Muszę trochę ponarzekać na polski – zresztą nie tylko, ale przede wszystkim – rynek wydawniczy. Oto bowiem wydawca, dążąc do osiągnięcia jak największej sprzedaży (co samo w sobie nie jest niczym nagannym), gotów jest na różne sztuczki mające na celu przyciągnięcie uwagi potencjalnego Czytelnika. No trudno, takie prawo rynku, problem jednak zaczyna się, gdy zabiegi te bardziej książce szkodzą niż pomagają.

Łatwo zgadnąć, że skoro o tym mówię, mamy do czynienia z taką właśnie sytuacją. Spójrzcie tylko na tytuł. Czego można by się spodziewać po opatrzonej nim książce? Ja oczekiwałbym leksykonu bitew i operacji wojskowych, które zasłynęły raczej jako porażki jednej strony, a nie zwycięstwo drugiej. Waterloo, Market-Garden, Little Bighorn, Gallipoli, może Legnica. W sumie ciekawe byłoby to zestawienie, ale o ile darzę pewną sympatią leksykony czy encyklopedie sprzętu wojskowego, o tyle analogiczne pozycje opisujące bitwy wydają mi się ideą raczej nietrafioną, gdyż konieczne skróty i pobieżność opisu stają się wówczas nazbyt rażące.

Dlatego właśnie twierdzę, że nadanie takiego tytułu książce C.E. Wooda uczyniło jej wielką krzywdę. Oryginalny tytuł brzmi bowiem: Mud: A Military History, co na polski tłumaczyłoby się na przykład jako „Rola błota w historii wojen” – nie jest to oczywiście tłumaczenie dosłowne, ale nieskromnie myślę, że jest całkiem zgrabne, a co najważniejsze, jasno i wyraźnie określa treść publikacji.

Wood porwał się bowiem na temat diablo egzotyczny. Rolę błota podkreślano co prawda w pozycjach na temat wielu bitew i kampanii (z frontem wschodnim II wojny światowej na czele), ale nie doczekała się ona jeszcze treściwego, całościowego opracowania – aż do teraz.

Znajdzie w niej Czytelnik zarówno o tym, jak poszczególne typy błota – błoto dzieli się na typy, a jakże, błoto typu IIb na przykład charakteryzuje się wysoką lepkością – wpływają na konkretne aspekty prowadzenia działań zbrojnych, ale i jak błoto w ogólności przeszkadza (bo przeszkadza niemal zawsze, chociaż zdarzają się wyjątki) a to wojskom pancernym, a to piechurom, a to żołnierzom en toto. Łatwo zgadnąć, że konieczność maszerowania czy sypiania w lepkiej brei nikomu nie poprawia nastroju, jednak autor sięgnął także po bardziej niekonwencjonalne fakty. Pamiętajcie, dzieci, nigdy, ale to nigdy nie zasypiajcie pod czołgiem stojącym na podłożu, które może zamienić się w błoto, niezależnie od tego, jaka w danej chwili panuje pogoda.

Trudno powiedzieć cokolwiek więcej o zawartości tej dwustustronicowej książeczki. Istotniejsza jest jej geneza. Otóż Mud: A Military History – odmawiam posługiwania się polskim tytułem – powstała jako doktorat C.E. Wooda, który dopiero potem trochę zmodyfikowano, by mógł trafić do księgarń. I faktycznie, bibliografia zajmuje w książce piętnaście z trochę ponad dwustu stron, a znajdziemy w niej obok artykułów prasowych i książek (między innymi Granta, Rommla, Slegde’a czy Slima) także akta rządowe. Uźródłowienie tej niepozornej książeczki wywarło na mnie spore wrażenie i już choćby z tego tylko powodu polecam ją całemu gronu szeroko pojętych historyków. Inna sprawa, że perspektywa jest dość jednostronna, amerykańsko-brytyjsko-niemiecko-francuska, czyli krótko mówiąc: zachodnia. W tej perspektywie analizę Wooda można jednak z czystym sumieniem uznać za kompletną, a lepiej mieć przecież pozycję dobrą, choć ograniczoną geograficznie, aniżeli ogólnoświatową, ale pisaną po łebkach.

Jak na pozycję naukową – bo zdecydowanie z taką mamy do czynienia – Mud: A Military History ma jedną poważną wadę: brak indeksu. Poza tym jednak trzeba przyznać, że jak na książkę wydaną przez Bellonę prezentuje się nieźle – ascetycznie, ale estetycznie, a przy tym porządnie pod względem redakcyjnym.

Jest to w sumie bardzo ciekawa pozycja, ale przeznaczona wyłącznie dla Czytelników zainteresowanych tematem w sposób bardziej profesjonalny. Zwykły odbiorca znajdzie tam parę ciekawostek, jednakże w ogólnym rozrachunku po prostu się zanudzi.