Historia. Dla wielu polskich uczniów to tylko zbiór dat, które trzeba zakuć, zaliczyć na sprawdzianie i beztrosko zapomnieć. Daleki jestem od oskarżania o ten stan rzeczy Bogu ducha winnych, skrępowanych programami nauczycieli. Pamiętam jednak z własnych, nie tak dawnych czasów szkolnych, że jeśli kogoś nie przekonały do zainteresowania historią jakieś czynniki zewnętrzne (w moim przypadku byli to kolega z klasy – obecnie zaś z redakcji – i nauczyciel, owszem, ale techniki vel ZPT), to lekcje historii na pewno tego nie uczyniły. Jeżeli miałbym w kilku słowach określić, co mogłoby zmienić ten niewesoły stan, powiedziałbym: należy mówić więcej o ludziach kręcących trybami Wielkiej Historii.

Jak łatwo zgadnąć, do takiej grupy tematycznej przynależy książka Jerzego Besali. Wielka Historia – pozwólcie, że będę to pisał od dużych liter – przewija się tu tylko w tle, a nawet wtedy często ogranicza się do prowadzonych przez monarchów zabiegów polityczno-matrymonialnych. Jak bowiem powszechnie wiadomo, śluby stanowiły jedno z najpotężniejszych i najchętniej wykorzystywanych narzędzi polityki międzynarodowej. Najlepszy tego przykład mamy już w pierwszym z ośmiu rozdziałów „Najsłynniejszych miłości…”, bo czyż można znaleźć lepszy dowód na potwierdzenie wagi małżeństw w ówczesnej polityce niż związek Jadwigi z Jagiełłą?

Monarcha nie miał wyjścia. Dla dobra królestwa, dla przedłużenia dynastii musiał – lub musiała, gdyż Jadwigę także spotkał ten los – poświęcić osobiste szczęście. Gdy postanawiał, że jednak głos własnego serca jest dlań ważniejszy niż racja stanu, kończyło się to jak w przypadku Zygmunta Augusta i Barbary Radziwiłłówny: skandalem i potężnym zamieszaniem. Chociaż czasami tak się składało, że nawet jeśli racja stanu nie szła ramię w ramię z porywami serca, to chociaż nie była im przeciwstawna.

Z oczywistych względów różne małżeństwa ukazano z różnym poziomem szczegółowości. Nie jest wszak winą autora, że brakuje materiałów źródłowych, które mogłyby dać jednoznaczną odpowiedź na pytania o szczegóły związku Jagiełły i Jadwigi. Chociaż o ile pełniejsza byłaby nasza wiedza o początkach dynastii Jagiellonów, gdyby ci dwoje pisali do siebie takie listy jak Jan Sobieski i jego umiłowana Maria Kazimiera. Rzecz jasna, nie wchodziło to w rachubę pod koniec XIV wieku, gdyż korespondencję Lwa Lechistanu i Marysieńki ubarwiał potężny erotyzm, nawet w czasach, gdy przyszła królowa była jeszcze panią Zamoyską.

Właśnie dlatego rozdział o tych dwojgu jest zdecydowanie najciekawszy. Dzięki obszernie cytowanym listom miłosnym nie tylko zdradza wiele o charakterze, przyzwyczajeniach i preferencjach seksualnych ostatniego wielkiego z polskich królów, ale też stanowi fascynujący pejzaż obyczajowości ówczesnych wyższych sfer. A do tego wszystkiego jest człowiekowi po prostu po ludzku przyjemnie, że Jan i Maria stworzyli udany związek.

Jak słusznie zauważa wydawca, „W tradycyjnej historiografii polskiej brakowało miejsca na przeżycia miłosne. Liczył się patriotyzm, męstwo wojenne i wielkość dawnej Rzeczypospolitej”. Nie ma w tym bynajmniej nic złego, że liczył się patriotyzm i męstwo, ale faktycznie szkoda, że Wielka Historia nie tyle nawet zepchnęła w cień osobiste rozterki władców, ile całkowicie je wyrugowała. Dobrze więc, że pojawiają się książki takie jak ta, rzucające światło na tę zaniedbaną dziedzinę.

Dzieło Besali docenić należy tym bardziej, że jest napisane sprawnie i ze swadą (pomijając kilka drobnych błędów redakcyjnych), a przy tym estetycznie wydane. Można je więc potraktować jako pracę popularnonaukową – poszukujących książki ściśle naukowej sam autor odsyła do innej swojej publikacji – albo jako coś w rodzaju tabloidu sprzed kilkuset lat i przeczytać dla czystej rozrywki.