Najnowszy raport o przeprowadzeniu styczniowej operacji, w której zabito generała Ghasema Solejmaniego, nie wspomina o tym, aby szef Sił Ghods stanowił bezpośrednie zagrożenia dla sił amerykańskich. Dwustronicowy dokument – pozbawiony przymiotu tajności – wysłany do Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów zaprzecza pierwotnemu uzasadnieniu przedstawionemu przez administrację prezydenta Donalda Trumpa, który autoryzował atak.
Biały Dom utrzymuje obecnie, że operacja wymierzona w irańskiego generała była reakcją na wymierzone w amerykańskich żołnierzy ataki, których dopuszczali się w szczególności bojownicy milicji szyickich współpracujących z Iranem. Miała również na celu odstraszyć Siły Ghods od kolejnych prób ataków i od kierowania poczynaniami swoich sojuszników, a także doprowadzić do deeskalacji zagrożenia ze strony Iranu.
Podkreśla się, że zdecydowana większość kongresmanów nie jest zdziwiona zmianą uzasadnienia. Obecnie przedstawione usprawiedliwienie jest zgodne z tym, co podejrzewano niemal od samego początku. Raport Białego Domu pojawił się dzień po przyjęciu przez Senat uchwały mającej uniemożliwić prezydentowi zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w konflikt wojenny z Iranem bez zgody Kongresu.
– Wyjaśnienia administracji w tym raporcie nie wspominają o żadnym bezpośrednim zagrożeniu i pokazują, że uzasadnienie, które prezydent przedstawił narodowi amerykańskiemu, było fałszywe, to jasne jak słońce – powiedział szef komisji spraw zagranicznych Eliot Lance Engel.
Bezpośrednio po ataku na Solejmaniego doszło do eskalacji napięcia na Bliskim Wschodzie. Najwyższa Rada Bezpieczeństwa Narodowego Iranu wydała oświadczenie, w którym stwierdziła, że Waszyngton poniesie konsekwencje „przestępczego awanturnictwa”. W regionie pojawili się żołnierze 82. Dywizji Powietrznodesantowej i 75. Pułku „Rangers”, a ponadto podjęto decyzję o przebazowaniu sześciu bombowców B-52H Stratofortress na Diego Garcia. Doszło również do strącenia Boeinga 737 linii Ukraine International Airlines pod Teheranem.
W pierwszych dniach po operacji lotniczej nad lotniskiem w Bagdadzie Biały Dom próbował uzasadnić podjętą decyzję. Pierwszym argumentem była chęć powstrzymania kolejnych ataków na amerykański personel wojskowy i dyplomatyczny. Sekretarz stanu Mike Pompeo stwierdził wówczas, że Stany Zjednoczone nie miały konkretnych danych wywiadowczych na temat tego, gdzie i kiedy nastąpią ataki. Trump uważał, że celem ataków były cztery amerykańskie ambasady. Natomiast sekretarz obrony Mark T. Esper podczas wywiadu w telewizji powiedział, że nie widział na to żadnych dowodów.
Zobacz też: Pełna gotowość operacyjna 2. Floty
(washingtonpost.com, nytimes.com)