Można by powiedzieć: stało się, Korea Południowa uruchamia program pozyskania wielozadaniowych okrętów podwodnych o napędzie atomowym. Po latach planowania i podchodów z kolejnymi waszyngtońskimi administracjami Seul dostał zielone światło od Donalda Trumpa. Oczywiście nie ma nic za darmo, jednak układ wydaje się dość korzystny dla Korei Południowej, a sami Koreańczycy bardzo dobrze rozegrali sprawę.
Zacznijmy jednak od czegoś nieco innego. 22 października w należącej do Hanwha Ocean stoczni Geoje zwodowano Jang Yeong‑sil, pierwszą jednostkę drugiej serii typu KSS-III. Przy wyporności na powierzchni rzędu 3600 ton to jeden z największych konwencjonalnych okrętów świata. Nie to jest jednak najważniejsze. Jednostki KSS-III serii drugiej mają dziesięć pionowych wyrzutni K-VLS, z których można odpalać pociski balistyczne Hyunmoo 4-4 (K‑SLBM) i pociski manewrujące Chonryong.
Tym sposobem południowokoreański potencjał odstraszania rośnie skokowo. Już trzy jednostki pierwszej serii KSS-III otrzymały wyrzutnie K-VLS, jednak w liczbie tylko sześciu. Korea Południowa, uzbrajając konwencjonalne okręty podwodne w pociski balistyczne, ustanawia nowe trendy w budownictwie okrętowym i przeciera szlaki w koncepcjach odstraszania. Więcej o tym trendzie, jego wadach i zaletach pisaliśmy tutaj.
Tydzień po wodowaniu Jang Yeong‑sil do Korei przybył Donald Trump. 29 października, w charakterystycznym dla siebie stylu, poinformował na swojej platformie społecznościowej Truth Social, że Korea Południowa zbuduje atomowy okręt podwodny, ale w amerykańskiej stoczni Philly Shipyard.
Wiadomość wywołała zrozumiałe poruszenie. Już następnego dnia przed południowokoreańskim parlamentem wypowiadał się w tej sprawie tamtejszy szef operacji morskich admirał Kang Dong‑gil. Według udzielonych przez niego informacji w planach jest pozyskanie czterech SSN‑ów, o wyporności powyżej 5 tysięcy ton. Program jest rozpisany na dekadę, prototypowa jednostka ma wejść do służby w połowie lat 30.
Spróbujmy rozebrać sprawę na czynniki pierwsze. Mając na uwadze doświadczenia z programu AUKUS, deklaracja budowy okrętów dla Korei Południowej w amerykańskiej stoczni jest dziwna. Brak odpowiednich mocy produkcyjnych od lat jest jednym z głównych argumentów przeciwników sprzedawania Australii używanych i nowych jednostek typu Virginia. Kluczowym fragmentem wpisu jest filadelfijska Philly Shipyard. To dawna Stocznia Marynarki Wojennej w Filadelfii, która po redukcjach w latach 90. przekwalifikowała się na produkcję cywilną. W grudniu Philly Shipyard została kupiona przez Hanwha Ocean. Jest to jeden z elementów południowokoreańskich inwestycji w przemysł stoczniowy w USA.
Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 2000 złotych miesięcznie.
Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.
Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.
Klocki zaczynają się powoli układać. Atomowe okręty podwodne dla Korei powstaną w stoczni będącej częścią południowokoreańskiego koncernu. Trump zabezpieczył w ten sposób inwestycje w sektor, na którym bardzo mu zależy. Co natomiast zyskali Koreańczycy? Kwestia transferu technologii napędu jądrowego jest jeszcze niejasna, trzeba poczekać, aż pojawi się więcej informacji na ten temat. Wbrew najbardziej entuzjastycznym opiniom nie należy spodziewać się pełnego transferu technologii, aczkolwiek umowa ma obejmować zgodę na produkcję przez Koreę Południową wysoko wzbogaconego uranu.
Największym sukcesem wydaje się sama zgoda na pozyskanie wielozadaniowych atomowych okrętów podwodnych. Poprzednie amerykańskie administracje były tutaj zdecydowanie na „nie”. Jak zatem udało się przekonać Trumpa? Same inwestycje w stocznie to zdecydowanie za mało.

Statek szkolny typu NSMV budowany w Filadelfii.
(MastersHall, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International)
Naciskany przez dziennikarzy prezydent Lee Jae-myung uchylił rąbka tajemnicy. W rozmowie z Trumpem Lee miał podkreślić, że jednostki o napędzie atomowym znacznie ułatwią południowokoreańskiej marynarce wojennej śledzenie chińskich i północnokoreańskich okrętów podwodnych, a tym samym znacznie zredukują obciążenie US Navy. Sprawa została więc przedstawiona jako burden sharing, rzecz bardzo mile widziana w Białym Domu, niezależnie od tego kto tam rezyduje.
Trochę historii
Korea Południowa od lat myślała o pozyskaniu atomowych okrętów podwodnych. Pierwszy taki program zainicjowano już w roku 2003 pod kryptonimem „inicjatywa 326”. Projekt upadł jeszcze w tym samym roku, gdy sprawę upubliczniono i zainteresowała się nią Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej. Temat powrócił w roku 2017, gdy w Seulu uznano podobno, że atomowy okręt podwodny będzie dobrą odpowiedzią na rosnące zagrożenie ze strony Korei Północnej. Do pozyskania takich jednostek wzywał wówczas w swojej kampanii wyborczej prezydent Moon Jae-in. Wreszcie w roku 2019 południowokoreańska marynarka wojenna powołała specjalną grupę mającą opracować długoterminowy plan pozyskania jednostek o napędzie jądrowym.
Pomysł ma jednak kilka wad. Wbrew twierdzeniom przedstawicieli marynarki wojennej atomowe okręty podwodne wydają się mało przydatne przeciwko Korei Północnej, z którą ewentualny konflikt morski będzie się toczyć głównie na wodach przybrzeżnych lub relatywnie płytkich i w bezpośredniej bliskości własnych baz. Już teraz konwencjonalne okręty podwodne Korei Południowej wydają się wystarczające – aż nadto – do walki z Północą. Do tego pozyskanie przez Seul jednostek nuklearnych wywoła dużo bardziej negatywną reakcję Pekinu niż w przypadku Australii, a trzeba też liczyć się z niezadowoleniem Rosji.

Shin Chae-ho (SS 086) podczas prób morskich. To trzeci okręt typu KSS-III.
(방위사업청 – Defense Acquisition Program Administration)
Pomysł był również sceptycznie traktowany w USA, które mają bardzo duży wpływ na jakikolwiek południowokoreański program jądrowy. W myśl porozumienia z roku 2015 Korea Południowa nie może samodzielnie wzbogacać uranu i stosować go do celów wojskowych. Dozwolone jest wytwarzanie i stosowanie nisko wzbogaconego uranu (20%) do celów cywilnych, do tego surowiec musi pochodzić z USA. Z tego powodu w roku 2017 think tank Korea Defense Network w analizie dla dowództwa marynarki wojennej zalecił zainteresować się bliżej francuskimi jednostkami typu Barracuda. Reaktory stosowane na tych okrętach wykorzystują nisko wzbogacony uran (20%), co zdaniem Korea Defense Network otwiera pole do negocjacji z Waszyngtonem.
Za zmianą nastawienia Amerykanów mogą kryć się też doniesienia o rozpoczęciu budowy atomowego okrętu podwodnego przez Koreę Północną. Niezależnie od tego, jak w praktyce sprawdziłaby się taka jednostka, byłoby to poważne zachwianie równowagi sił w regionie. Poprzedni prezydent Republiki Korei, Yoon Suk-yeol, w okresie wzrostu napięcia z Pjongjangiem otwarcie mówił o konieczności pozyskania broni jądrowej. Inna kwestią pozostaje, na ile deklaracje te były odpowiedzią na kolejne prowokacje Korei Północnej, a na ile rozgrywkami Seulu z USA, Chinami i Japonią.
Tymczasem w Japonii
Korea Południowa jest kolejnym po Australii państwem Indo-Pacyfiku idącym w atom. Wzrost napięcia w sytuacji międzynarodowej sprawia, że jako następna na liście do ewentualnego pozyskania atomowych okrętów podwodnych od lat wymieniana jest Japonia. Sprawy nabrały rozpędu w ostatnich tygodniach wraz z zapowiedzą budowy okrętów podwodnych uzbrojonych w pociski manewrujące odpalane z wyrzutni pionowych.

Taigei – pierwszy przedstawiciel najnowszego typu japońskich okrętów podwodnych.
(Hunini, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International)
Według doniesień medialnych panel ekspertów przy ministerstwie obrony zlecił resortowi nie tylko wyposażenie przyszłych okrętów podwodnych w wyrzutnie pionowe, ale także „rozważenie wykorzystania systemów napędowych nowej generacji bez ograniczeń wynikających z dotychczasowych praktyk”. Pytany o sprawę nowy minister obrony Shinjirō Koizumi nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi.
Blog kaigo-sos wskazuje powody, dla których pozyskanie atomowych okrętów podwodnych jest dla Japonii opcją warta rozważenia. Japońskie konwencjonalne okręty podwodne należą do największych na świecie i zaliczane są do najlepszych, osiągają jednak granice swojego rozwoju. Chodzi tutaj o balans między rozmiarami kadłuba a prędkością w zanurzeniu. Im więcej wyrzutni pionowych dowództwo Morskich Sił Samoobrony (Kaijō Jieitai) będzie chciało upchnąć w kadłubie, tym większy będzie musiał on być. To zaś będzie wymagać układu napędowego o większej mocy.
Prędkość w zanurzeniu będzie odgrywać coraz większą rolę. Wraz z wprowadzeniem myśliwców pokładowych F-35B i przebudową niszczycieli śmigłowcowych typu Izumo na pełnoprawne lotniskowce lekkie trzeba będzie pomyśleć o włączeniu w skład ich eskorty także okrętów podwodnych. Z uwagi na wysoką prędkość, z jaką operują grupy lotniskowcowe, w grę wchodzą tutaj jedynie atomowe okręty podwodne.