Jednym z autorów, których książkę chciałem przeczytać w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy, był Sławomir Koper. Dlatego gdy dowiedziałem się o możliwości zrecenzowania jego najnowszego dzieła, od razu zgłosiłem się na „ochotnika”. I jaki wniosek z lektury? Już nie pamiętam sytuacji (podejrzewam, że ostatni taki raz miał miejsce w wieku szkolnym), kiedy książkę przeczytałem w ciągu dwóch dni. Publikację liczącą ponad 400 stron.

Sławomir Koper uchodzi za jednego z najbardziej poczytnych Autorów beletrystyki historycznej. Jego poprzednie prace są recenzowane nie tylko w prasie, czy w internecie, ale również znajdują swoje „pięć minut” w programach telewizyjnych poświęconych literaturze. Przez dłuższy czas zastanawiałem się, na czym polega fenomen zainteresowania jego pracami. I po lekturze „Polskiego piekiełka” już wiem. Są to bowiem idealnie dobrane materiały, pochodzące w dużej mierze z literatury pamiętnikarskiej, na kanwie której Autor przygotowuje (opracowuje) swój własny tekst, przedstawiając tę najbardziej ciekawą sferę życia bohaterów swoich książek.

Tak akurat się składa, że z większością wykorzystanych w książce publikacji miałem okazję się już zapoznać i muszę przyznać. iż Autor po mistrzowsku dobiera materiał do poszczególnych tematów. Nie sięga do prac naukowych (poza biografiami), co z jednej strony jest zrozumiałe, gdyż w takich pracach rzadko możemy odnaleźć szczegółowe historie osób, które stanowią główną osnowę książki, z drugiej strony być może sięgnięcie do nich w jakimś stopniu nadałoby treści pracy wymiar trochę bardziej wyrafinowany niż tylko sensacji, a takie wrażenie towarzyszyło mi w trakcie lektury. Jedną z nielicznych, na które powołuje się Autor, jest synteza autorstwa Pawła Wieczorkiewicza, ale tutaj popełniono błąd, podając cezury czasowe 1939–1945, właściwe obejmują bowiem lata 1935–1945. Z kolei dobór niektórych publikacji, mimo braków współczesnych opracowań (mam na myśli te wydane po 1989 roku), nie powinny stanowić podstawy do snucia określonych opowieści – chodzi mi o prace Olgierda Terleckiego, ale to już tylko moja osobista refleksja.

„Polskie piekiełko” to zebrane w dwanaście rozdziałów historie grup lub pojedynczych osób, których losy splatały się ze sobą w okresie II wojny światowej. W pierwszym rozdziale informowani jesteśmy o konsekwencjach śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego w wymiarze następstw politycznych i o sytuacji państwa w przededniu wojny widzianej oczami, głównie, przedstawicieli środowisk literackich. Rozdział drugi przedstawia kulisy powołania do życia rządu generała Władysława Sikorskiego i postać niedoszłego prezydenta RP, generała Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego.

W kolejnym rozdziale poznajemy kulisy funkcjonowania środowisk związanych z rządem emigracyjnym, czołowych jego postaci i walki między zapleczem politycznym generała Sikorskiego a przybywającymi do Francji, a następnie do Wielkiej Brytanii reprezentantami obozu piłsudczykowskiego. Rozdział czwarty to losy generała Kazimierza Sosnkowskiego, jego postawa w obliczu wyzwań, które czekały polskie władze w toku toczącej się wojny. Rozdział piąty prezentuje z kolei losy tych przywódców II RP, którzy zostali zmuszeni do pozostania w Rumunii i pozbawieni środków do życia, a mianowicie prezydenta Ignacego Mościckiego i ministra Józefa Becka.

Kolejny rozdział poświęcono jednemu z najbardziej smutnych fragmentów dziejów naszej wojennej emigracji, a mianowicie funkcjonowaniu obozów dla przeciwników politycznych generała Sikorskiego – tych prawdziwych i tych domniemanych – które zostały utworzone w Cerizay (Francja), a po ewakuacji do Wielkiej Brytanii, na szkockiej wyspie Bute – w miejscowości Rothesay. Rozdział siódmy dotyczy także smutnego epizodu a mianowicie losów Wieniawy-Długoszowskiego, który pozostawiony bez środków do życia, mimo możliwości pewnego statusu w hierarchii władz emigracyjnych (obsada stanowiska ambasadora), targnął się na własne życie.

Rozdział ósmy to z kolei humorystyczny obraz funkcjonowania w realiach wojennych pilotów polskich dywizjonów walczących w bitwie o Anglię. Nie mamy w tym przypadku do czynienia z przedstawianiem obrazów walki, ale przede wszystkim z obrazem codziennego życia tych bohaterskich lotników, ich perypetiami finansowymi i sercowymi. Rozdział dziewiąty jest poświęcony wojennym i w jakimś stopniu powojennym losom członków słynnej grupy literackiej „Skamandrytów” czyli Julianowi Tuwimowi, Janowi Lechoniowi, Antoniemu Słonimskiemu, Kazimierzowi Wierzyńskiemu i Jarosławowi Iwaszkiewiczowi. Treść pozwala unaocznić nam, Czytelnikom, jak bardzo odbiegły od siebie losy grupy przyjaciół, niegdyś tak mocno ze sobą związanych.

Rozdział dziesiąty to swoistego rodzaju symboliczna opowieść o generale Władysławie Andersie i II Korpusie. Symboliczna, gdyż mimo że treść rozdziału ma więcej wspólnego z przyziemnymi cnotami ludzkimi niż z wyższymi ideami, to nierozerwalnie wiąże się tę postać z formacją wojskową, największą w strukturach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie a zarazem najokrutniej doświadczoną, jej żołnierze przeszli bowiem przez sowieckie łagry, przez pustynne tereny Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, znaleźli się w końcu na ziemi włoskiej, gdzie wzięli udział w największej jatce, jakiej doświadczył żołnierz polski w walkach w Europie Zachodniej, czyli bitwie pod Monte Cassino. Sporny charakter jaki towarzyszy dziś, z perspektywy lat, działaniom generała Andersa w toku działań II Korpusu we Włoszech, nie zmienia faktu że uchodził ówcześnie za najbardziej charyzmatycznego dowódcę oddziałów polskich.

Przedostatni rozdział poświęcono jednej z najbardziej enigmatycznych i tajemniczych postaci rządu emigracyjnego, a mianowicie Józefa Hieronima Retingera. Dla mnie osobiście ten rozdział wniósł najwięcej nowych informacji, dlatego zachęcam do jego dokładnego przeczytania. Książkę zamyka rozdział-opowieść o Krystynie Skarbek, która jako obywatelka Polski pracowała na rzecz brytyjskich służb specjalnych, i której udało się przeżyć wojnę, natomiast śmierć dosięgła ją z rąk obłąkańczo zakochanego człowieka. Jej losy w roli agentki wywiadu nie są znane i z pewnością jeszcze długo nie poznamy kulisów jej pracy operacyjnej, nie ulega natomiast wątpliwości, iż stanowiła cenny nabytek dla Brytyjczyków, natomiast polski wywiad jedynie przyglądał się jej poczynaniom.

Praca Sławomira Kopra dla osób znających wykorzystane w niej publikacje lub zawodowo zajmujących się historią najnowszą, a więc i okresem II RP i II wojny światowej, nie będzie niczym innym jak tylko kolejną pozycją na rynku księgarskim. Nie wnosi ona nowych wątków, które mogłyby posłużyć jako początek kolejnych badań. Nie do końca też pokazuje swoiste „polskie piekiełko”, są bowiem przechowywane w Londynie materiały, które potrafią bardzo mocno wyeksponować to „piekło”. Autor wspomina w jednym miejscu, iż prowadził kwerendę w Londynie, dlatego lektura tej książki trochę mnie zdziwiła, bo spodziewałem się „mocniejszego uderzenia”. Sam dotarłem do informacji (podczas własnych kwerend w Londynie) z zakresu spraw wojskowych, które w jakimś stopniu, jak już napisałem, pokazują atmosferę, w jakiej przyszło żyć polskiej emigracji wojennej.

Niemniej jednak ta książka to pasjonująca opowieść o losach Polaków i Polek w okresie jednej z największych tragedii, które dotknęły naród polski w XX wieku i którą polecam, z czystym sumieniem tym wszystkim, którzy chcieliby poznać realia życia emigracji polskiej w latach II wojny światowej, a nie mieli do tej pory na to szansy.