Już w najbliższy poniedziałek do Gabinetu Owalnego wróci Donald Trump. Dla Polaków najważniejszym pytaniem na krótką metę pozostaje, w jaki sposób nowy prezydent Stanów Zjednoczonych podejdzie do trwającej wojny w Ukrainie. Na powrót Republikanów do władzy szykuje się jednak cały świat, w tym Bliski Wschód, który znacząco się zmienił w ciągu ostatnich lat. Trudno przewidzieć, jak zachowa się polityk, który chętnie rzuca obietnicami i łatwymi rozwiązaniami, często niemającymi odzwierciedlenia w rzeczywistości. Warto jednak pokusić się o kilka prognoz.
Izrael
W przypadku Izraela sprawa jest prosta. Trump krytykował administrację Joe Bidena za niewystarczające wsparcie bliskowschodniego sojusznika. W grudniu zapowiedział, że jeśli Hamas nie wypuści zakładników przed początkiem jego kadencji, spuści na nich piekło. Owo porozumienie ma właśnie być dopinane, a to Donald Trump jako pierwszy ogłosił sukces rozmów. Niezależnie od tego, czy Hamasowi uda się uniknąć realizacji gróźb, wszyscy wrogowie Izraela mogą spodziewać się twardej polityki Waszyngtonu.
O bliskim wsparciu dla Izraela świadczą też zapowiadane nominacje na sekretarzy w przyszłej administracji. Zapowiadany jako przyszły sekretarz stanu Marco Rubio jest zagorzałym zwolennikiem Izraela, sprzeciwiającym się nawet rozwiązaniu dwupaństwowemu. Przyszły sekretarz obrony Pete Hegseth też jest kojarzony z ciepłymi wypowiedziami wobec Izraela oraz twardym stosunkiem do Iranu i całego islamu. Osobiste relacje Trumpa z Netanjahu był ciepłe, chociaż po utracie władzy Trump czuł zawód w związku z szybkimi gratulacjami premiera Izraela dla Bidena, pomimo protestów jego rywala.
Izrael jest w tym równaniu pewną stałą i nic nie wskazuje, by Donald Trump miał wchodzić na kurs kolizyjny z jednym ze swoich najbliższych sojuszników. Ewentualna zmiana władzy w Knesecie może wpłynąć na działania amerykańskiego prezydenta, jednak bliska współpraca między dwoma sojusznikami jest w obu państwach ponadpartyjna.
Syria
Jak nacisk na współpracę izraelsko-amerykańską w polityce Trumpa jest pewnikiem, tak relacje z Syrią są w sporej mierze niewiadomą. Nie jest to jedynie wina przyszłego prezydenta, ale również rządu w Damaszku, który nadal unika twardych deklaracji w sprawach międzynarodowych. Według Trumpa obecne wydarzenia w Syrii „nie są naszą walką”. Warto tutaj przypomnieć, że to właśnie za czasów kadencji republikanina obecność amerykańska w Syrii zostało stanowczo ograniczona (co doprowadziło między innymi do ustąpienia sekretarza obrony Jima Mattisa).
Opposition fighters in Syria, in an unprecedented move, have totally taken over numerous cities, in a highly coordinated offensive, and are now on the outskirts of Damascus, obviously preparing to make a very big move toward taking out Assad. Russia, because they are so tied up…
— Donald J. Trump (@realDonaldTrump) December 7, 2024
Wydaje się jednak, że relacje z Syrią będą chłodne. Przyszłą dyrektorką wywiadu narodowego (Director of National Intellence) ma zostać Tulsi Gabbard, która słynęła z ciepłych wypowiedzi odnośnie do Baszszara al-Asada. Co ciekawe, nominatka od kilku tygodni nie jest specjalnie skłonna do wypowiadania się na temat tego kraju, zapewnia za to, iż będzie wykonywała wolę prezydenta.
Innym, zapewne najbardziej znaczącym elementem, jest fakt popierania przez Trumpa polityki Binjamina Netanjahu, która w oczywisty sposób jest sprzeczna z syryjskim interesem narodowym. Sam Abu Muhammad Al‑Dżaulani, o ile nie jest już powiązany z Al‑Kaidą, nie jest liberalnym proamerykańskim przywódcą. Tworzy to w naturalny sposób limit w bliskości relacji amerykańsko-syryjskich, który z czasem zacznie być widoczny.
Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.
Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.
Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.
Iran
W przypadku Iranu sytuacja jest jednocześnie prosta i skomplikowana. Iran jest wrogiem Stanów Zjednoczonych. Kwestią otwartą pozostaje jednak, jak zażarcie nowa administracja będzie walczyć z Islamską Republiką. Poprzednio stosowana polityka maksymalnej presji na Iran nie odniosła oczekiwanych rezultatów, a irańskie dążenia do pozyskania broni atomowej nadal trwają.
Czy jednak oznacza to, że Trump podpisze umowę z Iranem? Głównym celem nowego-starego prezydenta jest utrzymanie izraelskiego monopolu na broń masowego rażenia w Azji Zachodniej. Sporo zależy od postawy Teheranu, który nie ufa Trumpowi po zerwaniu poprzedniego porozumienia nuklearnego. Czynnikiem, który może skłaniać Iran do „paktu z diabłem”, jest kryzys ekonomiczny, który nasilił się w ostatnich miesiącach. Również sam Trump może być osobiście uprzedzony do reżimu ajatollahów z racji na rzekome próby zorganizowania zamachu na prezydenta. Sam Teheran zdementował te oskarżenia.
Prawdopodobny wydaje się scenariusz, wedle którego Trump będzie się starał po raz kolejny docisnąć Iran do ściany i zmusić do ustępstw. Czy jednak zakończy się to podpisaniem umowy? Istotnym czynnikiem może być sytuacja wewnętrzna w Iranie. Wskazywałoby to na z grubsza kontynuację poprzedniej polityki, warto jednak poczekać i zobaczyć, jak tym razem będzie się ona objawiać.
Państwa Zatoki Perskiej
Z racji na duże zaangażowanie w kwestię irańską Trump prowadził ożywioną politykę z państwami Zatoki Perskiej. To właśnie Arabia Saudyjska była pierwszym gospodarzem zagranicznej wizyty Donalda Trumpa jako prezydenta Stanów Zjednoczonych. Zorganizowano ją w ramach szczytu rijadzkiego, na które składały się trzy spotkania – z Arabią Saudyjską, z państwami Rady Współpracy Zatoki Perskiej i z Organizacją Współpracy Islamskiej. Do historii przeszły bardzo ciepłe relacje Trumpa z księciem koronnym Muhammadem ibn Salmanem, które zaowocowały licznymi kontraktami zbrojeniowymi. Dużym sukcesem były również Porozumienia Abrahamowe, czyli uznanie Izraela przez ZEA i Bahrajn.
W ciągu kadencji Bidena sytuacja w Zatoce znacząco się zmieniła. Najważniejszym wydarzeniem była normalizacja irańsko-saudyjska, w której mediatorem były Chiny. Arabia Saudyjska po niemal dziesięciu latach interwencji jest zmęczona wojną w Jemenie i szuka porozumienia z Ruchem Huti. Jeśli Trump zdecyduje się na agresywną politykę wobec Iranu czy Hutich, władze Arabii Saudyjskiej nie będą tak skore do współpracy jak w poprzedniej kadencji.
Mało prawdopodobne są również kolejne sukcesy w promowaniu normalizacji relacji Izraela z państwami arabskimi. Działania Izraela w Gazie, Libanie i Syrii odbiły się szerokim echem w całym świecie arabskim i muzułmańskim. Powoduje to, że każde państwo regionu, które w najbliższym czasie zbliży się do Izraela, będzie musiało mierzyć się z dużym oporem społecznym i kosztami wizerunkowymi. Pewne rany muszą zakrzepnąć, aby proces normalizacji ponownie ruszył. Możliwe jest jedynie rozwijanie nieoficjalnej współpracy z dala od fleszy kamer.
Kolejnym ciekawym zagadnieniem jest kwestia relacji państw zatoki z Chinami. O ile w kwestii wojskowej monarchie Półwyspu Arabskiego stawiają na Stany Zjednoczone, o tyle w sferze gospodarczej to Chiny są najważniejszym partnerem, co może wiązać się z naciskami ze strony Waszyngtonu. Kwestią sporną może być również polityka cenowa w obszarze ropy naftowej. Mimo wszystko wydaje się, że współpraca państw Zatoki Perskiej ze Stanami Zjednoczonymi będzie trwać, jednak jej intensywność może być słabsza w porównaniu z pierwszą kadencją.
Jemen
Sytuacja w Jemenie pozostaje problemem dla Stanów Zjednoczonych. Waszyngton zapewne nadal będzie starał się wzmocnić legalny rząd Jemenu. Podobnie do administracji Bidena nowi przedstawiciele USA będą próbować zaangażować państwa regionu w udział w czerwonomorskim kryzysie. Według izraelskiego Jerusalem Post nowe władze w Stanach Zjednoczonych przyjmą bardziej radykalną politykę względem Hutich. Może się to wiązać z intensyfikacją działań ofensywnych przeciwko Hutim, jak również ponownym określeniem Ansar Allah jako Zagranicznej Grupy Terrorystycznej. Pytaniem pozostaje, czy taka strategia okaże się skuteczna. Huti są bardzo opornym przeciwnikiem, odznaczającym się fanatyzmem i doświadczeniem w walce z silniejszym wrogiem.
Można też zadać pytanie, czy amerykańscy wojskowi nie będą starać się odwieść Trumpa od tej decyzji. Nowy prezydent zdecydowanie nie chce być kojarzony z kolejnym przedłużającym się bliskowschodnim konfliktem, a problem jemeński będzie zdecydowanie jednym z największych wyzwań dla bliskowschodniej polityki Stanów Zjednoczonych.
Bliski Wschód – oczko w głowie czy smutny obowiązek?
Dla Trumpa najważniejszym teatrem jest zdecydowanie Pacyfik i rywalizacja z Chinami. Nie zmienia to faktu, że podczas swojej poprzedniej kadencji prezydent-elekt z dużym zaangażowaniem zajmował się polityką w obszarze Bliskiego Wschodu. Wydaje się, że i tym razem Trump będzie musiał poświęcić dużo energii na ten obszar świata. W sporej mierze jest to efekt destabilizacji regionu po 7 października 2023 roku. Stany Zjednoczone, jak na światowe mocarstwo przystało, ma w sporej mierze niezmienne interesy, a główną różnicą będzie sposób ich realizowania. Po Trumpie możemy spodziewać się jastrzębiej polityki, bardziej stanowczej od Joe Bidena, co jednak nie jest równoznaczne ze wzrostem jej efektywności. Ta jest trudna do przewidzenia, a o jej wyniku przekonamy się w najbliższych latach.