Po kompromitującej klęsce w bitwie o sforsowanie Dońca – klęsce, która przekreśliła wszelkie marzenia o szerokim okrążeniu miast zagłębia donieckiego – Rosjanie skoncentrowali się na natarciu wzdłuż osi Popasna–Bachmut. Od kilku dni odnoszą tam sukcesy i zagrażają już Bachmutowi z dwóch stron, a ich artyleria zaczęła regularny ostrzał tego jeszcze niedawno 70-tysięcznego miasta.

Kanadyjski korespondent wojenny Neil Hauer, który był dziś w tej okolicy, informował po południu, że Rosjanie podeszli do Bachmutu już na piętnaście kilometrów. Co ciekawe, wydaje się, że nie nacierają bezpośrednio z Popasnej po drodze T0504 (dwadzieścia pięć kilometrów do rogatek Bachmutu), ale tylko z południowego wschodu, od Switłodarśka, po drodze M03, przy której zajęli wieś Widrodżennia, oraz z północnego wschodu, gdzie obecnie walczą już prawie na północnych obrzeżach Sołedaru. Z obu tych miejsc do Bachmutu jest około piętnastu kilometrów.

Na południowy wschód od Bachmutu obrońcy wycofali się z miejscowości Switłodarśk i Myroniwśkyj, gdzie groziło im okrążenie. Z kolei podejście do Sołedaru w praktyce przecięło drogę T1302 z Bachmutu do Lisiczańska. Nawet jeśli Rosjanie jeszcze na niej nie stanęli, dziś są już dość blisko, aby ostrzeliwać ją ogniem bezpośrednim (wczoraj było to jeszcze niemożliwe). To zaś oznacza, że Ukraińcom pozostała już tylko jedna droga prowadząca z zachodu do Lisiczańska, a przez Lisiczańsk – do Siewierodoniecka. Jedna droga to jeden szlak, po którym można doprowadzać zaopatrzenie i uzupełnienia.

Tymczasem właśnie Siewierodonieck jest sceną największej bitwy toczonej obecnie w Ukrainie. Sytuacja tam jest na tyle poważna, że ukraińskie dowództwo przebazowało w te okolice 80. Samodzielną Brygadę Desantowo-Szturmową, która do tej pory rozmieszczona była w pobliżu Mikołajowa. Brygada odniosła już pewne sukcesy w walce i zdobyła trochę sprzętu na nieprzyjacielu.

Najciekawsze dokonanie zapisał sobie jednak na konto któryś pododdział brygady wyposażony w przenośne zestawy przeciwlotnicze. Zestrzelił on gdzieś niedaleko Popasnej rosyjski samolot uderzeniowy Su-25 pilotowany przez generała majora Kanamata Bataszowa. Jest to najstarszy stopniem oficer rosyjskiego lotnictwa poległy w trakcie wojny w Ukrainie, ale co najciekawsze – Bataszow nie był oficerem służby czynnej. Dziesięć lat temu namówił kolegę, pułkownika Olejnika, na wspólny lot za sterami Su-27UB, samolotu, na którym Bataszow nie był przeszkolony. Olejnik pozwolił Bataszowowi na wykonanie akrobacji, co zakończyło się rozbiciem maszyny i złamaniem kariery generała. Jak podaje BBC, Bataszow, skazany w 2013 roku na karę więzienia w zawieszeniu, podjął pracę w lotnictwie cywilnym.

Co więc robił w kabinie Su-25 nad Popasną? To proste: wykonywał lot bojowy pod egidą osławionej Grupy Wagnera. O tym, że prywatna armia Utkina i Prigożyna dysponuje własnym lotnictwem bojowym, wiadomo od dawna, ale teraz mamy pierwszy konkretny dowód na jego zaangażowanie w wojnę. Do tej pory mieliśmy jedynie zdjęcia samolotów i śmigłowców bez oznaczeń państwowych; maszyny te mogły teoretycznie należeć do wagnerowców, ale nie musiały. W przypadku Bataszowa praca dla Grupy Wagnera jest jedynym możliwym wyjaśnieniem.

NUA Tom Cooper podkreśla, że swoista „batalionowa grupa taktyczna” wagnerowców okazuje się bardziej doświadczona i bardziej skuteczna w walce niż regularne oddziały rosyjskich wojsk lądowych. Zresztą jeśli się dobrze zastanowić, jest to logiczne. Jeśli są dobrze wyposażeni – a są, przynajmniej jak na rosyjskie standardy – właśnie doświadczenie (głównie z Syrii) daje im potencjał bojowy, którego trudno się spodziewać u żołnierzy służby kontraktowej czy tym bardziej zasadniczej.

Poza tym wagnerowcy na dobrą sprawę walczą o przetrwanie. Jeśli Putin upadnie, jego najwierniejsi pretorianie zostaną objęci czystką. Trudno powiedzieć, jak wygląda sytuacja Utkina, ale Prigożyn związał swój los z losem Putina na zawsze i na wieczność. Jeśli Prigożyn trafi na szafot (metaforyczny lub dosłowny), wielu jego podwładnych podąży śladem szefa. Dla nich również jedyną nadzieją na wyjście z głową z wojny w Ukrainie jest odniesienie przynajmniej symbolicznego zwycięstwa.

Trwa również bitwa o Łyman, który, podobnie jak Siewierodonieck, jest otoczony z trzech stron, a czwartą zajmuje Doniec. Rosjanie już zaczęli się chwalić zdobyciem Łymanu, ale na razie są to próżne przechwałki. Zdecydowana większość miasta jest w rękach ukraińskich, najeźdźcy zajmują tylko południową część, mniej więcej do stacji kolejowej, i kilka ulic na północnym zachodzie, gdzie całą zabudowę stanowią domki jednorodzinne. Ukraińcy systematycznie wprowadzają do walki uzbrojenie przychodzące z Zachodu. Haubice M777 z ilustracji tytułowej są już używane przez żołnierzy na froncie.

Z napływających doniesień wyłania się obraz ukraińskiej artylerii mającej przewagę jakościową (to znaczy w donośności i celności), ale przewaga liczebna wciąż jest, i zapewne będzie, po stronie Rosjan. Do tego Rosjanie, jak to oni, regularnie używają artylerii dla postrachu. Niestety trzeba to powiedzieć wprost: nim kampania donbaska dobiegnie końca, Łyman przestanie istnieć jako zorganizowana siedziba ludzka.

Kampania w Donbasie trwa więc nadal. Rosjanie przegrali jedną bitwę, ale zaczęli kolejną. Upadek Siewierodoniecka nie będzie dla Ukrainy dużym ciosem o znaczeniu operacyjnym (co innego prestiżowym – ale wojen nie wygrywa się prestiżem), posunięcia tamtejszego GenSztabu od dawna wskazują, że są gotowi na oddawać miasto kawałek po kawałku, jeśli tylko będą mogli przy okazji wykrwawiać rosyjskie oddziały. Podtrzymujemy wobec tego naszą ocenę, iż utrata Łymanu i Siewierodoniecka – dopóki uda się utrzymać Rosjan po tamtej stronie Dońca – nie zmieni obrazu wojny. Jeśli jednak najeźdźcy zaatakują Lisiczańsk od zachodu, szala zacznie się przechylać na ich korzyść.

Nie chodzi, rzecz jasna, o to, że po zajęciu Lisiczańska nagle magicznie zajmą też Kijów, Charków, Odessę i Lwów. Ale ich nowy, zredukowany plan wojny zakłada (czy też: wszystko wskazuje, że zakłada) opanowanie Donbasu i utrwalenie w nim władzy radziec… rosyjskiej, tymczasem Ukraina zamierza walczyć o odzyskanie każdej piędzi ziemi. Utrata Lisiczańska i tamtejszej infrastruktury drogowo-kolejowej znacznie utrudni realizację tego zamiaru za kilka tygodni czy miesięcy.

Aktualizacja (01.15): W analizie ISW za 24 maja podkreślono, że „rosyjskie siły najprawdopodobniej zrezygnowały z prób jednego dużego okrążenia sił ukraińskich we wschodniej Ukrainie i zamiast tego starają się dokonać mniejszych okrążeń, które pozwolą im czynić stopniowe, miarowe postępy. Siły rosyjskie prawdopodobnie starają się osiągnąć kilka równoczesnych okrążeń małych kotłów z ukraińskimi siłami w obwodach donieckim i ługańskim – wokół Siewierodoniecka (w tym Rubiżne i Lisiczańsk), Bachmut–Lisiczańsk, wokół Zołotego (na północny wschód od Popasnej) i wokół ukraińskich umocnień w Awdijiwce”.

Rosjanie po ponad dziesięciu tygodniach wojny najwyraźniej znaleźli sposób na Ukraińców: przewaga liczebna, przewaga ogniowa oraz mało finezyjny, ale niewymagający koordynacji i szybki manewr, który uniemożliwia obrońcom elastyczne reagowanie na zagrożenia i wymusza podciąganie odwodów, aby powstrzymać masę masą. Tymczasem szef administracji wojskowej obwodu ługańskiego Serhij Hajdaj pisze, iż zaczął się najtrudniejszy okres dla całego obwodu w toku ośmioletniej wojny z Rosją, a wolna część Ługańszczyzny jest obecnie jak Mariupol. „Raszyści sprowadzili do obwodu szaloną liczbę bojowników i sprzętu”, pisze Hajdaj.

US Air Force / Staff Sgt. Shawn White