Powieści często dzieli się umownie na „literaturę wysoką” i „literaturę popularną”. Ta druga opiera się ponoć na fabule i akcji, podczas gdy ta pierwsza – z definicji „lepsza” – to proza dla ludzi wrażliwych i inteligentnych, głęboko przemyślana, proza, którą „powinno się znać i cenić”. Istnieją jednak powieści zacierające ów podział, powieści kwalifikujące się teoretycznie do literatury popularnej, a jednak napisane z maestrią godną najwybitniejszych pisarzy. Rzecz jasna, piszę o tym nieprzypadkowo.

Łatwo można trafić na opinie, że „Bez skrupułów” – tytuł oryginalny: „Without Remorse” – to najlepsza powieść w dorobku Toma Clancy’ego. Jest to kwestia dyskusyjna, bo jeżeli dla danego Czytelnika wyznacznikiem jakości w przypadku autorów takich jak Clancy są intrygi na szczeblu międzynarodowym i oryginalne wizje prowadzenia współczesnej wojny („Czerwony sztorm”, „Dług honorowy”), raczej nie zakocha się w „Bez skrupułów”. Nie jest to bowiem książka o wielkiej polityce ani o technologii wojskowej. „Bez skrupułów” to książka o tragedii jednego człowieka.

Nazwisko Johna Clarka – niegdyś Johna Kelly’ego – znane jest wszystkim miłośnikom twórczości Clancy’ego. Poznajemy go, kiedy konflikt w Wietnamie, a przynajmniej udział w nim wojsk amerykańskich, ma się ku końcowi. Dla Kelly’ego, weterana SEALs i bohatera wojennego, ma to drugorzędne znaczenie. Znalazł sobie pracę w cywilu i wspólnie z żoną czekają na narodziny ich pierwszego dziecka. Niestety, jego ukochana ginie w wypadku samochodowym. Niczyja wina. Ot, awaria. Ale dla Johna jest to, rzecz jasna, żadne pocieszenie. Wkrótce przekonamy się zresztą, że może gdyby miał kogo winić za śmierć żony i nienarodzonego dziecka, łatwiej by to zniósł.

Jakiś czas później los stawia mu na drodze niebrzydką, zagubioną dziewczynę. Zagubioną nie geograficznie, ale życiowo – narkomankę, prostytutkę, ofiarę sutenerów i baronów narkotykowych, lecz jeszcze nie do końca złamaną. Wypisz, wymaluj: archetypiczna „dziwka o gołębim sercu”. Pamela Madden wypełnia pustkę w życiu Kelly’ego i przywraca mu sens, wkrótce jednak ginie, zamęczona na śmierć przez dawnych oprawców. Kelly obwinia się za jej śmierć i niczym Frank Castle – poprzysięga zemstę. Równocześnie zaś będzie musiał pomóc dawnym mocodawcom w pewnej bardzo delikatnej misji na terenie Północnego Wietnamu.

Główny bohater, jak przystało na powieść wybitną, jest postacią wielowymiarową. Z jednej strony widzimy go jako bezlitosnego, pozbawionego skrupułów zabójcę, któremu nawet brew nie drgnie, gdy pozbawia życia kolejnych bandytów. Ale właśnie – bandytów. Ludzi, którzy mniej lub bardziej dobrowolnie postanowili bogacić się kosztem cudzego życia, zdrowia, dobrobytu i wolności. Zupełnie inaczej ma się sprawa, gdy Kelly-żołnierz ma walczyć z innymi żołnierzami. A przecież nie jest cyborgiem. Przeciwnie: Clancy prezentuje nam go jako człowieka wrażliwego, pragnącego kochać i być kochanym jak wielu zwykłych ludzi, jak praktycznie każdy człowiek mijany przez każdego z nas każdego dnia na każdej ulicy.

Łatwo zresztą przywiązuje się do ludzi, a los niestety okrutnie zeń drwi. Tym jednak różni się John Kelly od zwykłego zjadacza chleba: nie musi liczyć na to, że policja i sądy wymierzą sprawiedliwość w jego imieniu. Doświadczenie z sił specjalnych, walki toczone w wietnamskiej dżungli, zasadzki, sztuka ukrywania się, cierpliwego czekania i celnego strzelania – to wszystko okazuje się przydatne także w dżungli z betonu i asfaltu, gdzie trafia się na nieprzyjaciół równie bezwzględnych jak partyzanci Wiet Kongu.

Nietrudno zauważyć, że Clancy sympatyzuje z głównym bohaterem, nie narzuca jednak wcale opinii, że to co robi Kelly – likwidowanie kolejnych dilerów i gangsterów, a przede wszystkim bezlitosne torturowanie jednego z nich – jest moralnie słuszne. Czytelnik sam musi podjąć tę decyzję, sam musi Kelly’ego potępić lub rozgrzeszyć. To drugie przychodziłoby łatwiej, gdyby nie brutalna bezwzględność, z jaką traktuje przestępców, którym wypowiedział prywatną wojnę, bezwzględność tak wyraźnie kontrastująca z prostolinijną ogładą (by nie powiedzieć: wrażliwością) okazywaną bliskim. Podobny kontrast mamy i po drugiej stronie – w Wietnamie, gdzie doświadcza go pewien amerykański lotnik.

Jako się rzekło, nie jest to typowa powieść w stylu Clancy’ego. Autor „Polowania na Czerwony Październik” najwyraźniej postanowił spróbować czegoś innego i wyszło mu to wybornie – mistrz technothrillerów sprawdza się również w powieściach sensacyjnych z mocno zaznaczonymi elementami kryminalnymi i psychologicznymi. Powinni się nią wobec tego zainteresować fani również takich amerykańskich pisarzy jak Harlan Coben czy Lee Child, chociaż nie ma tu intrygi kryminalnej, która dopiero na ostatnich stronach zostaje rozwiązana przez dzielnego detektywa. Niemniej jednak, równie efektownego punktu kulminacyjnego nie powstydziłby się chyba żaden autor powieści sensacyjnych. Doprawdy, trudno mieć jakiekolwiek poważne uwagi pod adresem Clancy’ego, co najwyżej pod adresem wydawnictwa za niezupełnie uważną korektę (literówki! Zgubione myślniki!).

Dla miłośników twórczości tego pisarza szczególnie cenna będzie możliwość zapoznania się z przeszłością jednego z dwóch najważniejszych – obok oczywiście Jacka Ryana – bohaterów jego sztandarowego uniwersum. Ale nawet jeśli nie ma się najbledszego pojęcia, co to za jeden, ten Jack Ryan (a propos: dobrze poznamy tu jego ojca, Emmeta Ryana), można dać się tej książce pochłonąć na długie godziny. Jest to dużo więcej niż prosty thriller, jest to fascynująca opowieść o miłosierdziu, okrucieństwie, przyjaźni i zemście, o tym, że każdy człowiek kryje w głębi duszy jakąś część swojej natury, której nie ujawnia byle komu – jedni dlatego że nie chcą, inni dlatego że nie potrafią. Chyba naprawdę mamy tu do czynienia z najlepszą powieścią w dorobku Clancy’ego.