Podejmowane w ostatnich tygodniach przez Waszyngton i Pekin próby odprężenia w dwustronnych relacjach zostały zahamowane przez incydent z chińskim balonem szpiegowskim zestrzelonym nad wschodnim wybrzeżem USA. To niejedyny problem, bowiem w ostatnich dniach amerykańskie media nagłośniły sprawę możliwego dostarczania przez Chiny sprzętu wojskowego do Rosji. W grę ma wchodzić sprzęt nawigacyjny i walki elektronicznej, a nawet części zamienne do samolotów bojowych.
Na początek konieczne jest małe przypomnienie i podsumowanie. Od chwili wybuchu wojny panują w Waszyngtonie obawy, że Chiny mogą zacząć dostarczać Rosji broń. Na razie wszelka chińska broń znajdowana po obu stronach frontu, jak chociażby amunicja moździerzowa, trafiała tam okrężną drogą z państw, które kupiły ją lata temu. W amerykańskich i nie tylko kręgach analitycznych panuje opinia, że chińskie zaangażowanie może wzrosnąć, jeśli zagrożone będzie przetrwanie nie tyle samego Władimira Putina, ile stworzonego przezeń systemu władzy. Ogólnie celem Pekinu może być utrzymanie w Moskwie przyjaźnie nastawionego „cara”.
W listopadzie ukraiński serwis Defense Express nagłośnił sprawę bardzo ożywionego ruchu ciężkich samolotów transportowych An-124 Rusłan i Ił-76 między Rosją i Chinami. Loty były na tyle intensywne, że zaczęto mówić o moście powietrznym. Kwestią cały czas nierozwiązaną pozostaje, co przewoziły te maszyny. Według chińskich spotterów na pokładach rosyjskich samolotów przewożone maja być hełmy, kamizelki kuloodporne, mundury zimowe i podobne wyposażenie. Inne spekulacje mówią o układach scalonych lub obrabiarkach.
🇷🇺Antonov An-124#Zhengzhou pic.twitter.com/TGAKyr9P0W
— 360°Radar (@wipljw) November 29, 2022
Wreszcie pod koniec stycznia administracja prezydenta Joego Bidena zaczęła wyrażać obawy o dostarczanie Rosji przez chińskie firmy sprzętu wojskowego, nieobejmującego jednak broni zabijającej. Kwestię podniesiono w toku dwustronnych rozmów, a dobór słów nie był przypadkowy. Wbrew rozpowszechnionej opinii Pekin nie ma absolutnej kontroli nad wszystkim, co się dzieje w kraju. Wystarczy wspomnieć doniesienia o nielegalnych kopalniach zatrudniających po kilka tysięcy osób czy chińskiej broni trafiającej w niejasny sposób w ręce opozycji w Mjanmie. W przypadku technologii podwójnego zastosowania kontrola jest jeszcze trudniejsza.
Tutaj na scenę wchodzi The Wall Street Journal, który 4 lutego opublikował artykuł poświęcony chińskiej pomocy wojskowej dla Rosji. Pierwsze skrzypce grają właśnie technologie podwójnego zastosowania. Gazeta opiera się na materiałach przedstawionych przez C4ADS, organizację non-profit specjalizującą się w identyfikowaniu zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego. C4ADS nie korzystał z żadnych tajnych materiałów, ale z kompletnie jawnych statystyk publikowanych przez rosyjskie władze celne. Organizacja zastrzega, że nie są to pełne dane, umożliwiają jednak zbudowanie dość dokładnego obrazu sytuacji.
Pierwszorzędną rolę odgrywają oczywiście półprzewodniki. Przed wojną miesięczna średnia wartość ich importu wynosiła prawie 34,5 miliona dolarów. Sankcje zmniejszyły ją o ponad połowę. Moskwa szybko zaczęła szukać sposobów obejścia sankcji i powoli odbudowywać dostęp do półprzewodników. Według danych C4ADS w październiku udało się osiągnąć poziom 32,82 miliona dolarów. Z tej kwoty aż 24,5 miliona przypada na Chiny.
Import wykracza jednak poza półprzewodniki. Według WSJ i C4ADS w proceder zaangażowanych ma być kilkanaście firm, w tym chińskie z branży zbrojeniowej i, co również nie jest zaskoczeniem, rosyjskie podmioty objęte nie tylko ostatnimi sankcjami. Rosyjskie firmy mają używać części tego samego typu co importowane w systemach uzbrojenia stosowanych na Ukrainie. Niestety gazeta nie podaje wielu konkretnych przykładów popartych wizualnymi materiałami OSINT.
Państwowa chińska firma sektora zbrojeniowego Poly Technologies ma dostarczać układy nawigacji dla śmigłowców Mi-17. Z kolei Fujian Nanan Baofeng Electronic Co. za pośrednictwem niewymienionego uzbeckiego państwowego podmiotu z branży zbrojeniowej ma eksportować do Rosji maszty teleskopowe wykorzystywane następnie w kompleksie SIGINT/WRE RB-531B Infauna (na zdjęciu poniżej).
Seems like 31st Guards Air-Assault Brigade #Ulyanovsk also received RB-531B Infauna #EW complex https://t.co/A4QTx54Ror image(c)popmeh.ru pic.twitter.com/DG0eWjTovd
— S O V A (@Russian_Defence) May 3, 2017
Tutaj zaczyna robić się ciekawie, bowiem gazeta skontaktowała się z firmą Fujian Baofeng Electronic Co. Jej prezes, Wang Shaofeng, stwierdził, że być może ktoś się podszywa, bowiem nazwa jego firmy nie zawiera Nanan, a poza tym nie produkuje anten teleskopowych ani nie ma kontaktów z uzbeckimi państwowymi przedsiębiorstwami zbrojeniowymi. Jednak amerykańska Federalna Komisja Łączności posiada dokumenty złożone przez Fujian Nanan Baofeng Electronic Co. dotyczące sprzedaży w USA radiotelefonów dwukierunkowych zawierają pasujące dane kontaktowe i są podpisane przez Wang Shao Fenga. Z drugiej strony maszt teleskopowy trudno uznać za sprzęt WRE per se.
Jeszcze ciekawiej wygląda sprawa korporacji lotniczej AVIC, która ma wysyłać do Rosji części zamienne do Su-35. Po wielu latach negocjacji Chiny zgodziły się w końcu kupić dwadzieścia cztery Su-35, jednak nie podjęły ich licencyjnej produkcji. Oczywiście może chodzić o kompatybilne części z Su-27 i Su-30, które są na szeroką skalę produkowane w Chinach. Inna ewentualność to zamówienie przez Rosjan konkretnych elementów u AVIC. Pytanie tylko, czy produkcja jest prowadzona w ramach licencji czy też Rosjanie ostatecznie pogodzili się z naruszaniem przez Chińczyków praw własności intelektualnej. Kolejna możliwość to błąd w dokumentach lub analitycy niezbyt obeznani z lotnictwem.
Istotną pozycję w rosyjskich statystykach celnych zajmują drony chińskiej firmy DJI. Obie walczące strony używają tych bezzałogowców na szeroką skalę. Początkowo DJI wzorem Pekinu wspierało Moskwę, jednak z czasem polityka ta została uznana za szkodzącą interesom. W efekcie firma wstrzymał usługi i sprzedaż dronów zarówno do Rosji, jak i do Ukrainy. W korespondencji z WSJ DJI otwarcie przyznało, że jego drony trafiają do obu państw przez licznych pośredników, wskazało nawet na prowodyra w tym procederze – Zjednoczone Emiraty Arabskie.
Właśnie to państwo wraz z Turcją jest jednym z głównych kanałów pozwalających Rosji obchodzić sankcje. Z tego względu Ankara i Abu Zabi są pod stałą presją dyplomatyczną Waszyngtonu. Pewne sukcesy miały zostać osiągnięte w przypadku Turcji, natomiast Emiraty zręcznie lawirują i zarabiają niemałe pieniądze. Z tego powodu USA i Unia Europejska pracują nad nowymi metodami sankcji mającymi uderzać nie w konkretne podmioty czy produkty, ale całe łańcuchy dostaw. Oczywiście nikt rozsądny nie liczy na całkowite odcięcie Rosji od półprzewodników, celem jest maksymalne ograniczenie możliwości ich pozyskiwania.
Przekłuty balon odprężenia
Nagłośnienie sprawy chińskich dostaw do Rosji właśnie teraz nie wydaje się przypadkowe. Łatwo dopatrywać się tu presji na Pekin po aferze z balonem. Tym sposobem zakończyły się podejmowane przez obie strony od jesieni ubiegłego roku próby odprężenia. Najpierw było spotkanie Biden–Xi na marginesie szczytu G7 na Bali. Następnie zmiana na stanowisku ministra spraw zagranicznych Chin. Uznawany za jastrzębia Wang Yi pod koniec ubiegłego roku został zastąpiony przez postrzeganego jako bardziej ugodowy ambasadora w Stanach Zjednoczonych Qin Ganga. Qin dał się poznać w poprzednich latach jako jeden z „wilczych wojowników”, jednak po objęciu amerykańskiej placówki stonował swoje stanowisko.
Nominacja została pozytywnie odebrana w Waszyngtonie. Z drugiej strony Wang został przewodniczącym Centralnej Komisji Spraw Zagranicznych Komitetu Centralnego KPCh i to on jest prawdziwym szefem chińskiej dyplomacji. Niemniej obie strony dawały wyraźne sygnały chęci poprawy relacji. Zwieńczeniem ostatnich tygodni miała być wizyta sekretarza stanu Antony’ego Blinkena w Chinach i spotkanie z Xi Jinpingiem. Potem pojawił się balon.
Wen-Ti Sung z Australian Centre on China podkreśla, że amerykańsko-chińskiego détente nie należy pochopnie składać do grobu. Chińskie ministerstwo spraw zagranicznych stara się rozegrać sprawę twardo na użytek wewnętrzny, a jednocześnie deeskalować napięcie. Stąd w komunikacie potępienie działań administracji Bidena, które doprowadziły do zniszczenia własności chińskiej firmy i naruszenia jej interesów. Tu jest właśnie klucz: poszkodowana jest firma, a nie państwo czy naród. Wymaga to potępienia, ale bardzo ostre reakcje i retorsje nie są konieczne.
China's MFA's Feb 5 statement on US shooting down the balloon is Beijing building an off-ramp for itself.
It tries to a) project rhetorical toughness, and b) deescalate at the same time. And this is not as self-contradictory as it sounds. /1🧵 pic.twitter.com/2TWFgFNcg3
— Wen-Ti Sung (@wentisung) February 6, 2023
Oczywiście Chiny nie mają żadnych zahamowań, gdy to nad ich terytorium pojawi się balon szpiegowski. Japońska telewizja publiczna NHK przypomniała incydent z września 2019 roku. Niezidentyfikowany balon wtargnął wówczas w chińską przestrzeń powietrzną. W operacji bardzo podobnej do przeprowadzonej przez US Air Force obiekt został zestrzelony przez myśliwiec J-10C przy użyciu pocisku PL-10. Sprawa nie wyszła poza chińskie media społecznościowe, a Pekin nie wskazał nawet na potencjalnego właściciela balonu.
Zobacz też: Kolekcja samolotów założyciela Microsoftu znalazła nowego właściciela