Odkąd Boris Pistorius został na początku ubiegłego roku ministrem obrony, nieprzerwanie plasuje się na czele różnych rankingów popularności niemieckich polityków, wyprzedzając o kilka długości kanclerza Olafa Scholza czy ministra gospodarki Roberta Habecka. Jak jednak informują w ostatnich dniach media, szef resortu obrony boryka się z coraz liczniejszymi problemami, a jego pozycja w ministerstwie może słabnąć. Na to wszystko nakładają się brak odpowiednich funduszy i typowa dla dużych projektów zbrojeniowych eksplozja kosztów.
Popularność Pistoriusa nie dziwi. Na tle wyjątkowo niekompetentnej poprzedniczki Christine Lambrecht łatwo mu błyszczeć. To jednak nie wszystko. Minister obrony jest rzeczowy i potrafi przekonać do swoich pomysłów opinię publiczną. Jak pisaliśmy niedawno, blisko 60% Niemców popiera wzrost wydatków na obronę i większą obecność wojskową na wschodniej flance NATO. Do tego pomysły Pistoriusa nie stanowią (jeszcze?) tak dużego wyzwania dla życia codziennego jak lansowana przez Zielonych transformacja energetyczna.
Tyle widać na powierzchni. Gdzie indziej lansowane przez ministra zmiany wywołują duży opór. Pistorius zamierza bowiem poważnie zreorganizować cywilne struktury Bundeswehry i zwiększyć rolę wojskowych w kształtowaniu polityki obronnej. Ogólnym celem szefa resoru obrony ma być zwalczanie „dysfunkcyjnych i uciążliwych” zjawisk w funkcjonowaniu ministerialnej i wojskowej biurokracji. W ubiegłym roku krążyły pogłoski, że redukcje w administracji obejmą nawet 20% etatów.
Jeszcze radykalniejsze zmiany mogą objąć ministerialny wydział planowania. Obecnie organ ten zajmuje się doradzaniem ministrowi i opracowywaniem rekomendacji. Wydział ma zostać rozwiązany i zastąpiony przez „sztab planowania i dowodzenia”. Nowe ciało ma być zorganizowane i obsadzone głównie przez wojskowych, a oprócz dotychczasowych zadań będzie także oceniać i kontrolować pod względem treści i jakości wszystkie wnioski i propozycje napływające do ministra, sekretarzy stanu w resorcie i Generalnego Inspektora Bundeswehry. Chodzi o to, aby wszelkie plany dotyczące polityki obronnej zostały przepuszczone przez „wojskowy filtr”.
Te ambitne plany wywołały opór potężnego przeciwnika, mającego życiowy interes w utrzymaniu status quo. Chodzi oczywiście o biurokrację. Według tygodnika Spiegel minister walkę z urzędnikami na razie przegrywa. Biurokraci to niejedyny problem. Jak informuje Wirtschafts Woche, nie najlepsze relacje panują także między ministrem a generalicją. Jedną z przyczyn ma być planowana reorganizacja struktury dowodzenia Bundeswehry. Konkretne plany w tej sprawie mają zostać ogłoszone po Wielkanocy.
#Bundeswehr Reform der Führungsstruktur. Nach Ostern will Pistorius die Änderungen als »Osnabrücker Erlass« verkünden, so SPON. Ich bin gespannt, ob diese Fanfare gerechtfertigt sein wird. https://t.co/WjYQUvaPy9
— Björn Müller (@Bjoern__M) February 16, 2024
Jeśli minister wyjdzie z tych walk zwycięsko, może to mieć doniosłe konsekwencje dla niemieckiej polityki. Jako polityk skuteczny i popularny Pistorius będzie mógł skuteczniej ubiegać się o nominację na fotel kanclerza. Oba te czynniki mogą tez przełożyć się na wynik SPD w planowanych na jesień 2025 roku wyborach. Od miesięcy poparcie dla socjaldemokratów leci w dół i utrzymuje się na poziomie kilkunastu procent, czyli niższym niż AfD, dla której poparcie deklaruje około 20% ankietowanych.
Dywizja średnia w stronę „średniej katastrofy?
Innym problemem dobrze już widocznym na widnokręgu jest dywizja średnia. Nie jest to wprawdzie pomysł Pistoriusa, ale zaczął odgrywać istotną rolę w jego koncepcjach. Pomysł średniego związku taktycznego dotarł do szerszej opinii na początku roku 2022. Najogólniej mówiąc: chodzi o przekształcenie jednej z trzech dywizji Bundeswehry w formację inspirowaną amerykańskimi brygadowymi zespołami bojowymi opartymi na Strykerach (Stryker brigade combat teams), z tą różnicą, że podstawowym wozem ma być Boxer.
Początkowo sprawiało to wrażenie planu oszczędnościowego. Po pobieżnej analizie okazało się jednak czymś zupełnie innym. Jak zauważył szef departamentu rozwoju wojsk lądowych, generał major Bernhard Liechtenauer, formacje średnie powinny działać w dużej mierze autonomicznie i być zdolne do samodzielnego pokonywania drogami dużych odległości.
Tutaj na scenę wchodzi Pitorius. W ocenie ministra w najbliższych latach największe ryzyko kryzysu na linii NATO–Rosja dotyczy Litwy. Moskwa może próbować opanować litewską część przesmyku suwalskiego i odizolować tym samym państwa bałtyckie od reszty sojuszu. W przypadku takiego scenariusza dywizja średnia miałaby zostać zmobilizowana w ciągu trzech dni, a następnie ruszyć niemieckimi i polskimi drogami w stronę przesmyku, pokonując 400 kilometrów dziennie.
Pierwsza brygada średnia ma zacząć powstawać na bazie 21. Brygady Pancernej już w przyszłym roku. Wbrew pozorom zmiana będzie bardziej formalna niż realna. Już teraz podstawowym wozem 21. Brygady jest Boxer, w jej skład wchodzą bowiem trzy bataliony piechoty zmotoryzowanej (Jägerbataillone 1., 91. i 413.). Podporządkowane wcześniej brygadzie 203. batalion pancerny i 212. batalion grenadierów pancernych przeniesiono do innych jednostek wiosną ubiegłego roku.
Voller Erfolg beim #TagderoffenenTür in Rotenburg/Wümme: Rund 5.500 Interessierte erleben das #Jägerbataillon91. Besonderer Publikumsmagnet sind dynamische Vorführungen der Mittleren Kräfte sowie das Feierliche Gelöbnis der rund 400 Rekrutinnen & Rekruten. Für ein starkes #Heer. pic.twitter.com/jT3bFz80Nn
— Heer (@Deutsches_Heer) August 29, 2023
Tworzenie Boxer brigade combat teams napotyka jednak na coraz więcej trudności. Pierwszym wyzwaniem są zmiany w logistyce, szkoleniu i obsłudze technicznej, a przede wszystkim konieczność zamówienia większej liczby Boxerów i opracowania ich nowych wersji. Niewiele na tych polach jednak się dzieje. Wsparcie artyleryjskie mają zapewnić mają zapewnić kołowe haubice samobieżne RCH 155. Finansowanie kontraktu na 168 wozów miało zostać zatwierdzone w pierwszej połowie tego roku. Jak jednak dowiedziała się stacja ZDF, drugi kanał telewizji publicznej, Bundestag raczej wyda wszystkie zgody raczej dopiero pod koniec roku i może zredukować zamówienie o połowę.
W takiej sytuacji planowane na rok 2026 rozpoczęcie dostaw RCH 155 jest mało realne. Brygady średnie będą musiały używać gąsienicowych PzH 2000, które ograniczą ich mobilność operacyjną i strategiczną, lub czasowo w ogóle zrezygnować z artylerii. Berlin przyznał słusznie priorytet rozwojowi i wdrażaniu wersji przeciwlotniczych Boxera. W tej sytuacji prace nad wozem rozpoznania artyleryjskiego „Joint Fire Support Team schwer“ (JFST schwer, ciężki połączony zespół wsparcia ogniowego) i innymi pojazdami zeszły na dalszy plan.
Do tego dochodzi ciągle homeopatyczna skala zamówień ze strony resortu obrony i realne możliwości zwiększenia produkcji. Brak konkretnych planów powoduje, że producentowi trudno oszacować, jak sprawnie i rozsądnie rozwinąć moce produkcyjne. Producent Boxerów, konsorcjum ARTEC, chce osiągnąć wydajność na poziomie 200 wozów rocznie. Sama rozbudowa linii produkcyjnych nie rozwiąże jednak problemu. Nadal pozostają wąskie gardła w postaci produkcji elektroniki i wysokogantunkowych stali.
Do tego, jak wynika ze źródeł ZDF, wojskowi są coraz bardziej krytycznie nastawieni do pomysłu dywizji średniej. Zdaniem części oficerów, z którymi rozmawiali dziennikarze, formacja oparta na Boxerach nie będzie w stanie skutecznie powstrzymać rosyjskich jednostek pancernych. Do tego pojawiają się obawy, że kołowe transportery nie będą sobie dobrze radzić w litewskich warunkach terenowych, czyli w gęstych lasach, bagnach i terenach podmokłych.
Kolejny problem to logistyka. Według wewnętrznego dokumentu 21. Brygady Pancernej, do którego dotarła telewizja, przy obecnej liczebności i strukturze swojej logistyki po dotarciu na Litwę jednostka będzie w stanie prowadzić intensywne walki jedynie przez cztery dni. W ogólnej ocenie wojskowych brygada średnia będzie zbyt słaba, by wykonać stawiane przed nią zadania, i w realnej walce poniesie ciężkie straty. Do tego przy obecnym tempie zamówień i dostaw pierwsza brygada na Boxerach osiągnie gotowość operacyjną dopiero w roku 2031. Przypomnijmy, że minister Pistorius chce, aby Bundeswehra odzyskała zdolności bojowe do roku 2027.
Eksplozja kosztów
Ażeby zwiększyć dostawy Boxerów, Berlin zdecydował się skorzystać z australijskich mocy produkcyjnych. Chodzi o 128 wozów w wersji wsparcia ogniowego „schwerer Waffenträger Infanterie” (sWaTrInf, ciężki nosiciel uzbrojenia piechoty), przezwanego przez media „Kampfboxer”. Stosowne porozumienie, którego szczegóły nie zostały ujawnione, sygnowali 23 marca ubiegłego roku parlamentarny sekretarz stanu w niemieckim ministerstwie obrony Thomas Hitschler i australijski minister przemysłu obronnego Pat Conroy. Taka decyzja nie jest przypadkowa, bowiem „Kampfboxer” ma otrzymać załogową wieżę Rheinmetall Lance 2 Block II stosowaną w australijskich wozach rozpoznawczych Boxer CRV. Za takim rozwiązaniem od samego początku opowiadali się niemieccy wojskowi.
German Boxer "Schwerer Waffenträger Infanterie" (sWaTrInf for short, standing for Heavy Weapon Carrier Infantry).
The sWaTrInf will be based on the Australian Boxer CRV Block 2 combat reconnaissance vehicle, just painted in German camouflage patterns. pic.twitter.com/xNFDNedbEa— Ronkainen (@ronkainen7k15) July 26, 2023
Teraz nad projektem zawisły czarne chmury, a wszystko za sprawą Federalnej Izby Obrachunkowej, czyli odpowiednika NIK-u. Zdaniem kontrolerów offset produkcji do Australii doprowadzi do wzrostu kosztów. Cena jednostkowa sWaTrInf ma wynosić 11,5 miliona euro w przypadku produkcji krajowej i 15,8 miliona euro dla wozów produkcji australijskiej. Za taki wzrost odpowiadać mają wyższe koszty produkcji w Australii, a przede wszystkim konieczność płacenia ceł importowych. Według Izby zyski związane z szybszymi dostawami zostaną całkowicie zniwelowane przez zwiększoną cenę, ale także popadnięcie w zależność od pozaeuropejskich dostawców i spodziewane problemy logistyczne.
Łączny koszt programu „Kampfboxera” został przez ministerstwo obrony oszacowany na 2 miliardy euro. Według kontrolerów kwota ta wzrośnie co najmniej do 2,69 miliarda euro, w grę wchodzi bowiem nie tylko większa cena za sztukę, ale także inflacja i nieuwzględnienie przez resort zakupów amunicji i szkolenia, przede wszystkim zakupu pojazdów do nauki jazdy.
Sprawia to wrażenie szukania dziury w całym, ale pod uwagę trzeba bać kontekst. W sytuacji, gdy ciągle brakuje pieniędzy na rozbudowę i modernizację wojska, każde euro się liczy, a sWaTrInf nie jest, nie ma co ukrywać, sprzętem pierwszej potrzeby. Do tego w ostatnich latach eksplozja kosztów stała się prawdziwą plagą Bundeswehry, doprowadzając do licznych opóźnień, a nawet anulowania całych projektów. Nie dziwi więc, że kontrolerzy i parlamentarzyści patrzą bardzo uważnie na ręce wojsku i ministerstwu obrony.
Zobacz też: Indie chcą modernizować Su-30MKI. A Rosja chce nie być marginalizowana