Po dwóch latach przerwy spowodowanej pandemią wróciły największe na świecie wojskowe pokazy lotnicze – The Royal International Air Tattoo. Chociaż nie była to najlepsza edycja w historii, po dwóch latach oczekiwania radość fanów lotnictwa sięgała zenitu, tym bardziej że znalazłoby się kilka powodów potencjalnie zagrażających powodzeniu całej imprezy.

W Ukrainie trwa wojna i siły powietrzne wielu krajów mają na głowie ważniejsze zadania niż wysyłanie samolotów na pokazy. Poza tym sytuacja epidemiczna w Wielkiej Brytanii jest zmienna, nie tylko przez nowe warianty COVID-19, ale również przez małpią ospę, a kraj jest nękany strajkami i zakłóceniami gospodarczymi. Do tego w ostatniej chwili okazało się, że termin zbiegał się z nadciągającą falą upałów, zapowiadaną jako największa w historii Wielkiej Brytanii, i pojawiły się obawy o możliwość odwołania pokazów w trosce o zdrowie uczestników, a także z powodu obaw o możliwość stopienia się pasa startowego. Na szczęście kilkadziesiąt tysięcy ludzi mogło się cieszyć wspaniałymi pokazami.

Samolot rozpoznawczy U-2S. Maszyny tego typu często realizują prawdziwe misje rozpoznawcze, startując z Fairford.



Tegoroczna edycja miała trzy tematy przewodnie: platynowy jubileusz, czyli siedemdziesięciolecie panowania królowej Elżbiety II, siedemdziesięciopięciolecie sił powietrznych Stanów Zjednoczonych i szkolenie. Pod względem lotniczym, biorąc pod uwagę typy możliwych do zobaczenia samolotów i dobre stosunki między oboma państwami, najciekawszy wydawał się temat amerykański. Dlatego dużym zaskoczeniem i rozczarowaniem była nieobecność oficjalnych zespołów demonstracyjnych US Air Force.

Użytkowanie Spitfire’ów przez USAF nie jest powszechnie znanym faktem. Mimo przyjęcia do uzbrojenia ponad 600 myśliwców tego typu, samolot nigdy nie otrzymał osobnego amerykańskiego oznaczenia. Spitfire’y wykorzystywały 32. i 52. Grupa Myśliwska.

Na osłodę w powietrzu miał się zaprezentować bombowiec strategiczny B-52, ale na kilka dni przed pokazami samolot został odwołany z powodów operacyjnych i w ten sposób jednym przedstawicielem USAF-u w powietrzu był CV-22B Osprey. Mało, jak na taką rocznicę. Na wystawie statycznej poza standardowym wyposażeniem USAF Europe and Africa znalazły się dwa rodzynki: latające stanowisko dowodzenia E-4B i samolot rozpoznawczy U-2.

Latające stanowisko dowodzenia E-4B Nightwatch, największy i najlepiej strzeżony samolot tegorocznej edycji pokazów.

Pod temat jubileuszu królowej Elżbiety II podciągnięto właściwie wszystkie samoloty i śmigłowce Royal Air Force i Royal Navy. A do tematu szkolenia – jak nietrudno się domyślić – włączono samoloty szkolne.

CV-22B Osprey jest przeznaczony do wsparcia sił specjalnych. Jest wyposażony między innymi w sondę do tankowania w powietrzu, dodatkowe zbiorniki paliwa i radar do lotów według profilu terenu AN/APQ-186.

Poza tym RIAT, jak co edycję, zgromadził całą masę większych i mniejszych ciekawych maszyn. W tym roku warto wspomnieć między innymi o rumuńskim Anie-30, kuwejckim Typhoonie, katarskim Hawku, prywatnych samolotach CL-13 Sabre i A-4 czy japońskim C-2. Po raz kolejny potwierdziło się powiedzenie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i to, co dla Europejczyków z kontynentu było ciekawe, dla Brytyjczyków mogło uchodzić za powszechne i na odwrót.

Rumuński samolot rozpoznawczy i fotogrametyczny An-30. Choć niepozorny, ze względu na unikatowość był jednym z ciekawszych samolotów tegorocznych pokazów.



Wśród tubylców dużą atrakcją były szwedzkie zabytki, dobrze znane choćby z występów w Gdyni, a przecież, przez brytyjskie przepisy, nawet nie latały. Albo czeskie śmigłowce Mi-24, Mi-17 i W-3, które w 2021 roku można było zobaczyć i w Gdyni, i na Węgrzech, i w Belgii. Z mojej perspektywy ciekawsze były transportowce z państw Zatoki Perskiej czy Kanady. Powszechnie na gwiazdę pokazów typowano południowokoreański zespół akrobacyjny Black Eagles odbywający tournée promocyjne po Europie.

Przegląd kolejnych generacji szwedzkich samolotów szkolno-bojowych, od prawej: A 32 Lansen, Sk 35 Draken, Sk 37E Viggen i JAS 39D Gripen.

W tym roku jedynym uczestnikiem z Polski miała być Bryza marynarki wojennej. Przeleciała nawet przez kanał La Manche, ale ostatecznie do RAF Fairford nie dotarła.

Belgowie maja dwa pięknie pomalowane pokazowe F-16: na pierwszym planie Dream Viper, a za nim The X Tiger. Z powodu usterki Dream Vipera w oba dni latał The X Tiger.

Wystawę statyczną podzielono z pomysłem na strefy tematyczne. W miarę możliwości starano się umieścić koło siebie samoloty jakoś powiązane. I tak przykładowo można było porównać kolejne generacje amerykańskich myśliwców, bo razem stały P-51, P-47, Sabre, F-15, F-16 i F-35. W innym miejscu ustawiono obok siebie różne śmigłowce, samoloty transportowe czy morskie samoloty patrolowe. Oczywiście, nie wszystkie samoloty oddało się rozmieścić w ten sposób, ale większość – tak.

P-47D „Nellie” – jedyny latający Thunderbolt w Europie.

Łącznie na odcinku ponad dwóch kilometrów rozstawiono ponad sto samolotów z kilkudziesięciu państw. Do tego wiele samolotów przeznaczonych do pokazów dynamicznych również zaparkowano w taki sposób, że można je było oglądać z bardzo bliska na ziemi.

CL-13B Sabre to licencyjna wersja myśliwca F-86 Sabre wyprodukowana przez Canadair. Ten egzemplarz należy do Mistral Warbirds z Francji.



Na specjalne wspomnienie zasługuje miejsce przygotowane przez organizatorów dla ukraińskiego Su-27, który „nie mógł przybyć”, parafrazując legendarne słowa Turków komentujących nieobecność polskich dyplomatów w czasach zaborów. Na stanowisku położono symboliczne blokady pod koła, wywieszono flagę i umieszczono tablicę poświęconą pułkownikowi Ołeksandrowi Oksanczence – pilotowi pokazowemu, który w 2017 roku występował na RIAT, a 1 marca 2022 roku został zestrzelony przez Rosjan w czasie walki powietrznej w obronie Kijowa.

Sława Ukrajini!

Jak zwykle na pokazach lotniczych do dyspozycji gości byli piloci lub inni członkowie załóg, którzy chętnie opowiadali o swoich maszynach i służbie. Wielu sprzedawało też gadżety, a dla najmłodszych miało upominki. Do kilku wybranych samolotów transportowych można było również wejść.

Jordański C-130 Hercules.

Pokazy w locie w sobotę i niedzielę zaczynały się przed dziesiątą i trwały do osiemnastej – bez żadnych przerw i to mimo anulowania kilku samolotów. Dla każdego znalazło się coś miłego; były zespoły akrobacyjne, demonstracje taktyczne i występy pojedynczych samolotów i śmigłowców.

Chociaż RIAT to pokazy wojskowe, zawsze się znajdzie miejsce dla ciekawych samolotów cywilnych. Takim na pewno jest Beluga XL.

Dla gospodarzy zawsze najważniejszym punktem jest występ Red Arrows. W tym roku zespół wykonuje pokaz w składzie siedmiu samolotów. Występ był precyzyjny jak zawsze, ale brakowało mu jakiegoś błysku z czasów występów w składzie dziewięciu maszyn. Gdy poszczególne formacje nawracały, na niebie robiło się chwilami pusto. Mogę sobie wyobrazić, że gdyby Niemcy mieli zespół akrobacyjny, latałby właśnie tak, jak w tym roku Red Arrows – precyzyjnie, ale zimno i wyrachowanie.

Przelot formacji Red Arrows i Voyagera z okazji platynowego jubileuszu Elżbiety II.



W tym roku zdecydowanie lepiej wypadli Frecce Tricolori, a przede wszystkim Black Eagles. Ci pierwsi, jak zwykle, wykonali pokaz pełen ekspresji, chociaż komentator był chyba nieco bardziej stonowany niż zwykle.

Frecce Tricolori to jedyny zespół akrobacyjny latający aż na dziesięciu samolotach (MB-339PAN).

Koreańczycy latający na ośmiu T-50 Golden Eagle’ach dali bardzo dobry pokaz łączący precyzję z dynamiką i w pełni korzystali z większych możliwości swoich samolotów względem Hawków czy MB-339. Prawdziwy aplauz publiczności wywołało namalowanie na niebie taijitu – niebiesko-czerwonego symbolu znajdującego się na fladze Korei Południowej – i bardzo efektowne rozejście do lądowania po zakończonym pokazie. W tym kontekście można nieco ironicznie dodać, że pod względem pokazów lotniczych, wobec wycofania Iskier, pomysł pozyskania przez Polskę FA-50 jest jak najbardziej uzasadniony. Na pokazach będą wyglądały bardzo ładnie.

Głównym celem zespołu Black Eagles jest promowanie eksportu uzbrojenia produkowanego w Korei Południowej.

Wśród zespołów akrobacyjnych latających na samolotach śmigłowych widzieliśmy duński Baby Blue, szwajcarski PC-7 Team, jordański Royal Jordanian Falcons i irlandzki Silver Swallows. Szwajcarzy jak zawsze zaprezentowali precyzyjny pokaz rozpoczynający się wspólnym przelotem z F/A-18. W ten weekend nietypowo występowali w składzie ośmiu, a nie dziewięciu samolotów, ponieważ jeden z pilotów właśnie po raz trzeci został ojcem i miał wolne.

Irlandzki zespół Silver Swallows na czterech PC-9.

Zespół irlandzki zasługuje na uwagę głównie przez samą obecność, bo jest rzadkim gościem na zagranicznych pokazach. Obecność Royal Jordanian Falcons na RIAT jest stałym punktem programu, więc zwykle ich występ jest traktowany jak przerwa do wykorzystania na zjedzenie obiadu czy pójście do toalety. Tegoroczny występ był jednak bardzo dobry, może nawet najlepszy w swojej kategorii.

Royal Jordanian Falcons nie jest zespołem wojskowym chociaż za sterami samolotów zasiadają czynni piloci wojskowi.



Od biedy za zespół można by też uznać francuski duet Mustang X-Ray Tactical Display na PC-21 nawiązujący do takich dem taktycznych jak Ramex Delta czy Couteau Delta. A że PC-21 to nie Mirage 2000? Cóż, w założeniu było to demo taktyczne prezentując elementy szkolenia francuskich pilotów, walkę powietrzną i ataki na cele naziemne, ale wypadło to co najwyżej przeciętnie.

Mustang X-Ray Tactical Display składa się z trzech pilotów instruktorów z 709. Bazy Cognac-Châteaubernard. Dwaj piloci latają, trzeci ich wspomaga z ziemi.

Za to austriackie demo taktyczne z udziałem dwóch Eurofighterów i jednego C-130 pozamiatało. Austriacy, którzy do tej pory mogli być kojarzeni głównie z dosyć nudnego pokazu pojedynczego Eurofightera lub wycofanego już tygrysiego Saaba 105, zaprezentowali bardzo ciekawą symulację przechwycenia celu przez dwa myśliwce, a następnie wykonali efektowną wiązankę figur bojowych, obficie korzystając z dopalaczy – i to z dodatkowymi zbiornikami paliwa. Zdaniem wielu widzów był to najlepszy punkt programu i jestem skłonny się z tym zgodzić. Niedzielni widzowie mieli pecha, bo obejrzeli tylko połowę pokazu. Po przechwyceniu C-130 Eurofightery musiały lądować z powodu niewielkiej usterki.

Para austriackich Typhoonów.

W ten sposób możemy płynnie przejść do myśliwców. Zobaczyliśmy greckiego i belgijskiego F-16, hiszpańskiego i szwajcarskiego F/A-18, szwedzkiego i węgierskiego Gripena oraz włoskiego i brytyjskiego Typhoona. Trudno orzec, kto był najlepszy. Mnie najbardziej do gustu przypadł hiszpański Hornet, ale każdy pokaz miał w sobie coś szczególnego.

Hiszpański F/A-18A z 15. Skrzydła w malowaniu Tiger Meet.

Różnorodność typów nie powalała, ale trzeba się cieszyć z tego, co jest. Jeszcze kilka lat i nie będzie żadnych europejskich Hornetów, F-16 też zaczną znikać. O ile kiedyś niektórzy narzekali na zbyt wiele F-16, o tyle niedługo będą mieli jeszcze większe powody do narzekań: połowa Europy będzie latała na F-35. Na razie bardzo skromnym zwiastunem tych zamian był króciutki pokaz brytyjskiego F-35B z 617. Eskadry „Dambusters” ograniczający się do jednego szybkiego przelotu i pokazu w zawisie. W porównaniu z tym stara gwardia z dump and burn węgierskiego Gripena, zwrotnością Hornetów czy świetnymi malowaniami Belgów trzyma się znakomicie. Oby jak najdłużej.

Brytyjski F-35B z 617. Eskadry „Dambusters”.



To oczywiście nie wszystkie atrakcje przygotowane przez organizatorów największych wojskowych pokazów lotniczych na świecie. Nie wspomniałem choćby o Battle of Britain Memorial Flight, włoskim M-346, fińskim Hawku czy węgierskim Mi-24.Z tak wielkiej imprezy opisać wszystkiego po prostu nie sposób. Żeby w pełni to docenić, trzeba to przeżyć osobiście, bo radosna atmosfera lotniczego święta i przezywania pokazów wspólnie z około 170 tysiącami innych miłośników lotnictwa jest ważnym składnikiem RIAT-u.

F-35A Lightning II z 495. Eskadry Myśliwskiej „Valkyries” stacjonującej w RAF Lakenheath. Jest to pierwsza jednostka USAF-u stacjonująca za granicą wyposażona w myśliwce tego typu.

Chociaż temat siedemdziesięciopięciolecia US Air Force mógł budzić nadzieje na pojawienie się gwiazd zza oceanu (najbardziej szalone plotki mówiły o F-117), a ich brak był powodem pewnego niedosytu, impreza po dwuletniej nieobecności potwierdziła, komu należy się palma pierwszeństwa w kategorii wojskowych pokazów lotniczych. Znamy już daty trzech kolejnych edycji, o ile nie zostaną zakłócone przez wojnę czy inne kaprysy biologii. Już zazdroszczę tym, którzy wezmą w nich udział.

Od tego sezonu pilotem pokazowym belgijskiego F-16 jest kapitan Steven De Vries, jedyny nie-Amerykanin, który osiągnął na F-16 ponad 5 tysięcy wylatanych godzin.

Dump and burn w wykonaniu węgierskiego Gripena. Polega to na spuszczeniu odrobiny paliwa w gorący strumień gazów wylotowych, co daje efektowny płomień.

Wspólny przelot PC-7 Team i F/A-18 ze Szwajcarii.

Boeing KC-46A Pegasus debiutował na pokazach w Fairfordzie.

Szwajcarski F/A-18 Hornet.

Hawk sił powietrznych Kataru. W tej chwili samoloty tego typu stacjonują w Wielkiej Brytanii, gdzie są wykorzystywane do szkolenia przyszłych katarskich pilotów Typhoonów.

Greckie i belgijskie F-16 na tle startujących Frecce Tricolori.

Morski samolot wielozadaniowy P-8 Poseidon MRA.1 zaczął wchodzić do służby w RAF-ie w 2020 roku. Był to jego debiut na tych pokazach.

Maciej Hypś, Konflikty.pl