Jak co dwa lata pod koniec maja – poprzednia edycja była wyjątkiem – w stolicy Niemiec odbyły się międzynarodowe targi i pokazy lotnicze ILA Berlin Air Show. Impreza jak zwykle była podzielona na dni targowe oraz dni dla publiczności i to właśnie w jednym z tych drugich wybraliśmy się do Berlina zobaczyć, co widać i słychać w lotniczym światku.

Berlińskie pokazy są specyficzne. Stałym bywalcom pokazów radomskich, o RIAT nawet nie wspominając, mogą się wydawać ubogie. Mniej jest tam myśliwców i zespołów akrobacyjnych, za to częściej można spotkać samoloty małe i niepozorne, jednak wyróżniające się nowoczesnymi rozwiązaniami konstrukcyjnymi czy innowacyjnymi technologiami. Podobnie było i tym razem, można było odnieść wrażenie, że wystawa statyczna jest ciekawsza od pokazów dynamicznych.

Jak na każdych pokazach samoloty mogliśmy podzielić na te popularne, już opatrzone, i gwiazdy, których nie widzi się na pierwszym lepszym air show. Do tych drugich na pewno należy zaliczyć parę tureckich F-4 Phantom II, wystawionych wraz z pozostałą liczną reprezentacją tego kraju, który był specjalnym partnerem tegorocznej edycji ILA. Po tym, jak F-4 wycofano ze służby w Luftwaffe, w Europie pozostały na wyposażeniu jedynie Turcji i Grecji, ale i tam trudno je spotkać, ponieważ oba państwa wolą wysyłać na pokazy swoje nowocześniejsze maszyny, jak F-16 czy Mirage 2000. Dlatego pojawienie się Phantomów w Berlinie było nie lada atrakcją. Skoro jesteśmy przy Turcji, nie można nie wspomnieć o śmigłowcu szturmowym T129 ATAK. Jest to maszyna zbudowana przez Turkish Aerospace Industries na bazie włoskiego A129 Mangusta.

Inne gwiazdy zdecydowanie bardziej rzucały się w oczy, ponieważ były to największe samoloty na pokazach. Chodzi o należącego do Emirates Airbusa A380 i transportowego An-124. Kolosy udostępniono do zwiedzania i jak można się domyślić, przy obu ustawiły się długie kolejki. W przypadku A380 czas oczekiwania na wejście wynosił nawet ponad dwie godziny. Jeśli chodzi o Antonowa, sprawa była prostsza, ponieważ jego podnoszony dziób i przepastny kadłub znacznie ułatwiały pomieszczenie dużej liczby osób.

Pozostałe samoloty i śmigłowce nie wzbudzały już takich emocji, bo przeważnie można je było zobaczyć także w innych miejscach, ale warto wspomnieć o kilku maszynach. Ciekawostką było na przykład postawienie obok siebie DC-3 i jego radzieckiej licencyjnej kopii Li-2. Przy okazji warto wspomnieć, że trwają prace nad renowacją kolejnego C-47, jednego z tak zwanych cukierkowych bombowców, które zaopatrywały Berlin w czasie radzieckiej blokady. Niedaleko prezentował się dumnie ich niemiecki odpowiednik, czyli Ju 52/3m.

Jak przystało na gospodarzy, Niemcy pokazali niemal wszystkie typy samolotów i śmigłowców używanych przez ich siły zbrojne. Mieliśmy więc i Tornada w kilku wersjach, i EF-2000, i A310, i EC-135 czy P-3 Orion. Innymi słowy: chyba wszystko, co lata w niemieckim wojsku. Mimo cięć budżetowych także Amerykanie zdołali przysłać kilka samolotów, a wśród nich najciekawszy był szturmowy A-10C, który być może niedługo na stałe zniknie z pokazów, bo trwają dyskusje nad wycofaniem go ze służby. Trzeba też wspomnieć o delegacji z naszej części Europy. Polacy pokazali Bryzę, C-295 i MiG-a-29, który akurat w dniu naszego pobytu był jedynie na wystawie statycznej, ale w inne dni latał i stał się gwiazdą pokazów. Obok stali Czesi z Gripenem, Mi-17 i Mi-24, a także Rumuni z C-27J. Do tego oczywiście należy dodać mnóstwo różnych maluchów: zarówno współczesnych, jak i zabytkowych.

Podobna mieszanka stylów była w powietrzu – dla każdego coś miłego. Jeżeli chodzi o samoloty wojskowe, to bez wątpienia największa gwiazdą był F-16 Solo Türk, chociaż z nowym pilotem latał chyba nieco bardziej zachowawczo niż w poprzednich sezonach. Mogła to być wina nisko wiszących chmur, które pokrzyżowały plany zespołowi Breitling Jet Team i zmusiły go do niskiego wariantu pokazu. Z innych myśliwców występowały: czeski Gripen i niemiecki Eurofighter z pilotem EADS za sterami. Jak wspomniałem, zabrakło naszego MiG-a, który tego dnia dostępny był jedynie na wystawie statycznej.

Jak widać, nie ma tego wiele, ale na szczęście wystawę uzupełniono ciekawymi dodatkami, jak: historyczny już Aermacchi MB-326, replika Me 262, a zwłaszcza niepozorny, lecz ze względu na unikatowość bardzo ciekawy Hispano Aviación HA-200. Dwa ostatnie zostały odbudowane, należą do Airbusa i są traktowane jako historyczne dziedzictwo koncernu. Nie mogło zabraknąć także ekipy Red Bulla, która w Berlinie pokazała Corsaira, B-25, Douglasa DC-3 oraz śmigłowce Cobra i Bo 105. Dla miłośników nowych technologii i ekologii zaprezentował się zbudowany przez Airbusa E-Fan z silnikami elektrycznymi.

Douglas C-47

Douglas C-47, po prawej stronie widać fragment skrzydła cukierkowego bombowca
Maciej Hypś, konflikty.pl

Airbus E-Fan

Airbus E-Fan napędzany silnikami elektrycznymi.
Maciej Hypś, konflikty.pl

F4U Corsair i B-25 Mitchell

Należące do Red Bulla F4U Corsair i B-25 Mitchell.
Maciej Hypś, konflikty.pl

Turecki F-4 Phantom II

Turecki F-4 Phantom II i (w tle) Solo Türk.
Maciej Hypś, konflikty.pl

Patrouille Suisse

Patrouille Suisse zaprezentowali nowy program.
Maciej Hypś, konflikty.pl

HA-200 Saeta

Odrestaurowany HA-200 Saeta.
Natalia Wirkus, konflikty.pl

Wystawa rakiet koncernu MBDA.

Wystawa rakiet koncernu MBDA.
Maciej Hypś, konflikty.pl

Rakiety były prezentowane także na stoisku tureckiej firmy Roketsan.

Rakiety były prezentowane także na stoisku tureckiej firmy Roketsan.
Maciej Hypś, konflikty.pl

Turecki F-16

Turecki F-16 kołuje do pokazu.
Maciej Hypś, konflikty.pl

Turecki śmigłowiec T129 ATAK

Turecki śmigłowiec T129 ATAK.
Maciej Hypś, konflikty.pl

A310

Wspólny przelot tankowca A310, dwóch Eurofighterów i dwóch Tornad po pokazie Willfire 2014.
Maciej Hypś, Konflikty.pl

Francuski Tiger HAP

Francuski Tiger HAP.
Maciej Hypś, konflikty.pl

Kulminacyjnym punktem pokazów był jednak Willfire 2014, czyli demonstracja sprawności niemieckiego lotnictwa. Brały w niej udział Eurofightery, Tornada, C-160, A310 oraz śmigłowce Tiger, Lynx i CH-53. Myśliwce osłaniały oddziały przerzucone przez śmigłowce. Tornada wykonywały misje szturmowe, podczas gdy komandosi wypełniali swoje zadania i ewakuowali się przy pomocy transportowca, którego start osłaniały śmigłowce szturmowe. Na koniec odrzutowce zaprezentowały symulację tankowania w powietrzu. W czasie półgodzinnego pokazu na niebie działo się naprawdę dużo i trzeba było mieć oczy dookoła głowy, by ogarnąć wszystkie latające maszyny.

Zwieńczenie pokazów stanowiły dwa występy zespołów akrobacyjnych. Pierwszym był włoski We Fly, w którym za sterami samolotów siadają niepełnosprawni piloci. Nie przeszkadza im to jednak zaprezentować ciekawego układu choreograficznego, bardzo ładnie zgranego z muzyką. Wisienką na torcie była szwajcarska grupa Patrouille Suisse, która obchodzi w tym roku pięćdziesiąte urodziny i z tej okazji przygotowała zupełnie nowy program. Muszę przyznać, że był on znacznie ciekawszy od poprzedniego, a na szczególną uwagę zasługuje duża liczba użytych flar.

Oczywiście nie były to wszystkie atrakcje ILA 2014, bo można by jeszcze wspomnieć choćby o halach wystawowych, w których też było kilka ciekawych rzeczy (część z nich zobaczycie na zdjęciach) albo bogatej ofercie koszulek i innych gadżetów poszczególnych ekip, ale żeby zobaczyć to wszystko, trzeba tam po prostu pojechać. Następna edycja już za dwa lata.