Oto książka, do której potrzeba cierpliwości. Potrzeba wiary, że Autor wie, dokąd chce zaprowadzić Czytelnika, i że w końcu go tam zaprowadzi. Po wyjątkowo obiecujących pierwszych trzydziestu stronach – na których poznajemy sięgającą dziewiętnastego wieku historię rodu Rongów, a zwłaszcza wyjątkowo genialnej Rong Youying – fabuła nagle bowiem zwalnia i zdaje się prawie wcale nie posuwać naprzód. W tym momencie Czytelnik szukający lektury podobnej do thrillerów Dana Browna, którego nazwisko przywołano na okładce w charakterze reklamy, może poczuć się oszukany. I niewykluczone, że odpuści sobie dalszą lekturę.

Do „Szyfru” należy podejść z innym nastawieniem. Powieść ta nie ma wiele wspólnego z czytadłami w stylu „Kodu Leonarda da Vinci” i „Cyfrowej twierdzy”. Porównałbym ją raczej z „Pachnidłem” Patricka Süskinda. W obu tych powieściach Autorzy prezentują świat dziwny, egzotyczny, nasz, ale jednak nie do końca nasz. W obu głównymi bohaterami są geniusze (innego rodzaju wprawdzie) niezrozumiani przez wszystkich wokół. I w obu intryga rozwija się niespiesznie, tak aby Czytelnik miał sposobność zastanawiać się nad tym, co właśnie przeczytał.

Główny bohater powieści, Rong Jinzhen, to samorodny geniusz matematyczny w typie Srinivasy Ramanujana, który w 1956 roku trafia do Jednostki 701, zajmującej się łamaniem szyfrów. Łatwo zgadnąć, że wkrótce odnosi tam niewiarygodny sukces, ale jego droga życiowa bynajmniej nie okaże się usłana różami. Ciekawe zresztą, jak wiele wątków autobiograficznych wplótł Mai Jia w swą debiutancką powieść. Jiang Benhu – czyli właśnie Mai Jia – ma bowiem za sobą siedemnaście lat służby w Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, i to właśnie w jednostce kryptograficznej.

Powieść napisana jest w konwencji reportażu, z fragmentami wywiadów i komentarzami autora-dziennikarza. Autor-powieściopisarz zaś, jak przystało na oficera Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, jest przykładnym patriotą i ma bardzo jednoznaczne zdanie o Kuomintangu. Nie może być jednak mowy o jakiejkolwiek nachalnej propagandzie – Autor po prostu tworzy swój świat przedstawiony w zgodzie z własnymi poglądami politycznymi.

Dla polskiego Czytelnika największym (i chyba przyjemnym?) zaskoczeniem będzie… no dobrze, już nie będzie, bo za chwilę zdradzę ten fakt, ale muszę, żeby odnieść się do bardzo istotnej kwestii związanej z przekładem „Szyfru” na nasz język. Otóż jednym z bohaterów jest polski profesor o cokolwiek ekwilibrystycznym nazwisku: Liseiwicz. Nie mam dość wiedzy, aby wypowiedzieć się na temat zapisu chińskiego, ale wiem, że tak wykoślawiona pisownia znalazła się w przekładzie na język angielski, który z kolei stał się źródłem dla tłumaczenia na polski. Bardzo chciałbym wiedzieć, kto popełnił błąd – Mai Jia czy raczej tłumacze z chińskiego na angielski. I czy taki błąd pojawiłby się również wówczas, gdyby książkę tłumaczono bezpośrednio na polski. Oczywiście doskonale rozumiem, że w naszym kraju trudno o tłumacza języka chińskiego, a poza tym są oni dużo drożsi od tych, którzy tłumaczą z angielskiego. Ale mimo wszystko szkoda. Sam też robiłem przekłady z przekładów i wiem, że to zupełnie inna rzeczywistość.

Mai Jia to bez dwóch zdań pisarz nietypowy z perspektywy Europejczyka. „Szyfr” zaś to równie nietypowy thriller. Powiem to raz jeszcze: Czytelnik oczekujący thrillera w stylu Dana Browna (fuj!), Lee Childa czy Roberta Ludluma będzie rozczarowany. Ale jest to powieść dobrze przemyślana i na swój sposób wciągająca (w końcu musi być jakiś powód, który sprawia, że Mai Jia jest w ojczyźnie tak poczytnym autorem). Warto sięgnąć po nią z otwartym umysłem jak po powieść psychologiczną, odłożyć na bok oczekiwania i stereotypy – i wybrać się w tę stosunkowo niedługą podróż do Chin.

Mai Jia – „Szyfr”. Przekład: Alina Siewior-Kuś. Prószyński i S-ka, 2015. Stron: 448. ISBN: 978-83-7961-185-0.

Mai Jia – „Szyfr”. Przekład: Alina Siewior-Kuś. Prószyński i S-ka, 2015. Stron: 448. ISBN: 978-83-7961-185-0.