Za kilka dni na półkach księgarni pojawi się książka brytyjskiego dziennikarza sportowego żydowskiego pochodzenia, Simona Kupera, pod tytułem „Futbol w cieniu Holokaustu”. Pozycja ukazała się na Zachodzie w 2003 roku. Zapyta ktoś: po co gdańskie wydawnictwo Wiatr od Morza porywa się na druk książki po dziesięciu latach od jej premiery? Bo jej treść nic nie straciła na aktualności, bo to pasjonująca literatura faktu, bo warto promować publikacje, które odkłamują nawet drobny fragment historii największego ludobójstwa w dziejach ludzkości. Ale po kolei.

Podtytuł książki Kupera („Ajax, Holendrzy i wojna”) – to jednocześnie tytuł angielskiego oryginału – już wiele mówi o jej tematyce. Autor porwał się na niełatwe zadanie: opowiedzieć o Holokauście holenderskich Żydów poprzez pryzmat historii tamtejszych klubów piłkarskich, z nazywanym najbardziej „żydowskim” klubem w Kraju Tulipanów amsterdamskim Ajaksem na czele. Wśród członków klubu nie brakowało osób pochodzenia żydowskiego, Żydzi kibicowali Ajaksowi, Żydzi współtworzyli też jego potęgę na początku lat siedemdziesiątych, kiedy zespół trzykrotnie zdobywał Puchar Mistrzów. Podobnie jak… osoby, które wzbogaciły się na kolaboracji z niemieckim okupantem. Dziwi też truizm władz klubu, które stwierdziły po wojnie, że z końcem okupacji Ajax nie miał pośród swoich członków żadnych ofiar, które musiałby opłakiwać. Nie dodały jednak, że stało się tak tylko dlatego, że w 1941 roku z klubu usunięto członków żydowskiego pochodzenia, którzy ginęli potem w komorach gazowych obozów koncentracyjnych.

Pamięć Holendrów jest wybiórcza, co Autor punktuje bardzo zdecydowanie. Na przykład w Rotterdamie pamięta się o dziewięciuset ofiarach niemieckiego bombardowania miasta w maju 1940 roku, ale o dziesięciokrotnie większej liczbie Żydów wywiezionych z miasta na śmierć – już niekoniecznie. Kuper podkreśla, że holenderska kolaboracja z nazistami osiągnęła praktycznie te same rozmiary co holenderski ruch oporu. Z Holandii zniknął największy odsetek żydowskich obywateli kraju po Polsce. Nawet Francja Vichy nie dorównywała rygoryzmowi holenderskiej policji i państwa holenderskiego w działaniach skierowanych przeciwko Żydom – pomocy w ich wyłapywaniu i organizacji transportów kolejowych do obozów zagłady. Nie wszyscy Holendrzy byli więc goed („dobrzy”)… Dziwi w świetle tych faktów ogromny sentyment, którym Holendrów darzy się w Izraelu.

Książka to też panorama piłki nożnej lat trzydziestych i czterdziestych XX wieku, kiedy rodził się międzynarodowy futbol. Wzrost popularności tego sportu sprawił, że do swoich celów piłkę nożną zaczęły wykorzystywać władze krajów totalitarnych. Nazistowski salut angielskich piłkarzy przed meczem z Niemcami w maju 1938 roku urósł do rangi symbolu uległej wobec Hitlera polityki appeasementu premiera Neville’a Chamberlaina. Korzystając ze zwycięskiego pochodu Wehrmachtu po Europie, Niemcy próbowali namawiać – także za pomocą szantażu – wybitnych piłkarzy z podbitych państw do gry dla Trzeciej Rzeszy. Kuper zestawia Ślązaka Ernesta Wilimowskiego i Alzatczyka Oscara Heisserera, kapitana reprezentacji Francji. Wilimowski, jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii polskiej piłki nożnej, zgodził się na grę w barwach okupanta. Francuz zaprotestował, za co wkrótce wcielono go do niemieckiej armii.

Książka jest bogato ilustrowana czarno-białymi zdjęciami. Cenne są przypisy autora polskiego przekładu, Łukasza Golowanowa, i jego redaktorów, wyjaśniające słabo znane w Polsce niuanse niderlandzkiej historii. Brawa należą się za czujność i reakcję na stwierdzenia Autora typu: „We wschodniej Europie ludzie korzystali ze stwarzanych przez wojnę okazji, by mordować okolicznych Żydów” (s. 194). To krzywdzące uogólnienie, mając zwłaszcza na uwadze, że Autor nie wspomina o istotnych okolicznościach (ale przypis już tak). W końcu to Polacy mają najwięcej drzewek w Jad Waszem, tylko w Polsce za pomoc Żydom groziła kara śmierci, to na terenie naszego kraju powstała jedyna w Europie organizacja powołana do niesienia pomocy Żydom… W egzemplarzu recenzenckim, nie licząc kilku literówek, zauważyłem jeden błąd. Na stronie 54 jako datę igrzysk olimpijskich w Berlinie podano 1935 zamiast 1936 roku.

Bynajmniej nie jest to książka wyłącznie dla fanów futbolu. Wydaje się, że nie jest to też grupa docelowa, o której myślał Kuper, zabierając się za jej napisanie. Autor nie narzuca się Czytelnikowi, który z piłką nożną ma niewiele wspólnego, suchymi piłkarskimi statystykami. Jego pióro jest bardzo dynamiczne, styl pisania reportażowy. Autor obficie ubarwia treść książki dodatkowymi smaczkami, z pozoru niemającymi wiele wspólnego z jej tematyką (słyszeliście, że młody Diego Maradona mógł zagrać w barwach Sparty Rotterdam?!). Warto sięgnąć po tę publikację.