Szef sztabu US Air Force, generał David Goldfein, ogłosił, że siłom powietrznym na koniec roku będzie brakować 700 pilotów myśliwskich, a w ciągu następnych kilku lat liczba ta może wzrosnąć do tysiąca.

Generał i sekretarz lotnictwa Deborah Lee James wymienili szereg przyczyn tego stanu rzeczy. Głównym problemem jest konkurencja ze strony linii lotniczych, które oferują lepsze zarobki, a jednocześnie redukują niedogodności związane ze służbą wojskową. Mniej więcej od ustanowienia strefy zakazu lotów nad Irakiem w 1990 roku piloci sił powietrznych stale uczestniczą w różnego rodzaju walkach, co przekłada się na znacznie mniejszą obecność w domach przy rodzinach. Gdy nie walczą akurat w Iraku, Afganistanie, z samozwańczym Państwem Islamskim czy w Libii, bronią sojuszników Stanów Zjednoczonych na całym świecie, a gdy już wrócą do kraju, są kierowani na dodatkowe szkolenia, które również potrafią trwać tygodniami.

Ponadto wynagrodzenie za przedłużenie kontraktu z silami zbrojnymi od 1999 roku wynosi 25 000 dolarów, a władze, mimo starań ze strony USAF-u, od lat nie decydują się na jego podniesienie do 35 000 dolarów. Co prawda w liniach lotniczych w pierwszym roku pracy po przejściu z wojska zarabia się mniej, ale już w drugim roku tyle samo, a w trzecim pensja wynosi około 180 000 dolarów rocznie.

Ponadto liczne operacje ekspedycyjne ogałacają krajowe bazy lotnicze z mechaników, kontrolerów i samolotów, co powoduje, że szkolenie w Stanach Zjednoczonych jest bardzo okrojone, a piloci spędzają w powietrzu znacznie mniej godzin niż we wcześniejszych dekadach. A piloci, którzy nie mogą latać, stają się sfrustrowani i szukają nowych możliwości.

(heraldnet.com, fot. U.S. Air Force/Master Sgt. Cohen A. Young)

US Air Force / Master Sgt. Cohen A. Young