Przeprowadzony minionej nocy atak na Isfahan stał się kolejnym epizodem wojny propagandowej toczonej między Islamską Republiką Iranu a szeroko rozumianym zachodem. Coraz ściślejsza współpraca na linii Teheran–Moskwa sprawiła zaś, że atak szeroko komentowano także w mediach ukraińskich. Irańczycy zaś z jednej strony oficjalnie informowali, że atak zakończył się niepowodzeniem, z drugiej zaś nieoficjalnie kolportowali absurdalne wręcz informacje o skali zniszczeń mające zdyskredytować rzetelne doniesienia.

Wiadomo na pewno, że wczoraj około godziny 23.40 nad fabryką uzbrojenia w Isfahanie pojawiły się co najmniej trzy niewielkie quadrocoptery. Zakład znajduje się tuż obok placówki irańskiego ośrodka badań kosmicznych, objętego amerykańskimi sankcjami za udział w irańskim programie pocisków balistycznych. Według Irańczyków obrona przeciwlotnicza zestrzeliła jednego drona, a dwa eksplodowały nad magazynem, wpadłszy w „pułapki antydronowe”, i spowodowały jedynie minimalne uszkodzenia dachu.



Doszło także do eksplozji i pożaru w rafinerii w Azarszahrze w Azerbejdżanie Wschodnim, na południowy zachód od Tebrizu. Isfahan i Azarszahr dzieli blisko 800 kilometrów, stąd pojawiły się wątpliwości, czy zakład (produkujący głównie oleje silnikowe) również padł ofiarą ataku czy też doszło do zbiegu okoliczności i zwykłego wypadku.

Eksplozje słyszano również w Karadżu pod Teheranem. A jakby tego wszystkiego było mało, w Choju przy granicy z Turcją wystąpiło trzęsienie ziemi, co oczywiście zrodziło pogłoski o jeszcze jednym ataku. Wstrząsy osiągnęły magnitudę 5,8. Ponad 800 osób doznało obrażeń, oficjalna liczba ofiar śmiertelnych to na razie jedna osoba. Prawdopodobnie to właśnie przez trzęsienie ziemi doszło do eksplozji w Azarszahrze.

Atak na Isfahan nie ulega jednak wątpliwości. Irański minister spraw zagranicznych Hosejn Amir Abdollahijan określił go jako tchórzliwy i podkreślił, że nie zachwieje on gotowością Teheranu do realizowania pokojowego programu nuklearnego. Nikt nie przyznał się oficjalnie do przeprowadzenia ataku, lecz podejrzenie od razu padło na Izrael, który regularnie i na wiele sposobów (w tym poprzez zabójstwa) usiłuje sabotować postępy irańskich programów strategicznych – nuklearnego i pocisków balistycznych.

Tymczasem według izraelskiego Jerusalem Post atak okazał się nadspodziewanie udany. Dziennikarze JP powołują się na źródła w rodzimym wywiadzie i zachodnich służbach wywiadowczych. Doszło prawdopodobnie do czterech, a nie trzech eksplozji, a uszkodzenia mają obejmować dużo więcej niż tylko dach.



Potwierdza to również Barak Rawid z Axiosa, ten sam, który niedawno ujawnił, że Stany Zjednoczone prosiły Izrael o odstąpienie Ukrainie systemów przeciwlotniczych HAWK. Według źródeł Rawida dysponujących „bezpośrednią wiedzą” przeprowadzono atak na cztery precyzyjnie wybrane miejsca w budynku i osiągnięto zakładany cel.

Pojawiły się informacje, jakoby isfahański zakład był miejscem produkcji samolotów pocisków Szahed 136, używanych na dużą skalę przez Rosjan w Ukrainie. Wszystko jednak wskazuje, że budynek w rzeczywistości był elementem programu rozwoju pocisków balistycznych i jeśli miał coś wspólnego z irańskimi dronami, to najwyżej tyle, iż być może produkowano tam głowice bojowe.

Warto zwrócić uwagę, co pisze o tej sytuacji irański dziennikarz Babak Taghwaji. Jako dysydent mający za sobą pobyt w osławionym więzieniu Ewin, a obecnie przebywający na przymusowej emigracji, a jednocześnie pierwszorzędny ekspert w dziedzinie irańskiego lotnictwa, stanowi on wyborne źródło informacji niezależnych od oficjalnego obiegu. Taghwaji zwraca uwagę między innymi na bezsensowność doniesień o chmarze samolotów bojowych latających nad Teheranem. Większość maszyn, które niewprawni obserwatorzy po dźwięku silników uznali za myśliwce, była w istocie samolotami transportowymi C-130 wysyłanymi do Choju z pomocą humanitarną.



A co z samym Isfahanem? Najwyraźniej nic. Pojawiło się już świeże zdjęcie satelitarne wykonane przez satelitę firmy Planet Labs. Nie widać na nim poważnych uszkodzeń. Ba, w ogóle nie widać uszkodzeń, ale trzeba mieć na uwadze, że rozdzielczość zdjęcia sprawia, że nie będzie na nim widać śladów o rozmiarze poniżej 50 centymetrów. Uszkodzenia po takim ataku, jaki opisuje Barak Rawid, mogłyby być niewidoczne.

Irańska telewizja państwowa pokazała szczątki drona, rzekomo jednego z tych, które wykorzystano przeciw isfahańskiej fabryce. Niestety brakuje punktu odniesienia, nie można więc ocenić rozmiaru drona. Zaprezentowano też widok na dach, który istotnie ma coś, co można by nazwać „pułapką antydronową” – siatkę mogącą zatrzymać niewielkie quadrocoptery. Ale oczywiście taka siatka nada się także do zakrycia dziur w dachu.

Jak pisaliśmy wczoraj po zakończeniu amerykańsko-izraelskich ćwiczeń „Juniper Oak 23.2”, miały one zdecydowanie antyirański wydźwięk. Atakowano cele na pustyni Negew symulujące irańskie obiekty nuklearne, w ćwiczeniach wzięły również udział amerykańskie jednostki specjalne oraz żołnierze wojsk lądowych i bojowe zespoły poszukiwawczo-ratownicze. Nie da się wykluczyć, że atak na Isfahan był swoistym podsumowaniem tych ćwiczeń, mającym dobitnie uświadomić reżimowi ajatollahów, że Izrael jest gotów do wojny.

Podkreślmy jednak, iż jest to tylko hipoteza. Mimo że większość mediów automatycznie założyła, że za atakiem stoi Mosad – i jest to rzeczywiście najbardziej prawdopodobne – nie ma tutaj poszlak, które jednoznacznie wskazywałyby na Izrael.

Aktualizacja (22.45) Pojawiają się informacje o eksplozjach w Mehabadzie w ostanie Azerbejdżan Zachodni, 110 kilometrów na południe od Azarszahru. Tymczasem izraelskie wojska lotnicze prawdopodobnie zaatakowały konwój Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej w pobliżu miasta Abu Kamal we wschodniej Syrii, przy granicy z Irakiem. W przeciwieństwie do zamachu na Mohsena Fachrizadego nie ma tu śladów zaawansowanych technicznie metod skrojonych specjalnie pod konkretny cel.

Zobacz też: Liberty Lifter o krok bliżej. General Atomics wykona projekt

Hossein Velayati, Creative Commons Attribution 4.0 International