Cztery fregaty typu F125 Baden-Württemberg są dla niemieckiej marynarki wojennej problemem. Duże, za to praktycznie nieuzbrojone okręty nie nadają się do zastosowania w trakcie pełnoskalowego konfliktu zbrojnego, którego ryzyko powróciło w Europie wraz z rosyjską inwazją na Ukrainę. Na konferencji DWT-Marineworkshop w Linstow kontradmirał Christoph Müller-Meinhard, kierujący dowództwem wsparcia Marine, przedstawił pomysł na dozbrojenie kłopotliwych fregat, a wypracowane z myślą o nich rozwiązania mają pomóc w modernizacji starszych okrętów.
W pierwszej dekadzie obecnego stulecia dowództwo Marine wpadło na pomysł zbudowania „fregaty ekspedycyjnej”. Chodziło o stworzenie jednostek o dużym zasięgu, optymalizowanych pod kątem udziału w konfliktach asymetrycznych, takich jak misje antypirackie. Koncepcja miała od samego początku zagorzałych krytyków, był to jednak głos wołającego na puszczy.
W rezultacie powstały cztery okręty o wyporności 7200 ton, uzbrojone tylko w działo Oto Melara 127/64 Lightweight kalibru 127 milimetrów, dwa działka kalibru 27 milimetrów i pięć zdalnie sterowanych stanowisk Hitrole-NT z karabinami maszynowymi kalibru 12,7 milimetra. Uzbrojenie rakietowe ograniczono do ośmiu wyrzutni pocisków przeciwokrętowych Harpoon, docelowo zaś NSM, i dwóch zestawów obrony bezpośredniej RAM Block II. Zaletą jest natomiast duży hangar, przewidziany dla dwóch śmigłowców NH90.
Gdy w 2014 roku Rosja anektowała Krym i została ponownie zdefiniowana jako główny przeciwnik NATO, pozbawione zdolności ZOP i systemu przeciwlotniczego średniego zasięgu fregaty F125 okazały się na dobrą sprawę nieprzydatne do niczego. Nie dziwi więc, że w opublikowanym na początku ubiegłego roku dokumencie Zielbild Marine 2035+ przedstawiający plany struktury sił morskich na rok 2035, pojawił się pomysł wycofania pierwszej z czterech „ekspedycyjnych” fregat.
Jasnym punktem w dotychczasowej karierze tych okrętów jest wprowadzenie do niemieckiej marynarki wojennej systemu rotacji obsady. Fregaty mają dwie pełne załogi. Rozwiązanie z powodzeniem przetestowano w praktyce dopiero w tym roku, gdy Baden-Württemberg udała się na Pacyfik. Przy tej okazji warto wspomnieć, że 14 września podczas rejsu z Japonii na Filipiny fregata wraz z towarzyszącym jej zaopatrzeniowcem Frankfurt am Main przeszły przez Cieśninę Tajwańską, oczywiście ku dużemu niezadowoleniu Pekinu.
LOOK: The German Navy ships FGS Baden-Württemberg (F222) and FGS Frankfurt am Main (A1412) are seen docked at Pier 15 in Manila on Monday, September 16. The two ships visited the Philippines as part of the Indo-Pacific Deployment 2024 (IPD 24).
: Arnold Quizol | MB pic.twitter.com/2eNxecqavj
— Manila Bulletin News (@manilabulletin) September 16, 2024
Wracając do pomysłu kontradmirała Müllera-Meinharda – skoro fregaty są już w służbie i kosztowały niemało (łączny koszt programu wyniósł 3,1 miliarda euro), to ich przedwczesne wycofanie ze służby byłoby rozrzutnością. A przecież Marine brakuje okrętów, tymczasem duży rozmiar fregat i pewien zapas wyporności pozwalają na dozbrojenie.
Müller-Meinhard chce rozwiązać podstawowy problem F125, ten dotyczący obrony przeciwlotniczej. Kontradmirał zaproponował, aby jednostki dozbroić w morską wersję systemu Iris-T SLM. Pomysł nie jest taki egzotyczny. Francusko-włoskie pociski rodziny Aster są stosowane na okrętach i w lądowym systemie SAMP/T. Wersję lądową i morską tak samo ma izraelsko-indyjski system Barak 8. A rosyjski system Fort to w końcu nic innego jak morska wersja S-300.
Przykładów więc nie brakuje. Zaletą takiego rozwiązania jest wykorzystanie produkowanego i sprawdzonego w walce systemu, do tego stosowanego już w różnych wersjach przez Bundeswehrę. Wszystko to skraca czas wdrożenia i obniża koszty. Według serwisu hartpunkt.de morska wersja IRIS-T może być gotowa do testów już w przyszłym roku. System może być też opcją w przypadku decyzji o modernizacji starszych fregat typów 123 Brandenburg i 124 Sachsen.
Kolejna możliwa opcja dozbrajania „ekspedycyjnych” fregat to ich integracja z dużymi bezzałogowcami podwodnymi BlueWhale, zaprezentowanymi przez IAI w ubiegłym roku. Kontradmirał Müller-Meinhard nie wyrażał się jednak zbyt jasno w tej kwestii. Testy systemu mają zostać przeprowadzone w ośrodku badawczym niemieckiej marynarki wojennej w Eckernförde jeszcze w tym roku. Zapewne od ich rezultatów będzie zależeć dalsze zainteresowanie Marine tą konstrukcją.
Ostatnim punktem na liście Müllera-Meinharda było dalsze wzmacnianie obrony przeciwlotniczej. Trochę niespodziewanie okazuje się, że Baden-Württemberg i jednostki siostrzane mają w tej kategorii atut w postaci swoich dział Oto Melara 127/64 Lightweight kalibru 127 milimetrów. Jak łatwo się domyślić, chodzi o amunicją programowalną.
Amunicja programowalna jest obecnie, przynajmniej w Europie, uważana za przyszłość artylerii przeciwlotniczej. Jest też atrakcyjną opcją dla artylerii okrętowej. Początkowo, niezmiennie wierni artylerii okrętowej Włosi rozwijali amunicję DART kalibru 76 milimetrów, a następnie Vulcano kalibru 127 milimetrów z myślą o zwalczania celów lądowych i nawodnych. Jak jednak dowiódł niszczyciel Caio Duilio (D 554), amunicja precyzyjna dobrze sprawdza się w zwalczaniu celów powietrznych. Na przełomie lutego i marca okręt przy użyciu pokładowej artylerii zestrzelił nad Morzem Czerwonym drona wysłanego przez jemeński ruch Huti.
W kontekście fregat typu 125 należy mówić o amunicji Vulcano. W zależności od wersji ma ona zasięg od 60 do około 100 kilometrów. Co więcej, Vulcano można wystrzeliwać w trybie „odpal i zapomnij”, umożliwiając okrętowi niemal jednoczesne atakowanie kilku celów. Poza celnością równie istotna jest duża szybkostrzelność dział okrętowych, pozwalająca „zdusić” obronę przeciwnika. Te same atuty doskonale sprawdzają się także w obronie przeciwlotniczej. W końcu, a może przede wszystkim, kolejnym atutem artylerii jest znacznie niższy niż w przypadku pocisków rakietowych koszt amunicji.