W siłach powietrznych kilku krajów Ameryki Południowej trwają obecnie poszukiwania nowych wielozadaniowych samolotów bojowych. O perypetiach Argentyny i Kolumbii piszemy regularnie, poświęćmy więc dzisiaj chwilę innym państwom tego kontynentu, często zaniedbywanym poza mediami hiszpańskojęzycznymi – Boliwii oraz Ekwadorowi.
Ekwador
Fuerza Aérea Ecuatoriana może się pochwalić długą historią (za kilka dni będzie świętować 102. urodziny) i ciekawą listą użytkowanych w przeszłości samolotów. Pierwszymi myśliwcami odrzutowymi w tym kraju były Glostery Meteory FR.9 odkupione od Royal Air Force w 1954 roku. Niedługo potem przyleciały Shooting Stary – myśliwskie F-80 i szkolno-treningowe T-33 – oraz bombowce English Electric Canberra B.6.
W połowie lat siedemdziesiątych ruszyła wymiana pokoleniowa. W Wielkiej Brytanii kupiono uderzeniowe BAC Strikemastery Mk.89, do których dodano amerykańskie samoloty Cessna A-37 Dragonfly i brytyjsko-francuskie SEPECAT Jaguar. Jeszcze w latach siedemdziesiątych pozyskano także pełnokrwiste nowoczesne myśliwce – Mirage’e F1.
W 1981 roku Ekwador stoczył z Peru dwutygodniową wojnę o przebieg granicy na tak zwanej Fałszywej Paquishy. Było to pierwsze starcie zbrojne między tymi krajami od czterdziestu lat, a że dodatkowo zakończyło się na niekorzyść Ekwadoru, władze w Quito dostały wyjątkowo silny impuls, aby jeszcze bardziej zmodernizować lotnictwo. Na tej fali pozyskano w Izraelu czternaście Kfirów (w tym dwa dwumiejscowe).
W 1995 roku Ekwador i Peru stoczyły jeszcze jedną krótką wojnę graniczną – nad Górną Cenepą. Ekwadorczycy stracili wówczas w walkach powietrznych dwa Mirage’e F1, a Peruwiańczycy – Su-22 i A-37. W 1998 roku zawarto wreszcie porozumienie pokojowe i niedługo potem oficjalnie wytyczono granicę. Od tego czasu oba kraje współegzystują bez dalszych konfliktów zbrojnych, ale wzajemna nieufność wciąż się utrzymuje. Na domiar złego w marcu 2008 roku kolumbijskie siły zbrojne przeprowadziły operację „Fénix”, podczas której zbombardowano obozy bojówek FARC na terytorium Ekwadoru. Wzbudziło to zrozumiałą wściekłość w Quito.
Szukając następców Mirage’ów F1, w 2010 roku Ekwador kupił w RPA za 80 milionów dolarów dwanaście myśliwców Atlas Cheetah (które podobnie jak Kfir wywodzą się z Mirage’a III). Miało to być rozwiązanie pomostowe do czasu wyboru nowoczesnego samolotu myśliwskiego. W reakcji na to Peru – gdzie resort obrony również nie tonął w pieniądzach – zaczęło planować modernizację swoich MiG-ów-29 i Su-25, co z kolei skłoniło Ekwadorczyków do przyspieszenia poszukiwań nowych samolotów.
Ale jak to w życiu bywa – nic nie jest tak trwałe jak rozwiązanie tymczasowe. Południowoafrykańskie myśliwce radziły sobie dobrze, Peruwiańczycy mieli zaś coraz więcej problemów z MiG-ami-29 i Mirage’ami 2000, więc nie było powodu, żeby się spieszyć.
Dziesięć lat później wyraźne widać, że nie można już dłużej zwlekać. Kfiry dawno odeszły na emeryturę, formalnie w służbie pozostaje dziewięć Cheetah z pierwotnych dwunastu, ale ze względu na niedobór części i brak pieniędzy lata… jeden. W praktyce cały potencjał bojowy ekwadorskiego lotnictwa opiera się na siedemnastu samolotach szkolno-bojowych Embraer EMB 314 Super Tucano.
Boliwia
Siły powietrzne Boliwii są bez mała anonimowe w szerokim świecie. Trudno się dziwić – władze tego kraju traktują siły powietrzne mniej więcej tak, jak władze Rzeczypospolitej traktują naszą marynarkę wojenną. O ile park śmigłowcowy, tak sił powietrznych, jak i wojsk lądowych, jest względnie nowoczesny i nieźle wyposażony, o tyle lotnictwo bojowe ledwie zipie.
Boliwia to państwo wysokogórskie, La Paz jest najwyżej położonym miastem stołecznym świata (drugie na liście Quito, czyli stolica Ekwadoru, leży 800 metrów niżej). Trudno się więc dziwić, że tamtejsi mechanicy lotniczy w minionych dziesięcioleciach wznosili się na niespotykane poziomy, kiedy trzeba było zapewnić siłom powietrznym sprawne maszyny, choćby były nie wiadomo jak stare. Poamerykańskie myśliwce odrzutowe F-86K Sabre, których zasadniczy projekt pamięta wszak końcówkę drugiej wojny światowej, dosłużyły w Boliwii 1994 roku!
#2 Bolivia (🇧🇴):
The Bolivian Air Force is often overlooked in South America, and often a home to relics of the past. The Bolivians just retired their T-33 light attack plane in 2017, a design dating back to WW2 with it being a development of the P-80.(5/23) pic.twitter.com/wduiXSq2mE
— SA_Defensa (@SA_Defensa) October 7, 2022
Około 2008 roku podjęto decyzję, iż czas poszukać następców innych przedpotopowych samolotów – szkolno-treningowych Canadairów CT-133, czyli kanadyjskiej odmiany T-33; Boliwia była ostatnim na świecie użytkownikiem samolotów tej rodziny. Wybór padł na chińsko-pakistańskie Hongdu JL-8, znane też jako Karakorum-8, a w Boliwii oznaczone K-8W.
Plany były ambitne, prezydent Evo Morales zadeklarował chęć stworzenia międzynarodowego ośrodka szkolenia lotniczego, w którym mieliby się uczyć przyszli piloci wojskowi z całej Ameryki Łacińskiej. Mimo to stareńkie CT-133 wciąż latały – aż do 2017 roku. Obecnie całość boliwijskiego lotnictwa bojowego tworzą K-8W. Dostarczono sześć maszyn, z czego jedna rozbiła się w marcu ubiegłego roku. Oprócz tego w służbie pozostają dwa szkolno-treningowe Pilatusy PC-7.
Poszukiwania nowych samolotów bojowych trwają w Boliwii od lat osiemdziesiątych, ale na poważnie ruszyły dopiero siedem lat temu. Na zapytanie w sprawie zakupu dwudziestu myśliwców odpowiedziały Brazylia, Argentyna, Francja i Rosja. Zakładano wówczas pozyskanie tańszych samolotów używanych. Później pojawiła się koncepcja zrezygnowania z myśliwców i kupienia jedynie Super Tucano, a jeszcze później mówiono o argentyńskich samolotach IA-63 Pampa III. Wszystkie te plany jeden po drugim trafiały do kosza.
Co na przyszłość?
Resorty obrony obu krajów są obecnie postawione pod ścianą (czy też raczej: same się tam postawiły). Dalsze zwlekanie będzie oznaczało de facto rozwiązanie lotnictwa bojowego z prawdziwego zdarzenia, prawdopodobnie na zawsze. Mówimy jednak o niezbyt bogatych krajach, a w przypadku Boliwii do tego o kraju, który zasadniczo nie ma wrogów zewnętrznych, co sprawia, że, inaczej niż w przypadku Ekwadoru, brakuje zewnętrznego impulsu do modernizacji.
Jeżeli w Boliwii w końcu zapadną jakieś konkretne decyzje, wydaje się, że zobaczymy zwrot w kierunku lekkich samolotów bojowych lub nawet uzbrojonych samolotów szkolnych. Ze względów politycznych Boliwia najchętniej kupiłaby samoloty rosyjskie lub chińskie, ale tam trudno byłoby znaleźć maszyny odpowiadające potrzebom La Paz. W grę wchodziłyby albo Hongdu L-15B, albo Jak-130, które mogą przenosić bomby i pociski powietrze–powietrze krótkiego zasięgu, ale oczywiście Rosjanom toczącym bandycką wojnę w Ukrainie trudno byłoby zrealizować takie zamówienie. Stawia to Chińczyków na uprzywilejowanej pozycji. W razie potrzeby mogą oni zaoferować także drugą maszynę tej klasy – Guizhou JL-9, prostszą i tańszą, opartą na zmodyfikowanym płatowcu J-7, czyli MiG-a-21.
Boliwia nie stroni jednak od interesów z europejskim przemysłem zbrojeniowym. Mogłoby to otworzyć drzwi Włochom z ich M-346FA. Ale już na przykład FA-50 prawdopodobnie jest z góry skreślony ze względu na udział amerykańskiego przemysłu. Wreszcie gdyby Boliwia chciała sięgnąć po pełnokrwiste myśliwce, zawsze można kupić chińsko-pakistańskie Thundery. Wydaje się jednak, iż JF-17 wykraczałyby zarówno poza realne potrzeby Boliwii, jak i poza granicę woli politycznej w obecnych, popandemicznych realiach gospodarczych.
Dla Ekwadoru ograniczenie się do uzbrojonych samolotów szkolnych byłoby nie do przyjęcia ze względu na wciąż żywą pamięć o wojnach z Peru. To, co dla La Paz stanowi górną półkę, dla Quito jest absolutnym minimum. Jeśli Ekwador uzna, że pragnie kupić nowe samoloty, w ewentualnym przetargu teoretycznie mogą walczyć M-346FA i FA-50. Jako że Peru stawia na maszyny rosyjskiej proweniencji, Ekwadorczycy naturalnie spoglądają na samoloty amerykańskie, zwłaszcza teraz, kiedy stosunki na linii USA–Ekwador poprawiły się wraz z końcem kryzysu wokół azylu dla Juliana Assange’a i objęciem stanowiska prezydenta przez Guillerma Lasso.
Przecieki z Quito sugerują jednak, iż już dawno podjęto decyzję o zakupie używanych rasowych samolotów myśliwskich. Siły powietrzne mają ponoć apetyt na dwie eskadry – czyli dwadzieścia cztery samoloty – F-16C/D lub F/A-18C/D. Pierwsze podchody w tym zakresie poczyniono najprawdopodobniej już w marcu 2009 roku, dwanaście miesięcy po kolumbijskiej operacji „Fénix”. Wtedy jednak Amerykanie odnieśli się do sprawy chłodno; wyraźnie się obawiali, że Ekwador powtórzy scenariusz wenezuelski i podobnie jak Wenezuela stanie się krajem wrogim Stanom Zjednoczonym, ale używającym Fighting Falconów. Skazało to Quito na zakupy w RPA. Dziś wszystko wskazuje, że takich obaw już nie ma.
Zobacz też: Iran utworzył flotyllę nosicieli bezzałogowców