Oto jedna z tych spraw, które są zbyt absurdalne, aby brać je na poważnie, ale też zbyt absurdalne, aby o nich nie napisać. Deputowany do Dumy Siergiej Karginow z Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji, wiceprzewodniczący komisji do spraw Dalekiego Wschodu i Arktyki, wystąpił z wnioskiem o odkupienie chińskiego lotniskowca Liaoning.

Według Marginowa lotniskowiec – zwodowany w 1988 roku jako Riga, a następnie przemianowany na Wariaga – miałby zostać nowym okrętem flagowym Floty Czarnomorskiej w miejsce zatopionego krążownika Moskwa. Jakby tego było mało, Marginow zaproponował, aby pod Banderą Świętego Andrzeja okręt nosił imię zmarłego w kwietniu ubiegłego roku Władimira Żyrinowskiego, byłego szefa LDPR.



Marginow stara się, aby jego przedsięwzięcie wyglądało poważnie. Wniosek skierował do Aleksieja Owczinnikowa, szefa wydziału współpracy azjatyckiej i pacyficznej w ministerstwie spraw zagranicznych. Wybrał więc mało eksponowany, ale kompetentny w tej sprawie urząd, a nie, dajmy na to, samego prezydenta. Niemniej trudno nie zauważyć, że chodzi przede wszystkim o nieudolne wbijanie szpili Ukrainie. Sam wybór nowego patrona okrętu ma być taką szpilą – ultranacjonalista Żyrinowski był wrogiem ukraińskiej niepodległości i popierał inwazję.

Wariaga, podobnie jak Admirała Kuzniecowa, zbudowano w stoczni w Mikołajowie (wówczas noszącej numer 444). Po rozpadzie Związku Sowieckiego nieukończony okręt pozostał w niepodległej już Ukrainie, a chociaż Rosja chciała go przejąć i dokończyć, nijak nie była w stanie wyczarować potrzebnych pieniędzy. I tak w marcu 1995 roku nieukończony okręt przeszedł na własność stoczni (wówczas już Czarnomorskiej) w ramach rozliczenia długów i został pozbawiony niektórych instalacji systemów łączności i uzbrojenia. Dopiero w 1998 roku został sprzedany za 20 milionów dolarów firmie z Makau, która jakoby chciała zeń uczynić pływający hotel i kasyno.

Karginow uzasadnia swój wniosek z typowo raszystowskim urokiem: „Okręt miał być jednym z najważniejszych w Związku Sowieckim. Po rozpadzie kraju Ukraina wolała go sprzedać faktycznie za parę butelek wódki, po cenie złomu”. Pomijając absurdalność tego stwierdzenia, nie jest ono nawet prawdziwe. Stocznia w Mikołajowie uzyskała cztero- lub pięciokrotność ceny złomu. Tak dobra cena pozwalała zresztą już wtedy się domyślać, że ktoś w Państwie Środka ma poważniejsze plany wobec Wariaga.



Podróż okrętu do Chin nie obyła się bez przygód. Wariag wyszedł w morze 14 czerwca 2000 roku, ale jako że Turcja zabroniła mu przejścia przez cieśniny czarnomorskie, został de facto uwięziony na Morzu Czarnym. Musiał tam krążyć bez celu, czekając, aż Ankara wreszcie się ugnie, co nastąpiło dopiero w listopadzie 2001 (!) roku.

Do Chin Wariag dotarł w marcu 2002 roku po rejsie dokoła Afryki. Nie wiadomo, kiedy dokładnie ruszyły prace mające przystosować go do służby w marynarce wojennej Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, ale prawdopodobnie wstępne oględziny pod kątem późniejszej przebudowy zaczęto praktycznie natychmiast. W czerwcu 2005 roku okręt wprowadzono do suchego doku w Dalianie. Próby morskie ruszyły niemal dokładnie sześć lat później; wówczas oficjalna wersja, którą ogłosił generał Chen Bingde, stanowiła, że chodzi o uczynienie z Wariaga jednostki badawczej. 25 września 2012 roku okręt lotniskowiec wszedł do służby liniowej.

Oczywiście nie może być mowy o tym, żeby Pekin chciał sprzedać swój pierwszy lotniskowiec. Liaoning jest Chinom – jak w tej starej anegdocie o Stalinie, Berii i Kapicy – niezbędny i nie ma rady. Wprawdzie chińska marynarka wojenna traktuje Liaoninga i półbliźniaczego Shandonga jako okręty szkoleniowe o ograniczonej wartości bojowej, ale to właśnie na ich pokładach wykluwają się procedury, metody i nawyki użytkowania jednostek tej klasy.



Z kolei Rosji drugi lotniskowiec jest potrzebny jak umarłemu kadzidło. Nawet jeden to w obecnej sytuacji nadmiar luksusu, ale jak już wielokrotnie pisaliśmy, dla Kremla nie do pomyślenia jest rezygnacja z podtrzymywania imperialnej ułudy. Dlatego też feralny Admirał Kuzniecow wciąż przechodzi remont, po którym rzekomo ma spędzić w służbie jeszcze ćwierć wieku.

Wiadomo, że oficerowie zawodowi w dowództwie Floty Północnej i w dowództwie całej marynarki wojennej chętnie by się pozbyli kłopotliwego ciężaru, który jedynie pochłania pieniądze i moce przerobowe, a nie oferuje w zamian żadnego potencjału bojowego. Zwłaszcza teraz, kiedy gospodarka rosyjska ledwie zipie pod ciężarem sankcji, a siły zbrojne są już wyczerpane wojną. Ale bez zmiany władzy na Kremlu zapewne nie doczekamy się zmiany nastawienia wobec jedynego rosyjskiego „ciężkiego krążownika lotniczego”.

Zobacz też: 65. Eskadra Agresorów reaktywowana z „chińskimi” F-35A

US Naval War College