Chciałoby się powiedzieć, że Ukraina pokazała Rosji, jak się prowadzi kilkudniową operację specjalną. Na obszarze nawisu iziumskiego oddziały rosyjskie doznały absolutnej dezintegracji. Jeden z naszych Czytelników w komentarzach do poprzedniego sprawozdania napisał: „Obrazki jak z odwrotu Wehrmachtu z Francji w 1944”, ale chyba nawet niemiecki Rückzug na Linię Zygfryda odbywał się w większy porządku niż to, co obserwujemy teraz między Iziumem a… Lisiczańskiem?

Oto jest nowe pytanie za milion dolarów: jak daleko rozniosła się fala chaosu kruszącego wszelką kohezję rosyjskich wojsk? Niektóre doniesienia mówią, że panika sięgnęła już Lisiczańska i że wkrótce zacznie się niekontrolowany odwrót w stronę Ługańska i/lub Starobielska. Z jednej strony wydaje się to nadmiarem optymizmu, z drugiej – dwa tygodnie temu rychłe odbicie Iziumu i Kupiańska też by się wydawało. A powoli coraz więcej symptomów przemawia za tym, że w Lisizczańsku „się dzieje”.

Pochodzący z Rosji amerykański dziennikarz Ilya Lozovsky z OCCRP zgrabnie podsumował siły zbrojne swojej byłej ojczyzny: „Trudno to wyrazić słowami, ale jest coś bardzo satysfakcjonującego w tym, w jaki dokładnie sposób wyszło na jaw, że rosyjska narracja jest całkowicie nieprawdziwa. Rosyjska armia nie tylko niespodziewanie przegrywa, ale też okazuje się nieprofesjonalną, groteskową, ustawicznie upokarzaną bandą przestępców”.

—REKLAMA—

Izium i Kupiańsk

Wieczorem 8 września ukraińska szpica dotarła do Kupiańska. Następnego dnia część sił wykonała ostry zwrot na południe, wzdłuż brzegu Zbiornika Oskilskiego, aby odciąć wszystkie rosyjskie pododdziały w nawisie iziumskim. Zaczął się wyścig z czasem, który Rosjanie najprawdopodobniej przegrali. Mówimy „najprawdopodobniej”, ponieważ tak naprawdę nie wiadomo, jak dużo mieli tam żołnierzy, a tym samym nie wiadomo, jak wielu udało się zamknąć w kotle. A także dlatego, że czterdzieści osiem godzin później wszystkie te rozważania zostały zredukowane do wymiaru czysto akademickiego.

Około północy z 9 na 10 września zaczęły napływać doniesienia o pierwszych starciach pancernych na obrzeżach Iziumu. Rosjanie zajęli to miasto około 24–25 marca po wyjątkowo zaciętych walkach. Nie minęło nawet pół roku – dziś nad ranem siły okupacyjne rzuciły się do panicznej ucieczki i około południa miasto było już całkowicie pod kontrolą wojska ukraińskiego.

Oczywiście Kupiańsk także został już wyzwolony spod okupacji. Cały nawis iziumski praktycznie przestał istnieć. Prawdopodobnie znacznej części rosyjskich żołnierzy udało się przedostać na drugą stronę Zbiornika Oskilskiego (bezpośrednio lub drogą okrężną), ale właśnie – żołnierzy. Nie ma mowy o odwrocie całych pododdziałów. Nie ma też mowy o ewakuacji ciężkiego sprzętu. Z tej całej zbieraniny, której udało się uciec, nie uda się prędko zebrać jednostek mających konkretną siłę bojową.



Dobrym przykładem nagłości i chaotyczności rosyjskiego odwrotu jest poniższe nagranie, czy raczej to, co na nim widać. Ukraińcom udało się zdobyć rosyjską samobieżną stację radiolokacyjną 1Ł261 Zoopark-1M służącą do kierowania ogniem kontrbateryjnym. Taki sprzęt ma ogromną wartość wywiadowczą i jeśli nie można go ewakuować, należy go za wszelką cenę zniszczyć.

Lisiczańsk i Siewierodonieck

Również wczoraj Ukraińcy rozpoczęli natarcie ze świeżo zdobytego przyczółka nad Dońcem. W poprzednim sprawozdaniu pisaliśmy o przepychankach wokół tamtejszych wsi, przepychankach, które wyglądały na rozpoznanie walką. Wczoraj ZSU ruszyły naprzód na poważnie i Rosjanie, podobnie jak w Iziumie i Kupiańsku, po prostu pękli i uciekli, oddając miejscowość praktycznie bez walki.

Dodatkowo uaktywniają się partyzanci. Nie wiadomo, czy są to cywile chwytający za broń, pobudzeni perspektywą rychłego wyzwolenia, czy też oddziały przygotowane zawczasu i funkcjonujące w konspiracji. Serhij Hajdaj, głowa administracji wojskowej obwodu ługańskiego, poinformował, że minionej nocy partyzanci zawiesili flagę ukraińską nad Kreminną, a z innych źródeł wiadomo, że błękitno-żółte barwy powiewały także nad Mariupolem.

Kreminna leży dwadzieścia osiem kilometrów na wschód od Łymanu, via Zariczne. Tuż obok Kreminnej znajdują się Rubiżne donieckie (po tej samej stronie rzeki) i Prywilla (po przeciwnej). A tuż za nimi odpowiednio Siewierodonieck i Lisiczańsk. I zaczęły się już pojawiać informacje o wycofaniu sił rosyjskich z Lisiczańska do Siewierodoniecka, aby tam przygotować obronę opartą na rzece. Tyle że Ukraińcy najwyraźniej nie będą szli przez rzekę, ale dojdą wprost do Siewierodoniecka od północy, przez Rubiżne, tak samo, jak kilka miesięcy temu zagony moskalskie.

Widzimy tu skutek konfrontacji dwóch zupełnie odmiennych rodzajów wojska. Siły rosyjskie to obecnie głównie żołnierze z łapanki skuszeni benefitami, przymusowe pospolite ruszenie z tak zwanych DRL i ŁRL oraz Rosgwardija. Takie jednostki przy zmasowanym wsparciu artylerii mogą walczyć, dopóki wszystko idzie po ich myśli. Siły ukraińskie są profesjonalne (czego nie należy stuprocentowo utożsamiać z: zawodowe), wyszkolone na modłę zachodnią, umotywowane (walczą w obronie ojczyzny), dobrze wyposażone w sprzęt łącznościowy i wspierane przez potężny amerykański aparat zbierania danych wywiadowczych. Jeżeli te drugie uderzą na te pierwsze w dobrze wybranym miejscu i momencie, dezintegracja jest niemal pewna.



Bachmut

Być może za kilka miesięcy, kiedy historia letnich działań w Donbasie trochę się wyklaruje, Bachmut stanie się dla Ukraińców tym, czym dla nas Westerplatte – z tą różnicą, że Bachmut może jednak pozostać niezdobyty. Wydaje się to niewiarygodne w kontekście wielotygodniowego szturmu prowadzonego przez siły regularne i zbrodniarzy z Grupy, tfu, Wagnera. A jednak Bachmut broni się nadal.

Rosjanie chyba widzą, że jest to ich ostatnia szansa na sukces, który jakoś wytrąci przeciwnika z równowagi. Wyłom w Bachmucie otworzyłby drogę na Słowiańsk i Kramatorsk od południowego wschodu. Oczywiście to, czy Rosjanie zdołaliby pokonać trzydzieści kilometrów dzielące Bachmut od Słowiańska przed koronacją następnego króla Wielkiej Brytanii, jest zupełnie inną sprawą.

Wiadomo, że Moskale dosyłają kolejne pododdziały na kierunek bachmucki. Z jednej strony jest to szalona decyzja – są inne odcinki frontu, które trzeba załatać na wczoraj (dosłownie). Z drugiej strony wszystko wskazuje, że cały front od Iziumu do Siewierodoniecka jest już stracony i żeby skonsolidować tam jakąkolwiek nową linię obronną, trzeba będzie najpierw zmusić Ukraińców do reakcji, która spowolni ich postępy. Ewentualny sukces w Bachmucie mógłby sprowokować taką reakcję.

Na wschód od Charkowa

To stosunkowo nowe informacje – sprzed kilku godzin. Ukraińcy podobno przekroczyli Doniec w pobliżu Starego Sałtiwu, wyzwolili wieś Chotimla i ruszyli na północ, na Wowczańsk. Przypomnijmy, że dwa dni temu kolaboracyjne „władze” obwodu charkowskiego przeniosły swoją siedzibę z Kupiańska właśnie do Wowczańska, sto kilometrów na północ, tuż przy granicy z Rosją. Czyżby szykowała się kolejna przeprowadzka? Ukraińcy są już ponoć w Buhajiwce, piętnaście kilometrów na południe od Wowczańska.

Rosyjscy komentatorzy wojskowi na Telegramie otwarcie panikują. Tymczasem Ukraińcy informują również, że Rosjanie ostrzelali wieś Łypci na północ od Charkowa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Łypci znajdowały się od dawna pod kontrolą rosyjską – stanowiły część przyczółka transgranicznego opartego na Kozaczej Łopani. Jeśli informacja ta jest prawdziwa, mamy pośredni dowód na to, że na ów przyczółek wyszło kolejne ukraińskie natarcie. Apetyt rośnie w miarę jedzenia?



Aktualizacja (19.55): Nie ma cienia wątpliwości co do tego, że rosyjskie morale legło w gruzach w prawie całym obwodzie charkowskim i ługańskim. Nie ma wątpliwości co do tego, że okupantów ogarnęła panika. To naprawdę może być początek końca. Powstaje pytanie: co Rosjanie zrobią, aby powstrzymać ten rozpad? Na razie nie dotarł on jeszcze dalej na południe, do Ługańska, Doniecka, Mariupola, Malitopola i Chersonia. Ale dotrze, jeśli Ukraińcy będą dalej parli naprzód w takim tempie.

Jeszcze kilka tygodni temu główną groźbą była powszechna mobilizacja w Rosji i rzucenie do walki tysięcy świeżych (nawet jeśli niewyszkolonych) rekrutów, którzy masą, za przeproszeniem, mięsa przeważyliby losy niektórych odcinków frontu. Ale takich mobików trzeba wyszkolić. W optymalnych warunkach szkolenie powinno być dostosowane do konkretnej roli danego żołnierza i trwać chociaż kilka miesięcy. W warunkach nagłej potrzeby operacyjnej można by to skrócić, powiedzmy, do dwóch tygodni, byle tylko mieć, znów za przeproszeniem, mięso, które można by rzucić pod ukraińskie lufy.

Ale tu nie ma tygodni. Tu nie ma nawet dni. To jest kwestia godzin. W tym tempie do jutrzejszego wieczora ZSU mogą wypędzić okupanta z całego łuku od Wowczańska przez Starobielsk po Lisiczańsk. Innymi słowy: oswobodzą resztę obwodu charkowskiego i gdzieś tak jedną czwartą ługańskiego. To jeszcze nie jest przesądzone, ale też nie jest wykluczone. Jeśli Rosja chce zatrzymać Ukraińców na polu walki, a nie zdoła skonsolidować obrony dalej na południowym wschodzie okupowanej Ukrainy, pozostanie właściwie tylko jeden środek: taktyczna broń jądrowa.

Oliver Alexander zwraca też uwagę na znajdującą się w rosyjskim „arsenale” gospodarczą broń „jądrową”. Kreml może wstrzymać eksport uranu i aluminium w nadziei na pogłębienie kryzysu energetycznego i zagrożenie bankructwem przedsiębiorstwom w Europie Zachodniej uzależnionym od rosyjskiego aluminiom. Tylko że podobnie jak mobilizacja jest to środek obliczony na miesiące do przodu, a tu trzeba reagować w ciągu maksymalnie kilku dni.



Parę godzin temu wyszedł na jaw kolejny kierunek ukraińskiego natarcia – Donieck. Nie obwód doniecki, ale samo miasto Donieck, czy ściślej leżący na jego przedmieściach (i nieczynny od 2014 roku) port lotniczy imienia Siergieja Prokofjewa. Podobno samo lotnisko opanowano w ciągu kilku godzin i wkrótce potem ruszyła kolejna faza natarcia, być może w stronę właściwego Doniecka. Czy był to planowany atak czy może raczej oportunistyczne wykorzystanie dogodnej sytuacji? Przyszłość pokaże.

Nieoficjalnie wiadomo, że kolaboranci, którzy przebazowali się do Wowczańska, już musieli uciekać dalej na północ – do Biełgorodu. Ciekawe, czy Ukraińcy zapuszczą się na tamtą stronę granicy.

Aktualizacja (20.30): Mała aktualizacja, żeby nam nie umknęło. Dienis Puszylin, przywódca Donieckiej Republiki Ludowej, nagrał orędzie do swoich poddanych, mające ich uspokoić i zapewnić, że wszystko pod kontrolą. No i fajnie, tyle że nagrał je w jadącym samochodzie. Czyży jadącym do Rosji?

Aktualizacja (00.40): Minione cztery godziny nie przyniosły nowych informacji. Nocą trudniej się prowadzi działania ofensywne, toteż Ukraińcy – mimo że mają nad Rosjanami przewagę w zakresie środków obserwacji w ciemności – mogli po prostu dać sobie kilka godzin wytchnienia. Jeśli okupanci spędzą noc na ucieczce na wschód, tym lepiej, będzie można wyzwolić kolejne wsie bez strat własnych (notabene wiadomo, że jest wiele wsi, w których już nie ma Rosjan, ale do których jeszcze nie dotarli Ukraińcy – w niektórych źródła te miejscowości są wskazywane jako zajęte przez ZSU). Jeśli okupanci zaczną przygotowywać jakąś obronę, niepodobna sobie wyobrazić, aby rano ich umocnienia stanowiły konkretną przeszkodę. A propos: znaleziono odcinek rosyjskich okopów, w którym jako dyle wykorzystano trumny.

Jutro możemy się spodziewać doniesień o walkach na obrzeżach Siewierodoniecka i Lisiczańska. Nie wiadomo, gdzie dokładnie zatrzymali się Ukraińcy, ale oba te miasta są już w zasięgu ukraińskiej artylerii (z Łymanu do Lisiczańska jest 35 kilometrów w linii prostej) i już dziś wieczorem pierwsze pociski spadły na rosyjskie pozycje. Pojawiają się także doniesienia o dużej liczbie Rosjan – być może blisko 10 tysiącach – odciętych w kotle pod Iziumem.

W tym natłoku pięknych informacji cieniem na radość wszystkich normalnych ludzi kładzie się tylko perspektywa tego, co znajdą ukraińscy żołnierze w oswobodzonych miastach. Natura ludobójczej okupacji jest, jaka jest. Szanse na to, że nie zobaczymy dowodów kolejnych masakr podobnych do tej w Buczy, są niestety mikroskopijne.

Jako ciekawostkę przywołajmy informację, która pojawiła się dziś wieczorem w rosyjskich mediach społecznościowych. Rzekomo Ukraińcy przeprowadzili mały rajd na Szebiekino, leżące kilka kilometrów od granicy i około dziesięciu kilometrów od Wowczańska, ostrzelali miasto i skradli trochę uzbrojenia. Wkładamy to między bajki, ale przynajmniej zabawne bajki.

Gwardia Narodowa Ukrainy