Myśląc o średniowiecznych wojnach i żołnierzach biorących w nich udział, widzimy przed oczami ciężkozbrojnych europejskich rycerzy dosiadających swych opancerzonych rumaków i toczących bitwy w imię honoru czy interesu danego europejskiego króla lub księcia. Jeśli wojny nie były akurat toczone pomiędzy europejskimi państwami feudalnymi, to z Saracenami w ramach licznych wypraw krzyżowych na Bliski Wschód. Wielu ludzi uważa, że średniowieczni, europejscy rycerze byli najpotężniejszym rodzajem sił zbrojnych ówczesnego świata, których przewyższały jedynie mongolskie hordy Czyngis-chana i jego następców. Książka Jamesa Watersona ma nas wyprowadzić z tych błędnych poglądów.

Zgodnie z tytułem książka opowiada o mamelukach – islamskich wojownikach wywodzących się z tureckich plemion, ale walczących za państwo egipskie. Nie byli to zwykli jak na tamte czasy żołnierze, bo byli niewolnikami. Jako młodzi chłopcy kupowani byli przez egipskich sułtanów i przeznaczani tylko i wyłącznie do służby wojskowej. Ich szkolenie było bardzo długie i kosztowne, przez co nigdy nie byli armią zbyt liczna, ale za to według autora najlepszą w dziejach świata. O ich sile świadczy to, że na Bliskim Wschodzie pokonali krzyżowców i nie dali się pokonać Mongołom, których pokonali w kilku bitwach.

Choć z początku byli jedynie niewolnikami na stałe przypisanymi do danego władcy, któremu wiernie służyli aż do śmierci, to po pewnym czasie ich siła wzrosła na tyle, że sami objęli władzę w państwie obejmującym tereny od dzisiejszego Egiptu po Syrię. W tym czasie stworzyli swój kodeks honorowy porównywany do kodeksu rycerskiego czy też stosowanego przez japońskich samurajów. Mając w życiu tylko jeden cel – uczestniczyć w wojnach – stale doskonalili się w sztuce wojennej obejmującej tak taktykę, jak i wyposażenie osobiste żołnierza. We władaniu łukiem przewyższali nawet słynnych Mongołów, a dodatkowo trzeba powiedzieć, że mameluckie luki były lepsze, a konie wytrzymalsze od wschodnich odpowiedników.

Byli doskonałymi żołnierzami, być może najlepszymi, jacy byli w średniowieczu, ale gdy ich przywódcy stopniowo odchodzili z wojska do polityki, nie działo się już tak dobrze. Choć było wśród nich wielu wybitnych sułtanów, którzy dyplomacją, wojną i podstępami radzili sobie z otaczającymi ich wrogami, to większość nie miała zmysłu państwowego i zupełnie nie potrafili odnaleźć się w czasie pokoju. Doprowadzało to do kolejnych spisków przeciwko władcy, morderstw, korupcji, sobiepaństwa. Nie od razu, ale na przestrzeni wielu lat państwo zwycięskich mameluków było niszczone od wewnątrz, a osiągnięcia poprzednich wielkich wodzów były zaprzepaszczane. Zniknęła ich dyscyplina i zapal bojowy, a poziom wyszkolenia znacznie się obniżył i chociaż ciągle potrafili przeciwstawić się o wiele liczniejszemu przeciwnikowi, to nie byli już w stanie obronić swojego państwa przed nowym, potężnym wrogiem, który podobnie jak oni sami, opierał swoją armię na żołnierzach-niewolnikach – janczarach. Rosnąca potęga Imperium Osmańskiego, które potrafiło dostosować się do nowych czasów i szeroko wykorzystywało broń palną i artylerię, doprowadziła w końcu do upadku państwa mameluków, które choć na chwilę się jeszcze odrodziło, zostało ostatecznie pogrzebane przez wojska napoleońskie na początku XIX wieku.

W książce „Wojny mameluków” poznajemy nie tylko liczne mameluckie wojny i bitwy, ale także życie codzienne tych niezwykłych żołnierzy, którzy początkowo spędzali je w odosobnionych od reszty społeczeństwa koszarach, a z czasem, na ich nieszczęście, objęło także inne dziedziny życia.

Od strony wydawniczej książka Bellony trzyma dobry poziom. Nie uświadczymy w niej literówek czy innych chochlików. Tam, gdzie było to konieczne, autor umieszcza odpowiednie przypisy, a tam, gdzie się nieco pogubił lub wymagała tego polska specyfika (np. nazwy geograficzne), pojawiły się również przypisy od wydawcy. Książka została opatrzona kilkoma mapami, chronologicznym spisem mameluckich sułtanów oraz wkładką ze zdjęciami. Wszystko to na dobrym poziomie.

Średniowiecze nie należy do moich ulubionych okresów historycznych, ale ta książka mnie wciągnęła. Nie dość, że porusza niecodzienny temat, to jeszcze autor pisze w bardzo ciekawy sposób, dodając do tego odrobinę humoru czy ironiczno-złośliwych docinków pod adresem bohaterów książki – czyta się to naprawdę świetnie. Polecam nie tylko hobbystom, ale wszystkim, którzy mają ochotę na dobrą książkę – jej tematyka nie będzie przeszkodą dla dobrej rozrywki.