Volker Ullrich, niemiecki historyk z uniwersytetu w Hamburgu, wykonał tytaniczną pracę, przekopał się przez setki dokumentów, książek i biografii poświęconych jednej osobie. Człowiekiem, którego chciał poznać i opisać na kartach swojej książki, był Adolf Hitler.

Kim był Hitler, kojarzy chyba większość ludzi na tej planecie. Jest obiektem badań wielu ludzi, na jego temat powstały tysiące książek i filmów oraz trzy potężne biografie: Alana Bullocka z 1952 roku, Johna Tolanda z 1976 roku i Iana Kershawa z lat 2001–2003. Wydawać by się mogło, że po ponad siedemdziesięciu latach od samobójczej śmierci Hitlera nie ma już miejsca na nową biografię. Po co po raz kolejny opisywać to samo? Przecież wiemy kiedy się urodził, co robił, co mówił i jak skończył. A jednak Ullrich podniósł rękawicę i stanął w szranki z człowiekiem, którego czyny i siła woli odcisnęły piętno na milionach ludzi na świecie, a skutki odczuwamy do dziś.

Zacznijmy recenzję od fizyczności dzieła Volkera Ullricha. Gruba, twarda okładka, a na niej młody jeszcze Adolf o przenikliwym, chłodnym spojrzeniu. W środku ponad tysiąc stronic zapisanych na grubym, dobrym jakościowo papierze. Między kartami biografii znajdziemy kilkadziesiąt zdjęć, w większości mało znanych, co jest niewątpliwie zaletą tej pozycji, tym bardziej że idealnie komponują się z tekstem. Wielkość i grubość woluminu jest na tyle spora, że jest dość nieporęczny w czytaniu. Użyłem specjalnie tego słowa, bo biografia naszego „bohatera” obejmuje tylko lata 1889–1939, więc w niedalekiej przyszłości możemy się spodziewać opisu kolejnych sześciu lat.

Oczywiście w tekście spotkamy drobne błędy, jak literówki (rok 2008 zamiast 1908), ale to nie jest duży problem. Trochę większym jest zapisywanie niektórych skrótowców raz jako SPD, a później jako Sopade. Oczywiście w obu wypadkach czytamy o Socjaldemokratycznej Partii Niemiec, ale jestem tradycjonalistą i lubię ujednolicenie. Czasami możemy natrafić na tłumaczenia wprost z języka naszych zachodnich sąsiadów. W tym wypadku opis pracy ojca Adolfa to „pan urzędnik celny”, a nowy automobil Adolfa z jego ulubionej marki to „turbodoładowany mercedes”. To akurat nie wpływa negatywnie na odbiór tej pozycji. Swoją drogą, należą się gratulacje tłumaczom i redaktorom, bo wykonali naprawdę solidną pracę, a już wspomnienie o tym, że Autor myli się w sprawie zarobków ojca Adolfa, budzi mój szacunek za profesjonalne podejście. Pisząc tak obszerne dzieło, Ullrichowi nie udaje się ustrzec kilku powtórzeń, ale to również nie wpływa negatywnie na odbiór tej biografii, wydanej w serii „Oblicza zła” oficyny Prószyński i S-ka. Wcześniej mogliśmy przeczytać z tej serii biografie Goebbelsa, Himmlera i Stalina.

Kiedy dowiedziałem się, że mogę dostać do recenzji kolejną biografię Adolfa Hitlera, pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, brzmiała: znowu ktoś chce pisać o tym samym. Podszedłem do tej pozycji sceptycznie, bo cóż może mnie zaskoczyć w życiorysie tego człowieka? (Mam w domu trzy tomy Kershawa). I właśnie w tym pytaniu jest po części zawarta odpowiedź. Volker Ullrich stara się przedstawić Hitlera nie jako dyktatora, oprawcę milionów, charyzmatycznego przywódcę, kanclerza Rzeszy, lecz jako człowieka. To jest zasadnicza różnica względem poprzednich biografii. Ullrich pokazuje, że Hitler był złym, ale człowiekiem, a nie potworem z kreskówki żyjącym w zamierzchłych czasach. Ponadto obala pewne mity, jak żydowskie pochodzenie, homoseksualizm czy też kazirodcza miłość do Geli Raubal (i jeszcze sporo innych).

Żeby to osiągnąć – ukazać Hitlera jako człowieka i pokazać, że ukształtowany w dzieciństwie umysł działał w ten, a nie inny sposób – Ullrich podzielił biografię na trzy zasadnicze części: dzieciństwo, młodość i okres wojny; działalność polityczna do zdobycia władzy oraz władza kanclerska, jej umacnianie i droga do wojny. Pomiędzy tymi zasadniczymi rozdziałami znajduje się sporo pomniejszych, na przykład Hitler i kobiety.

Te trzy rozdziały mają wspólny mianownik: kompozycję. Ullrich nakreśla tło opisywanych zdarzeń, wkomponowuje w to osobę protagonisty i podlewa niezliczonymi opisami zaczerpniętymi z licznych pamiętników ludzi będących znajomymi (na przykład Goebbels) czy przeciwnikami Adolfa Hitlera. Wszystko zachowuje chronologiczną ciągłość. Takie podejście do tematu umożliwia szczegółowe naświetlenie opisywanych zdarzeń z życia Hitlera.

I tu pojawiają się dwie kwestie. Pierwsza to mnogość przypisów, często bardzo interesujących dla Czytelnika, będących często całymi zdaniami z pamiętników, listów. Pisząc „mnogość”, mam na myśli liczbę stu albo i więcej przypisów na rozdział. To pokazuje, jak tytaniczną pracę wykonał Ullrich. Ale jest i druga kwestia: zdecydowana większość przypisów pochodzi z materiałów wydanych po 2003 roku (to jest po trzytomowej Kershawowskiej biografii Hitlera) ze źródeł niemieckojęzycznych. Oczywiście rozumiem, że trudno oczekiwać tłumaczeń z innych języków, ale przecież w ostatniej dekadzie pojawiło się też sporo prac w języku angielskim. To taki mały przytyk do Autora, bo przecież życiem Hitlera zajmują się całe tabuny ludzi. Z drugiej strony korzystanie tylko z jednego typu źródeł zaburza moim zdaniem spektrum badań, ale to jest moje prywatne zdanie. Na samym wstępie Autor pisze, że jest jeszcze masa niezbadanych aspektów, które dopiero czekają na wyjaśnienie lub uszczegółowienie.

Cytaty, o których wspomniałem, mają na celu udramatyzowanie opisywanej sytuacji lub zdarzeń. Często, szczególnie w rozdziałach poświęconych okresowi walki, mamy do czynienia z przypisami ukazującymi reakcje ludzi na słowa przyszłego kanclerza. Te wtrącenia jeszcze bardziej przybliżają Czytelnikowi czasy opisywane na kolejnych stronach. Można śmiało powiedzieć, że nadają one całości posmaku powieści z Adolfem w roli głównej. Dodatkowo natkniemy się na liczne anegdoty z najbliższego kręgu znajomych Hitlera. Oczywiście kolejne rozdziały różnią się wartkością opisywanych sytuacji, co jest zrozumiałe, bo trudno porównać okres walki do czasu, kiedy Adolf był już kanclerzem.

Ullrich na kartach biografii dość rzadko odnosi się do kanonicznych poprzedników, Johna Tolanda czy Alana Bullocka. Ponadto za wszelką cenę stroni od sensacji na temat Hitlera i stara się podchodzić do jego osoby w sposób jak najbardziej neutralny, niczym sędzia w anglosaskim wymiarze sprawiedliwości – opisuje, ale nie ocenia. Co do biografii Kershawa, Ullrich moim zdaniem tylko uzupełnia ją o detale, do których jego poprzednik nie miał wcześniej dostępu.

Autor od początku, o czym już wspominałem, stara się uczłowieczyć Hitlera. Koncentruje się na jego młodości i wykazuje, że późniejsze zachowania wodza miały korzenie w przeszłości. Oczywiście jest to prawda. Każdy, również Adolf, zachowuje się w taki sposób, w jaki został ukształtowany jako dziecko przez rodziców, środowisko, rówieśników i czasy, w jakich dane mu było żyć. Oczywiście to banał, ale zabrakło mi u Ullricha pewnej analizy i wyciągnięcia wniosków z tego, jakie dzieciństwo miał Hitler. Ullrich koncentruje się na tym, co już wiemy, nie idzie o krok dalej. Prosty przykład: Hitler był apodyktyczny i rozpieszczony. Nie ma nawet słowa o tym, że swoisty narcyzm Hitlera brał się z postawy nadopiekuńczej matki. Mentalny narcyzm Hitlera ma korzenie w matce, która starała się rekompensować synowi chłód ojca wielokrotnie bardziej, niż wynikało to z konieczności. Bądźmy szczerzy: bezstresowe wychowanie jest obecnie w modzie. Większość dzisiejszych czterdziestolatków dostawała w skórę za przewinienia w dzieciństwie, nie mówiąc już o naszych dziadkach czy pradziadkach. Wniosek, że Adolfa ukształtował apodyktyczny ojciec, można wsadzić między bajki, bo gdyby tak było, mielibyśmy dziesiątki Adolfów w ostatnich stu pięćdziesięciu latach. Nie chcę w tym miejscu potępiać Klary Hitler i obwiniać ją o tragedie XX weku. To nie tak, ale nadopiekuńczość, nieprzekazywanie dziecku przez rodziców pewnych norm i niewyznaczanie granic zawsze będzie rodzić pewnego rodzaju egocentryzm i narcyzm. A tego Autor nie dodał.

Kolejną kwestią jest u Ullricha brak jakiejkolwiek analizy znanej sytuacji z frontu zachodniego w czasie pierwszej wojny światowej. Wszyscy biografowie piszą o tym, że Adolf nie chodził z kolegami do przybytków rozkoszy, bo być może był człowiekiem o innej orientacji seksualnej lub osobą oziębłą, względnie nieśmiałą. Jest to sprawa dziwna, bo przecież miał ponad dwadzieścia pięć lat, kiedy pojawił się na froncie, a przecież seks był i jest jednym z najważniejszych tematów w życiu większości mężczyzn w tym wieku. Ta kwestia wymaga głębszej analizy niż tylko jedno zdanie. Wiadomo, że dojrzały Adolf nie stronił od towarzystwa kobiet, ale wybranki jego serca były młode i niedoświadczone (życiowo i w ars amandi), był więc dla nich jak wyrocznia. Oczywiście Adolf też nie miał takiego doświadczenia, bo i skąd? Czym dwudziestoletni Adolf mógłby zaimponować rówieśnicy, skoro mieszkał w przytułku? Owszem, zarabiał na życie, malując widokówki, miał pieniądze na drobne wydatki, ale cóż to była za partia w owym czasie dla dziewczęcia z Linzu czy Wiednia? Zwykły bezdomny, mimo że oczytany i inteligentny. Adolf był wtedy nikim. Co innego w wojsku w czasie wojny, wszyscy mężczyźni byli sobie równi, przynajmniej frontowcy. Każdy mógł w ułamku sekundy zostać zabity serią z cekaemu czy wybuchem pocisku. Tu Adolf czuł się kimś! Był odważny, charyzmatyczny, stanowił pewnego rodzaju wzór. Wiadomo nie od dziś, że mężczyźni (wiem, wiem, nie wszyscy) lubią się przechwalać podbojami miłosnymi. Jak więc Adolf mógłby iść do „profesjonalistek”, które obsługiwały na tyłach frontu licznych żołnierzy i wrócić od takiej kobiety z tarczą? Cały jego etos padłby w ruinę w ciągu minuty po wyjściu, a koledzy mieliby pole do szyderstwa z mężnego kolegi, który staje na wysokości zadania, tylko przewożąc meldunki do okopów. Wydaje mi się, że w umyśle Hitlera zrodziło się swojego rodzaju wyparcie: po co mam ryzykować blamaż u prostytutki, skoro mogę się zasłonić obrzydzeniem do najstarszego zawodu świata, tak samo jak mogę gardzić tym, że są to Francuzki. Taką hipotezę można wysnuć, dając pole do dyskusji dla psychologów i historyków, ale Ullrich wolał nie podejmować tego tematu. Szkoda. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że analiza stanów psychicznych Adolfa Hitlera wymaga wiedzy historycznej i wiedzy fachowej z zakresu psychologii, a nawet w takim przypadku trudno po latach wysnuć prawidłowe wnioski. W końcu Hitler był tylko człowiekiem.

Jak większość chłopców w tamtym czasie Adolf dostawał wypieków, czytając powieści podróżniczo-awanturnicze Karola Maya, słuchał muzyki Wagnera, opychał się bitą śmietaną, uwielbiał kino i komedie. Lubił czytać książki dotyczące tematów, które go interesowały, w szczególności z zakresu architektury. Miał doskonałą pamięć, przenikliwy wzrok, bystry umysł i – przede wszystkim – talent aktorski. Był także narcyzem, którego racja była jedyna i niepodważalna. Gdy zafiksował się na temacie, mógł prowadzić monolog godzinami – po to, aby pokazać, że ma rację. Hitler gardził intelektualistami bo sam miał kompleks niższości wynikający z braku wykształcenia. Był zarozumiały i gardził ludźmi, jeżeli nie byli mu potrzebni. Był nieśmiały wobec kobiet inteligentnych, ale za to szarmancki wobec dam starszych i dystyngowanych.

Autor nie zamierza nam w żaden sposób osłodzić tej postaci, wręcz przeciwnie. Stara się po prostu ukazać go takim, jakim był. Podsumowując: biografia ta jest książką dobrą i ważną. Opisywana piórem Ullricha postać nabiera bardziej ludzkiego rysu. Przeczytamy w tej pozycji raczej to, co już wiemy, ale w bardziej przystępnej formie. Jest to biografia aktualna, ale nie ostateczna – pewnie w przyszłości, w miarę otwierania archiwów po 2045 roku, będziemy mieli kolejne, jeszcze lepsze. Niemniej Czytelnik po lekturze tego opasłego tomu będzie w pełni usatysfakcjonowany, a wydane pieniądze uzna za dobrze zainwestowane.

Volker Ullrich – „Hitler. Narodziny zła. 1889–1939”. Przekład: Michał Antkowiak. Prószyński i S-ka, 2015. Stron: 1024. ISBN: 978-83-7961-190-4.

Volker Ullrich – „Hitler. Narodziny zła. 1889–1939”. Przekład: Michał Antkowiak. Prószyński i S-ka, 2015. Stron: 1024. ISBN: 978-83-7961-190-4.