy Elmendorf-Richardson.

Obiekt wykryto już w piątek 10 lutego wieczorem nad Alaską. Nocą obserwowały go Raptory z Elmendorf-Richardson, wspierane przez latające cysterny z Lotniczej Gwardii Narodowej stanu Alaska. Kiedy UFO (rzecz jasna, używamy tu terminu „UFO” w jego właściwym znaczeniu: niezidentyfikowany obiekt latający) przekroczyło granicę Kanady, do akcji włączyły się także kanadyjskie myśliwce CF-188 z bazy Cold Lake i samolot patrolowy CP-140 Aurora (P-3 Orion).



Nie należy się dziwić, że do przechwycenia zadysponowano Raptory. NORAD jest systemem międzynarodowym, ale w wysokim stopniu zintegrowanym, a amerykańskie samoloty regularnie pojawiają się w przestrzeni powietrznej Kraju Klonowego Liścia. Zwłaszcza w ostatnich latach, kiedy coraz gorszy stan floty kanadyjskich CF-188 utrudniał im wypełnianie zadań w ramach NORAD-u, maszyny US Air Force musiały brać na siebie coraz większy nakład pracy. Do tego dochodzą względy taktyczno-techniczne: F-22A lepiej sobie radzi na bardzo dużych wysokościach i dysponuje potężniejszą stacją radiolokacyjną AN/APG-77(V)1.

Niemniej generał Wayne Eyre, kanadyjski szef sztabu, ujawnił, że rozkazy wydane pilotom nie wyszczególniały, kto powinien zestrzelić naruszyciela. Miał to uczynić ten samolot, który jako pierwszy zajmie dogodną pozycję do otwarcia ognia. Ale oczywiście w takiej rywalizacji Raptor musiał być faworytem.

Trudeau poinformował również, że rozmawiał w tej sprawie z prezydentem Bidenem (który musiał wydać zgodę na użycie bojowe amerykańskiego samolotu nad Kanadą). Obecnie personel kanadyjskich sił zbrojnych poszukuje szczątków zestrzelonego obiektu w trudno dostępnym obszarze niedaleko wsi Mayo w centralnej części Jukonu. Być może ich analiza pozwoli ustalić, z czym mamy do czynienia.



Szefowa kanadyjskiego resortu obrony Anita Anand powiedziała, że obiekt był podobny do balonu zestrzelonego tydzień temu nad wschodnim wybrzeżem USA, zarazem jednak stwierdziła, że „kanadyjski” obiekt był mniejszy i miał kształt cylindryczny. Ten opis pasuje zaś do UFO zestrzelonego 10 lutego nad Alaską, którego rozmiar określono jako podobny do małego samochodu, podczas gdy słynny balon miał średnicę około 25 metrów.

Tymczasem według informacji Washington Post oba obiekty, mimo podobnych rozmiarów, różniły się kształtem. Nie wiemy jednakże, jak istotne były to różnice; jeśli mówimy o balonach, nawet normalne warunki lotu mogą sprawić, że dwie początkowo identyczne powłoki z czasem zaczną wyglądać trochę inaczej. Z kolei Wall Street Journal podaje, że obiekt był metalicznym balonem z ładunkiem na uwięzi. W chwili zestrzelenia miał się znajdować na wysokości około 40 tysięcy stóp (12 200 metrów).

Podsumujmy więc. 4 lutego – chiński balon szpiegowski nad wschodnim wybrzeżem, 10 lutego – cylindryczne UFO nad Alaską, 11 lutego – cylindryczne UFO nad Jukonem. Wszystkie trzy upolowane przez Raptory, wszystkie trzy zniszczone za pomocą pocisków AIM-9X Sidewinder. Parafrazując klasyka: jeśli Raptory zestrzeliwują trzy obiekty w ciągu tygodnia, to wiedz, że coś się dzieje.

Jak dowiedzieli się nieoficjalnie dziennikarze Washington Post, naruszenia przestrzeni powietrznej, do których ostatnio dochodziło, sprawiły, że analitycy nauczyli się inaczej interpretować wskazania radiolokatorów i innych czujników. Stąd ma wynikać skokowy wzrost liczby doniesień o tego typu obiektach. Urzędnik, który udzielił tych informacji pod warunkiem zachowania anonimowości, przyznał, że proces filtrowania (automatycznego i ludzkiego) surowych danych pobieranych przez aparaturę jest obarczony pewnym marginesem błędu i zawsze istnieje ryzyko pominięcia czegoś istotnego.



Niemniej rozluźnienie filtrów nie stanowi całości odpowiedzi na zagadkę. Możliwe, że takie obiekty pojawiały się od dawna, ale pozostawały niezauważone. Możliwe również, że właśnie teraz inne państwa (potencjalnie nie tylko Chiny, ale także Rosja) z jakiegoś powodu rozpoczęły wytężone działania szpiegowskie.

Trzeba podkreślić, że oprócz trzech przypadków zakończonych zestrzeleniami w amerykańskim systemie obrony powietrznej odnotowano kilka innych podejrzanych sytuacji. Na przykład 11 lutego około godziny 18.00 czasu lokalnego Federalna Administracja Lotnictwa zarządziła ograniczenie ruchu powietrznego nad północną Montaną. Myśliwce (tym razem F-15) poderwane do lotu na przechwycenie kolejnego tajemniczego obiektu nie znalazły jednak niczego. Ostatecznie jako przyczynę podano „anomalię radarową”.

Tyler Rogoway z The War Zone zwraca uwagę, że USA w przyspieszonym tempie uświadamiają sobie, że w systemie ich obrony ziała (i wciąż zieje) ogromna luka w kwestii zagrożeń opartych na rozwiązaniach low-tech. Balony i drony mogły szczególnie łatwo się rozgościć w tej luce dzięki łatce przypinanej a priori każdemu, kto chciałby mówić o niezidentyfikowanych obiektach latających.



Mainstream od razu kojarzył ten temat z ufoludkami i zbywał machnięciem ręki albo ujmował go w sposób maksymalnie sensacyjny. Ukuto nawet nowy, w założeniu neutralny termin: niezidentyfikowane zjawisko powietrzne (unidentified aerial phenomenon, UAP), ale i tak nawet w wewnętrznym obiegu Departamentu Obrony istniała podskórna obawa przed powiedzeniem wprost czegoś, co chociaż luźno można by skojarzyć z małymi zielonymi ludzikami.

Widać to było na przykład w kwestii zagadki nękania niszczycieli US Navy przez UFO. Kiedy Pentagon zdecydował się odtajnić więcej szczegółów, co pozwoliło rozwiać wiele niedomówień i niejasności, okazało się, że okręty miały do czynienia nie z kosmitami, lecz z dronami różnych typów, być może bardzo nowoczesnymi i wyspecjalizowanymi, ale najzupełniej ziemskimi.

Tymczasem w północnej Alasce wciąż trwają poszukiwania szczątków UFO zestrzelonego 10 lutego, a u brzegów Karoliny Południowej – szczątków chińskiego balonu. Te druga operacja przebiega dość sprawnie i zbliża się do końca, ale arktyczna pogoda w połączeniu z krótkim okresem światła dziennego sprawia, że poszukiwania w Alasce są wyjątkowo trudne. W Jukonie sytuacja jest podobna.

Zobacz też: Nowy Constant Phoenix wreszcie lata

US Air Force / Lt. Sam Eckholm