Jak informuje francuski tygodnik La Tribune, koncern Dassault Aviation negocjuje z Serbią sprzedaż wielozadaniowych samolotów bojowych Rafale. Początkowo rozmowy miały dotyczyć sześciu egzemplarzy, ale potencjalnie w grę wchodzi także zwiększenie zamówienia do dwunastu. Sprawa nie jest zupełnie nowa – zainteresowanie Belgradu Rafale’ami potwierdzono już w grudniu ubiegłego roku – ale wydaje się, iż teraz może ruszyć z kopyta.

Dassault złożył wstępną ofertę w ubiegłym miesiącu, ale La Tribune podkreśla, że koncern bacznie się przyglądał niedzielnym wyborom prezydenckim w Serbii. Zwyciężył w nich Aleksandar Vučić, który w siedzibie koncernu postrzegany jest jako katalizator potencjalnej transakcji. Reelekcja Vučicia oznacza ugruntowanie dotychczasowego kierunku politycznego Serbii: prorosyjskiego, antyamerykańskiego, a przede wszystkim anty-NATO-wskiego.

Moskwie pozostało w Europie już tylko trzech sojuszników: Białoruś, Węgry i właśnie Serbia. W przeciwieństwie do Budapesztu Belgrad nie jest związany standardami NATO i może spokojnie kupować rosyjskie uzbrojenie, ale kompromitacja rosyjskich sił zbrojnych w wojnie w Ukrainie sprawia, iż nawet wierni sojusznicy będą się wzbraniali przed kupowaniem broni spod znaku Sdiełano w Rossii. Serbowie od dawna starają się zresztą dywersyfikować źródła sprzętu wojskowego i kupują na przykład śmigłowce Airbusa.

Wszystkie te czynniki chcą zdyskontować Francuzi. Według mediów znad Sekwany władze koncernu są już pewne swego, mimo że do podpisania kontraktu jeszcze nie doszło. Trudno się dziwić – realia polityczne wyeliminowały wszystkich konkurentów. O rosyjskich myśliwcach już wspomnieliśmy. Wciąż żywa wściekłość po NATO-wskiej kampanii lotniczej w 1999 roku przekreśla zaś szanse F-16 i Typhoonów. Francuzom z jakiegoś powodu wybaczono czynny udział w operacji „Allied Force”. Jedynym europejskim konkurentem Rafale’a mógłby być Gripen, ale nic nie wiadomo o jakimkolwiek zainteresowaniu Szwedów zamówieniem z Belgradu.

Francuski Rafale C.
(Aldo Bidini, GNU Free Documentation License, Version 1.2)

Według La Tribune Dassault jest spragniony sukcesów eksportowych w Europie po klęsce w przetargach w Szwajcarii i Finlandii, zwłaszcza że w obu krajach Rafale przegrał ze znienawidzonym przez prezesa Érica Trappiera Lightningiem II. Sprzedaż samolotów bojowych do krajów europejskich jest istotna także dla władz Republiki Francuskiej, dla których jest to element budowy partnerstwa paneuropejskiego i promowania europeizacji rynku zbrojeniowego na Starym Kontynencie.

Do tej pory wszystkie duże zamówienia na Rafale’e przychodziły jednak spoza Europy. Indonezja zamówiła czterdzieści dwa myśliwce, Egipt – pięćdziesiąt cztery, do Zjednoczonych Emiratów Arabskich trafi osiemdziesiąt maszyn, a do Kataru – trzydzieści sześć.



W Europie największym klientem jest na razie Grecja, która zamówiła dwadzieścia cztery samoloty, ale z tego dwanaście używanych. Także Chorwacja kupi dwanaście używanych Rafale’i. Trudno obecnie powiedzieć, czy Belgrad zdecyduje się na myśliwce fabrycznie nowe. Francuzi na pewno będą obstawać przy takim rozwiązaniu, ale jeśli Belgrad nie będzie miał skąd wyczarować pieniędzy, Dassault i Pałac Elizejski zapewne ustąpią tak samo, jak ustąpili w Grecji.

Serbski MiG-29.
(Marko M, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

Osobną kwestią pozostaje pytanie, do jakiego stopnia chorwackie Rafale’e dały impuls Serbii do poszukania nowych samolotów bojowych. Według raportu World Air Forces 2022 serbskie wojska lotnicze posiadają trzynaście myśliwców MiG-29 i siedemnaście uderzeniowych Soko J-22 Orao. Te pierwsze powinny mieć przed sobą jeszcze dziesięć lat służby, toteż zakup ich następców nie powinien być palącą kwestią – ale najwyraźniej jest.

Jeśli nawet Serbia kupi tuzin Rafale’i, wszystkie zamówienia europejskie razem wzięte będą mniejsze od zamówienia egipskiego. Ale jak zwraca uwagę La Tribune, kiedy sprzedaje się samoloty, nie ma czegoś takiego jak „małe zamówienie”. O każde warto walczyć. Zwłaszcza że stanie się ono przeciwwagą dla rosnących wpływów chińskich w Belgradzie. Przypomnijmy, że w 2020 roku ujawniono zakup chińskiego systemu przeciwlotniczego FK-3. Wiadomo, że Belgrad chciał kupić trzy baterie za kwotę mniej więcej 200 milionów dolarów. Serbia kupiła również sześć chińskich rozpoznawczo-uderzeniowych bezzałogowych statków latających Cai Hong-92A (CH-92A).



Równoczesne zaopatrywanie w samoloty dwu zwaśnionych państw – Serbii i Chorwacji – da Paryżowi (przynajmniej teoretycznie) sposobność bycia języczkiem u wagi w ewentualnych przyszłych kryzysach. I pozostaje już tylko jeden szkopuł. Ewentualna transakcja będzie musiała uzyskać zgodę CIEEMG, czyli międzyresortowej komisji do badań nad eksportem uzbrojenia. Serwis Opex360.com przypomina, że w przypadku Serbii raz już wydano taką zgodę: w 2019 roku w sprawie sprzedaży pocisków przeciwlotniczych Mistral 3. Ale to było jeszcze przed bandycką napaścią Rosji na Ukrainę.

Nie należy mieć wątpliwości co do tego, że Francuzi chcą sprzedać Belgradowi samoloty. Ale od wybuchu wojny Paryż pod batutą Emmanuela Macrona konsekwentnie utrzymuje kurs proukraiński i nic nie wskazuje na to, aby chciał go zmienić. Czyżby ktoś nad Sekwaną miał nadzieję, że to Belgrad zmieni kurs, skuszony wizją francuskich myśliwców? W kontekście dominującej w Serbii narracji prorosyjskiej byłaby to straszliwa naiwność.

Zobacz też: Ruszają prace nad FFX-IV – nową generacją południowokoreańskich fregat

Dassault Aviation / K. Tokunaga