Rosyjska kampania w Donbasie zamarła na dobre – już po raz kolejny. Rzecz jasna, skoro już wcześniej była ponawiana, może być ponowiona i tym razem. Ale żeby do tego doszło, potrzebne byłoby znów ściągnięcie i rozmieszczenie zasobów ludzkich i sprzętu (zwłaszcza artylerii) wraz z zapleczem logistycznym. Tymczasem wszystko wskazuje, że posiłki będą potrzebne nie nad Dońcem czy koło Bachmutu, ale nad Dnieprem – w Chersoniu.

Od Biłohoriwki na zachód linia frontu opiera się na Dońcu aż do Bohorodycznego (ponad 70 kilometrów) i nie zanosi się na to, aby w najbliższym czasie Moskale zdecydowali się na forsowanie rzeki na tym odcinku. Ale dwadzieścia kilometrów od Bohorodycznego dalej na północy zachód wzdłuż koryta Dońca leży Izium, a w połowie drogi – duża wieś Studenok po wschodniej stronie rzeki oraz mniejsze Jaremiwka i Pasika po zachodniej, wszystkie zajęte przez okupanta. I to właśnie tam Ukraińcy zniszczyli wczoraj rosyjski most pontonowy.

—REKLAMA—

Dalej na południe – na kierunku bachmuckim – niedawne zajęcie Nowołuhanśkego na północnych obrzeżach Gorłówki i elektrociepłowni wuhłehirśkej zachęciło najeźdźców do ponowienia ataku na Bachmut. Na całej długości tego odcinka, od Sołedaru do Werszyny, Ukraińcy trzymają się jednak mocno. Wydaje się, że aby zająć Bachmut (na czym Rosjanom zależy ze względu na skrzyżowania kilku ważnych dróg), konieczne będzie obejście miasta od północy i południowego zachodu, tak stworzyć groźbę okrążenia. Na południe od Bachmutu Moskale zajęli już prawdopodobnie wieś Semyhirja.

Przesuwając się jeszcze dalej na południe i na zachód, mijamy Orichiw, gdzie dochodziło ostatnio do intensywnych pojedynków artyleryjskich, i dochodzimy do Chersonia. Sytuacja w tym rejonie wciąż jest zagadkowa, ponieważ Ukraińcy utrzymują ścisłą blokadę informacyjną, ale kontrofensywa – którą już kilka razy nazwaliśmy pełzającą – niczym gigantyczna masa lodowca przesuwa się naprzód. Że powoli? Ano powoli. Ale naprzód.

Kilka dni temu ukraińskie HIMARS-y poważnie uszkodziły Most Antoniwski w Chersoniu (przez niektóre media wciąż uparcie zwany Mostem Antonowa, mimo że jego nazwa pochodzi od miejscowości Antoniwka, a nie od Olega Antonowa). Do tego minionej nocy HIMARS-y spuściły też kilka pocisków na… drugi Most Anotniwski, tym razem kolejowy, leżący sześć kilometrów na wschód (czyli w górę rzeki) od drogowego.

Rosjanie przygotowali tam przeprawy pontonowe, ale jest to diablo ryzykowne przedsięwzięcie. Skoro celny ostrzał był w stanie zniszczyć Most Antoniwski, zniszczy też most pontonowy, z natury rzeczy dużo wrażliwszy zwłaszcza na bliskie trafienia, które betonowy most zbędzie wzruszeniem ramion (metaforycznie, rzecz jasna). Jeśli dodamy do tego, że Ukraińcy stopniowo – takoż pełzająco – rozszerzają przyczółek pod Dawydiwym Bridem na Inhulcu i spychają Rosja na południe w pobliżu Wełykiej Kostromki, sytuacja najeźdźców robi się coraz bardziej nieciekawa. Wspomnijmy jeszcze dla formalności, że po raz kolejny ostrzelano lotnisko Chersoń-Czornobajiwka. W tym momencie trudno już powiedzieć, który to był atak.



Jak już wielokrotnie pisaliśmy, na Chersońszczyźnie prężnie działa ukraiński ruch oporu. W samym Chersoniu regularnie słychać wybuchy. Wiadomo, że w miarę regularnie dochodzi do ataków na rosyjskich żołnierzy i kolaborujących z okupantem ukraińskich urzędników. Po części są to działania Sił Operacji Specjalnych, ale wiadomo, że funkcjonuje tam również partyzantka lokalna. Podziemie zaczęło kolportować ulotki wzywające mieszkańców Chersonia do opuszczenia miasta do czasu jego wyzwolenia, co sugeruje, że Ukraińcy spodziewają się regularnej bitwy o Chersoń.

Na Liście Oryxa liczba zneutralizowanych rosyjskich czołgów potwierdzona materiałami wizualnymi przekroczyła już 900! Oczywiście przy czytaniu Listy Oryxa trzeba mieć na uwadze jeden fakt: przedstawia ona dolny próg strat. Jeśli pominąć przypadki błędnej identyfikacji czy podwójnego zliczenia jednego egzemplarza – odliczmy na tę ewentualność 5% – oznacza to, że Rosja straciła co najmniej 850 czołgów. Rzeczywiste straty będą wyższe, prawdopodobnie nawet dużo wyższe, ale na pewno nie będą niższe. Oficjalne dane ukraińskiego sztabu generalnego mówią o 1759 straconych rosyjskich czołgach.

Ma się rozumieć, nie wszystko idzie po myśli Ukraińców. Gdyby szło, byłoby już po wojnie. Jako że Rosja opiera sukces swoich działań zaczepnych na huraganowym ogniu artylerii, Ukraina kontruje tym samym, korzystając z przewagi technicznej. Nie chodzi tu tylko o HIMARS-y, ale także o artylerię klasyczną w standardzie NATO-wskim. Rosyjska artyleria lufowa nie jest w stanie prowadzić skutecznego ognia kontrbateryjnego przeciwko zachodnim armatohaubicom kalibru 155 milimetrów, zwłaszcza z lufami długości 52 kalibrów. A nawet działa w standardzie radzieckim dobrze się spisują, jeśli mogą liczyć choćby na korektę celności dzięki dronom rozpoznawczym.

Pociąga to za sobą dwa problemy. Po pierwsze: Ukraina potrzebuje nieprzerwanych i dużych dostaw amunicji artyleryjskiej obu głównych kalibrów, 155 i 152,4 milimetra, a także pocisków GMLRS do wyrzutni HIMARS. Potencjalnie właśnie tutaj może się pojawić wąskie gardło, które ograniczy skuteczność ZSU. Po drugie: przy tak intensywnym użyciu działa zaczynają się zużywać. Widzieliśmy to już u Rosjan, być może wkrótce zobaczymy i u Ukraińców.



Nie ulega jednak wątpliwości, że w kontekście strategicznym szale od dawna konsekwentnie przechylają się na korzyść Ukrainy. Przypomnijmy, że aby odnieść sukces w kampanii donbaskiej, Rosjanie musieli całkowicie zrezygnować ze zdobywania Kijowa, Czernihowa i Charkowa. A oczywiście kiedy bije się zakutym łbem w mur, we łbie pojawiają się różne odrażające pomysły. O tym, że okupanci maltretują i mordują jeńców, wiedzieliśmy już od dawna – podobnie jak o iście dirlewangerowskich zbrodniach dokonywanych na ludności cywilnej. Wydarzenia ostatnich dni pokazują jednak, iż Kreml postanowił uczynić z cierpienia jeńców wojennych oręż w wojnie informacyjnej.

Nagrania pokazującego najpierw kastrację, a następnie zamordowanie ukraińskiego żołnierza każdy, kto chciał zobaczyć, już widział. Nie będziemy go tutaj załączać. Już wcześniej słyszeliśmy o takich przypadkach, teraz mamy niepodważalne dowody. Sprawność, z jakąś rosyjski zbrodniarz przeprowadził tę odrażającą operację, sugeruje, że nie było to dlań pierwszy raz. Jest też mało prawdopodobne, aby akurat teraz zdecydował się po raz pierwszy na nagranie filmu. Bardziej logiczne jest, że teraz po raz pierwszy – dla postrachu – ktoś „na górze” postanowił to nagranie opublikować.

Hipotezę tę potwierdza wczorajsza eksplozja w Ołeniwce, gdzie przetrzymywano dużą liczbę ukraińskich jeńców, w tym wielu obrońców kombinatu Azowstali. Zginęło ponad pięćdziesięciu jeńców. Rosjanie twierdzą, że na więzienie spadł pocisk GMLRS i że to same ZSU zabiły – celowo lub omyłkowo – swoich żołnierzy. Trudno jednak dopatrzeć się sensu w użyciu HIMARS-ów przeciwko celowi leżącemu tuż za linią frontu. Tego budynku dosięgłyby nawet przedpotopowe Goździki. Nie ma też dowodów na uderzenie pocisku GMLRS, a sam budynek wygląda raczej jak po eksplozji małej głowicy termobarycznej.

Bardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że i tutaj mieliśmy do czynienia z użyciem jeńców jako broni w wojnie informacyjnej. Gdzieś na wyższym szczeblu, może nawet na samym Kremlu, zapadła decyzja, iż jeńcy z Ołeniwki na nic się już nie przydadzą, toteż po prostu ich zamordowano, aby zamaskować dowody wcześniejszych tortur i zlikwidować ludzi, których Ukraina uważa za bohaterów (kto jak kto, ale my wiemy, że jest to metoda uwielbiana w Moskwie). Tak właśnie wygląda wojna à la russe. W ten sam trend wpisuje się niedawny, słynny już tweet rosyjskiej ambasady w Londynie mówiący o konieczności wieszania Azowców, którzy „zasługują na upokarzającą śmierć”.



Notabene: kończymy właśnie prace nad ostatnim artykułem z cyklu o wojnie iracko-irańskiej i jest to aż upiorne, jak bardzo narracja wokół klęsk na polu walki i wyładowywanie gniewu na ślepo są podobne w obu tych konfliktach zbrojnych. Na szczęście w Ukrainie jeszcze nie doczekaliśmy się użycia broni chemicznej.

Aktualizacja (23.00): Ostatnio można zauważyć zwiększoną aktywność na północ od Charkowa. Nie wiadomo, czy są to tylko działania mające wiązać siły ukraińskie (które w przeciwnym razie mogłyby wzmocnić obrońców Donbasu) czy też przygotowania do ponowionego natarcia na Charków. Oczywiście logika każe wskazywać na pierwszą opcję, ale gdyby logika rządziła decyzjami Kremla, tobyśmy w ogóle nie mieli tej wojny. Na swoistym przyczółku transgranicznym wokół Kozaczej Łopani wciąż trwają walki, ale nie należy się tam spodziewać żadnych rozstrzygnięć w najbliższych dniach ani nawet tygodniach. Zwraca jednak uwagę intensywny ostrzał wsi na północ i północny wschód od Charkowa, wyraźnie prowadzony w celu zastraszenia ludności, a nie realizacji jakichkolwiek celów taktycznych.

A w nawiązaniu do zbrodni w Ołeniwce: pojawiły się świeże zdjęcia placówki, w której trzymano jeńców wojennych. Zdjęcie po lewej pochodzi z 27 lipca, po prawej – z wczoraj. Wyraźnie widać, że uszkodzony został tylko ten jeden jasnoszary budynek oznaczony czerwonym kwadratem.

Aktualizacja (00.15): Na kierunku bachmucko-sołedarskim Rosjanie posunęli się naprzód. W ręce Rosjan wpadło Pokrowśke. Zabudowania tej wsi leżą zaledwie sześć kilometrów od pierwszych zabudowań Bachmutu. Poza tym, jak już pisaliśmy wyżej, nie ma wątpliwości, że Rosjanie będą starali się obejść Bachmut od północy i południa, żeby zagrozić obrońcom okrążeniem. Ale Sołedar i Werszyna wciąż się bronią.



Aktualizacja (00.50): Prezydent Wołodymyr Zełenski zarządził ewakuację wszystkich cywilów pozostających jeszcze na terenie obwodu donieckiego. Ich liczbę szacuje się na 200 tysięcy, z czego 52 tysiące to dzieci. Największe miasta obwodu pozostające jeszcze pod kontrolą ukraińską to Kramatorsk, Słowiańsk, Bachmut i Pokrowsk – pierwsze trzy to obecnie miasta frontowe. Ogromnym problemem jest zniszczona infrastruktura gazowa, której nie da się naprawić w warunkach wojennych, a to oznacza, że zimą nie będzie ogrzewania.

Zakończmy taką przyjemną ciekawostką, którą podaje ukraiński serwis Defence Express. Tamtejsze wojska lądowe mają ponoć na stanie jeszcze około 600 czołgów T-64BW, skoncentrowane w dwóch brygadach pancernych i kilku starych brygadach zmechanizowanych istniejących jeszcze przed rokiem 2014.

Operatywne komanduwannia Piwdeń