Kiedy oznajmiłem swoim mocodawcom gotowość zrecenzowania tej książki, na dzień dobry musiałem przełknąć kilka złośliwych żartów skupiających się na tym, że chcę czytać o „historii dziwek”. Jakoś to przeżyłem, a teraz moje na wierzchu, bo książka ta okazała się jedną z ciekawszych, jakie poznałem w ostatnim czasie.

Nie sposób orzec, czy prostytucja jest naprawdę najstarszym zawodem świata, ale tak się już przyjęło i raczej żadne odkrycia archeologiczne tego nie zmienią. Natomiast nie ulega wątpliwości, że jest to jeden z najstarszych zawodów, seks zaś jest jednym z najstarszych dóbr „kupnych” i już choćby z tego powodu stanowi interesujący dla historyka temat. Jego kontrowersyjność z kolei staje się źródłem wartości marketingowej dla wydawcy.

Czytelnik, który sięgnie po książkę Marka Karpińskiego, od razu zauważy gładki – publicystyczny raczej niż naukowy – styl autora. Zgodnie z tematem pracy, język jest dość frywolny, barwny, upstrzony różnymi smaczkami. Efekt jest taki, że czyta się szybko, a przede wszystkim z wielką przyjemnością, co nijak nie kłóci się z wartością merytoryczną. Można by oczywiście postawić pytanie: a po co komu taka książka? Czy jest ktoś, kogo to naprawdę ciekawi? Z pewnością temat prostytucji nie należy do mainstreamowych zainteresowań historyków, zagadnienie ma charakter taki raczej ciekawostkowy, ale o takich rzeczach też trzeba pisać, tym bardziej że – jak już wspomniałem – na korzyść prostytucji jako tematu pracy świadczy jej stała obecność w dziejach ludzkości.

Do tytułu „Najstarszy zawód świata. Historia prostytucji” można by dodać na początek podtytułu przymiotnik „kompletna”. Może i byłaby to lekka przesada, ale faktem jest, że Karpiński opisuje zjawisko płatnej miłości od samych jego początków, a więc od Babilonii, choć uszczegółowiona narracja zaczyna się dopiero od Greków i Rzymian. A potem ruszamy szybkim marszem przez historię cywilizacji. Starożytność, średniowiecze, renesans – epoka po epoce, aż do czasów nam współczesnych. Równolegle do podróży w czasie podróżujemy też w przestrzeni. Z Grecji oraz Italii przenosimy się do innych rejonów (schrystianizowanej już) Europy, a wraz z odkryciami geograficznymi – także i poza Europę. Zależnie od miejsca i czasu zmieniało się podejście ludności i władz, czy to świeckich, czy religijnych, od przyzwolenia pełnego (Rzym) przez przyzwolenie ciche i niechętne po różne formy ograniczania czy wręcz zwalczania.

Takie streszczenie to jednak tylko połowa prawdy. Bo przecież osobno trzeba wspomnieć o takich kuriozach jak osiemnastowieczny rymowany przewodnik po burdelach Warszawy (notabene: całe szczęście, że autor nie cenzurował wulgaryzmów). Autor tłumaczy, dlaczego kariera prostytutki mogła być atrakcyjna dla młodej dziewczyny (w niektórych okresach była to de facto jedyna kariera, jaką mogła zrobić kobieta, bo trudno w tych kategoriach traktować „karierę” praczki czy szwaczki), z powodów nie tylko finansowych, ale i społecznych. Niejedna dama do towarzystwa stała się oficjalną czy chociaż półoficjalną bywalczynią w łożu hrabiego, milionera, nawet monarchy, co było poza najśmielszymi nawet marzeniami „porządnej” kobiety z biednego domu; kilka takich kobiet sukcesu poznamy z bliska (choć bez przesady z tą bliskością). Pozna też Czytelnik stosowane przez władzę metody przejmowania kontroli nad biznesem seksualnym, czy to w celu czerpania dochodów w postaci podatków, czy też w celu utrudnienia praworządnym obywatelom korzystania z usług „profesjonalistek”. Prostytucja była też tematem rozważań teologów, polityków, no i oczywiście poetów – o tym również dowiemy się co nieco.

Pod względem warsztatu historycznego książka zasługuje również na wysoką ocenę. Liczba przypisów nie jest może oszałamiająca (średnio jeden na dwie strony), ale wystarczająca, aby nie można było zarzucić autorowi, że cokolwiek zmyśla. Z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę jako bazę dla innych prac.

Wydawnictwo Iskry na swoim odcinku frontu spisało się dobrze, chociaż nie bez zarzutu. Zdarzyło się trochę drobnych błędów edytorskich, do których zaliczyć można na przykład błędy w cytowaniu obcojęzycznych słów (tych jest dużo – cytatów, a nie błędów), na przykład „disorderty conduent”, co powinno brzmieć odpowiednio: „disorderly” i „conduct”. Bywa też, że to samo nazwisko pojawia się w dwóch różnych pisowniach (Wickham na stronie 234, na następnej zaś – Wickhman).

Nie jest to raczej książka dla Czytelnika poniżej osiemnastego roku życia. Już to ze względu na wulgaryzmy, już to ze względu na moralnie wątpliwą tematykę. Autor, na szczęście, powstrzymuje się od moralizowania, co nie znaczy, że przyjmuje wszystko z pogodnym uśmiechem i że do tego samego nakłania swego odbiorcę. Wręcz przeciwnie. Nietrudno zgadnąć, jakie są ciemne strony tego biznesu – handel ludźmi, przymus (którego ofiarą często padają dzieci), oszustwa finansowe – i Karpiński bynajmniej nie zbywa tego milczeniem. Rzecz w tym, że nie mamy tu do czynienia z książką, która miałaby programowo zwalczać prostytucję.

Jasno zresztą wykazuje, że nijak nie da się jej zwalczyć. Można ją co najwyżej ograniczyć, skierować na tory bardziej akceptowalne dla władzy i społeczeństwa. I choćby z powodu jej nieodłączności warto o niej poczytać.