Nie tak dawno temu zamieściliśmy recenzję filmu „Twierdza Beaufort”. Dziś zaś przyszła pora na książkę, na podstawie której powstała ekranizacja.

Myślę, że już teraz mogę powiedzieć, iż mamy do czynienia z pozycją pierwszorzędną, ale zarazem trudną. Nie w tym rzecz, bynajmniej, że jest źle napisana – przeciwnie, jest napisana dobrze i równie dobrze przetłumaczona. W języku Rona Leshema, dzienikarza i korespondenta wojennego, widać, z jak wielką atencją podchodził do swojej powieści – Czytelnik naprawdę ma wrażenie, iż czyta słowa spisane przez żołnierza, uczestnika opisywanych wydarzeń. Pogłębiają je obszerne fragmenty opisujące ze szczegółami na przykład żołnierski język (tu ukłon w stronę tłumaczki, good job!) czy obyczaje, jak i obrazy samej twierdzy, miejsca ponurego, klaustrofobicznego i na wskroś złego, a jednak pięknego, miejsca, z którego chce się uciec, a później powrócić. „Twierdza” oddziałuje na zmysły Czytelnika jak mało która powieść.

Także postaci – według autora niemające pierwowzoru w znanych mu prawdziwych żołnierzach, w co jednak trudno mi uwierzyć – są wiarygodne i barwne. Jest ich jednak tyle, a ich imiona są tak obce polskiemu odbiorcy, że czasami można się pogubić, kto, komu, kiedy, z kim i za co.

Nie to jednak sprawia, że jest to powieść trudna. Mamy do czynienia z pewnym paradoksem, który sprawia, że „Twierdza Beaufort”-książka bardzo przypomina twierdzę Beaufort-miejsce. I jedna, i druga zarazem fascynuje i odpycha.

Powieść o tej długości to dla mnie zazwyczaj lektura na dwa dni. Kiedy jednak odłożyłem „Twierdzę” po pierwszej rundce czytania, za Chiny Ludowe nie mogłem się zmusić do rozpoczęcia drugiej. Siadałem z książką trzy razy i trzy razy przeczytałem mniej więcej po jednej stronie, zanim wreszcie za czwartym razem wziąłem się w garść i dokończyłem. A gdy mi się to udało, od razu zatęskniłem. Nie jestem w stanie dokładnie wskazać, co było tego przyczyną, ale podejrzewam, że nie ja jeden musiałem się zmierzyć z tym problemem. Jest tylko kwestią dyskusyjną, czy autor naprawdę chciał osiągnąć taki efekt; jeśli tak, chwała mu i cześć.

W moim odczuciu jest to powieść tylko dla ludzi, którzy są pewni, że chcą ją przeczytać; muszą być przy tym gotowi na znaczne pogorszenie nastroju, nie zetkną się bowiem z dziełem rozrywkowym. Zetkną się za to z dziełem ocierającym się o wybitność, dziełem zasługującym na miejsce wśród klasyków prozy wojennej.