Oddziały specjalne od zawsze cieszyły się szczególnym zainteresowaniem społeczeństwa. Od początku ich współczesnej historii, za który uznać możemy działania komandosów wszystkich stron w drugiej wojnie światowej, operacje przeprowadzenie przez tych ludzi były szeroko komentowane, a oni sami – coraz częściej uznawani za elitę sił zbrojnych. We wzmocnieniu tego wizerunku miała również wielki udział popkultura, a szczególnie hollywoodzkie filmy i coraz bardziej tabloidowe środki masowego przekazu. Te ostatnie zdewaluowały pojęcie komandosa, którego zaczęto używać do określania na przykład wszystkich amerykańskich marines, żołnierzy jednostek powietrznodesantowych czy tych służących w naszej kawalerii powietrznej. Mimo to gdzieś tam w mroku czają się prawdziwie elitarne oddziały, o których poza nazwami i starannie selekcjonowanymi informacjami tworzącymi ich legendę wiemy niewiele. Każdy zna nazwy takie jak GROM, SAS, DELTA, GSG9 czy wreszcie SEAL. Szczęśliwie dla wszystkich zaineresowanych tematem, po zakończeniu „zimnej wojny” informacje o tych jednostkach stały się nieco bardziej dostępne i chociaż ciągle nie wszystko jest (i nie wszystko powinno być!) ujawnione, pojawiły się możliwości zajarzenia do wewnątrz świata najlepszych komandosów świata. Jednym ze sposobów są książki pisane przez byłych członków tych oddziałów, a najnowszą, jaka ukazała się na polskim rynku, jest „Snajper. Opowieść komandosa SEAL Team Six”.

Na początku od razu powiem, co mi się nie podoba: książka reklamowana jest jako ta, w której znajdziemy relację z operacji zabicia Osamy bin Ladena. Z okładki krzyczy hasło: „Poznaj oddział, któremu powierzono misję likwidacji Osamy bin Ladena”. Na tylnej okładce, w opisie zawartości, znalazło się zdanie: „opowie, jak z perspektywy komandosa wyglądał atak na kryjówkę Osamy bin Ladena”. Również rozsyłane do prasy promocyjne fragmenty koncentrują się na tej operacji. Jest to nic innego jak poszukiwanie taniej sensacji, opierające się na głośnym wydarzeniu z początku maja. Tom liczy sobie 400 stron, a tej szeroko reklamowanej operacji poświęcono ich dokładnie osiem. W dodatku zawarto je w przedmowie, co wskazuje, że zostały dopisane na szybko, już po napisaniu całej książki, aby w ten sposób poprawić wyniki sprzedaży. Także Autor, Howard Wasdin, od wielu lat nie jest już żołnierzem, więc jego dostęp do danych o tej operacji nieznacznie tylko wykracza poza to, czego mogliśmy dowiedzieć się z mediów, a jego relacja opiera się na historycznym doświadczeniu w kwestii tego, jak przeprowadza się podobne akcje. Nie znajdziemy tam nic, czego nie byłoby już w tradycyjnych czy internetowych mediach. Jest to bardzo dobra książka, ale jeśli interesują Was szczegóły operacji w Pakistanie, to zamiast wydawać pieniądze na tę pozycję, lepiej poświęćcie trochę czasu na przeczesywanie zasobów internetu. Moim zdaniem uwypuklanie tego epizodu jest w jakimś stopniu oszukiwaniem potencjalnego Czytelnika, i to zupełnie niepotrzebnym, bo książka jest na tyle dobra, że i bez takiej reklamy każdy interesujący się tą tematyką z pewnością i tak ją kupi. A przynajmniej powinien. Chyba że wydawca ma nadzieję na wyciągnięcie kasy od Czytelników słabiej zorientowanych w temacie. No, teraz możemy przejść do rzeczy przyjemniejszych…

„Snajper” jest biografią jednego z autorów – Howarda Wasdina – który po trudnym dzieciństwie na farmie w Georgii poszedł na studia, ale z powodu kłopotów finansowych nie mógł ich ukończyć i wstąpił do US Navy. Do oddziału SEAL tak z ulicy nikt się nie dostaje, dlatego nasz bohater został członkiem załogi śmigłowca ratowniczego. Po kilku latach udało mu się uzyskać zgodę na przystąpienie do testów rekrutacyjnych do komandosów, a wreszcie dostał się do SEAL Team Six – elity wśród elit, tej części Navy SEAL, która jest przeznaczona głównie do przeprowadzania operacji antyterrorystycznych w terenie zurbanizowanym i na morzu. Dla jasności dodać trzeba, że chociaż nazwa Team Six jest już tylko historyczna – w 1987 roku jednostka po aferze z malwersacjami została przemianowana na DEVGRU i wchodzi w skład nie US Navy, ale Połączonego Dowództwa Operacji Specjalnych – to ciągle jest powszechnie używana w stosunku do antyterrorystów marynarki, na tej samej zasadzie jak F-16 nazywany jest Viperem, a A-10 Warthogiem.

Wasdin opowiada o swoim trudnym dzieciństwie na farmie, brutalnym ojczymie i niedojrzałej matce. Jak sam mówi, te doświadczenia uczyniły zeń twardego faceta i dzięki temu mógł przetrwać mordercze szkolenie w SEAL. Nawet więcej, można odnieść wrażenie, że w aspekcie fizycznym nie było ono takie najgorsze. I tu wychodzi pewna nieprzyjemna cecha Autora, który siebie uważa z najlepszego, nie ma dla niego rzeczy nie do osiągnięcia, a kto nie osiąga takich samych wyników, jest po prostu beznadziejnym nieudacznikiem. Wasdin okazuje się być zadufanym bufonem i mojej sympatii nie wzbudził. Bardzo kontrastuje to z takimi postaciami jak Marcus Luttrell, również z SEAL, czy Eric Haney z Delty, których książki również recenzowaliśmy i którzy mieli nie mniejsze osiągnięcia od Wasdina. Tamci byli równymi gośćmi, którzy zdawali sobie sprawę z tego, jak wielu fantastycznych ludzi nie dostało się do oddziałów specjalnych, ale nie znaczy to, że byli słabi. To samo jeśli chodzi o podejście do „desantowców” czy Rangersów, którzy często zabezpieczają działania sił specjalnych.

W kolejnych rozdziałach Wasdim prowadzi nas przez swoją karierę w US Navy. Poznajemy metody szkoleniowe, służbę, a gdzieniegdzie także historię wcześniejszych operacji, w których nie brał udziału. Jest to wszystko bardzo ciekawe, a dla mnie chyba nawet ciekawszy od szkolenia SEAL (o którym można przeczytać w kilku innych pracach, jak choćby „Przetrwałem Afganistan”) jest opis treningu na ratownika morskiego. Ci ludzie przechodzą morderczy trening po to, by wykorzystać zdobyte umiejętności nie do zabijania, ale do ratowania życia. W trakcie tej służby autor zetknął się z zimnowojennym epizodem awarii radzieckiego okrętu podwodnego K-219. Eskortując okręt, amerykański śmigłowiec sam znalazł się w tarapatach i musiał wodować.

Po przejściu do komandosów Wasdin brał udział w dwóch poważnych operacjach. Pierwszą była „Pustynna Burza” gdzie służył w SEAL Team Two, który zajmował się działaniami na morzu, takimi jak opanowywanie podejrzanych statków czy zajmowanie platform wiertniczych. Największe wyzwanie dla naszego bohatera miało jednak dopiero nadejść. Była to operacja w Somalii, gdzie czteroosobowy oddział Team Six wykonywał różne zadania na rzecz sił pokojowych. Przeważnie było to ubezpieczanie operacji pojmania tego lub innego watażki, ochrona baz czy rozpoznanie. Były to te wszystkie zadania, do których najlepiej nadają się snajperzy. Kiedy mowa o operacji w Somalii, wszystkim od razu przychodzi na myśl film „Helikopter w ogniu”. Również i te dramatyczne zdarzenia były udziałem Wasdina, który należał do oddziałów nieudolnie próbujących nieść pomoc zestrzelonym. W czasie tego zadania został poważnie ranny i był bliski śmierci. Dalsza część książki to walka o powrót do zdrowia i oddziału, która jednak nie zakończyła się pełnym sukcesem. To także próba ułożenia na nowo życia prywatnego, bo pierwsze małżeństwo rozpadło się z powodu służby w SEAL.

Książka stanowi bogate źródło informacji na temat funkcjonowania komandosów od środka i przeprowadzanych przez nich operacji, aczkolwiek jak zaznaczono we wstępie, nie o wszystkim można jeszcze powiedzieć, a niektóre nazwiska musiały zostać zmienione bądź posługiwano się jedynie pseudonimami lub inicjałami. Autor był częścią jednego z najlepszych oddziałów świata więc o poziom merytoryczny książki – wyjąwszy część o bin Ladenie – można być spokojnym. Jego relacje, szczególnie dotyczące treningu, pokrywają się zresztą z innymi dostępnymi źródłami. Podobnie jak to ma miejsce w innych książkach, tak i tu autor miejscami odnosi się do kwestii politycznych, szczególnie w kontekście nieudolności najwyższych politycznych przywódców, którzy nie potrafili właściwie wykorzystać oddziałów specjalnych bądź wykorzystywali je niezgodnie z wyszkoleniem i przeznaczeniem, marnując w ten sposób ich potencjał. Nie da się jednak po części odmówić racji politykom, bo w końcu to oni odpowiadają przed narodem za swoje decyzje, a nie wszystkie problemy świata mogą być rozwiązane przy pomocy rozwalenia drzwi wraz z framugą i wystrzeleniem serii z MP-5.

Czas kończyć tę przydługą nieco recenzję. Jak już wspomniałem, książka szanowanego wydawnictwa Znak dla Czytelników choćby w minimalnym stopniu zainteresowanych tematyką sił specjalnych stanowi pozycję obowiązkową. Dynamiczna, pełna akcji narracja i możliwość zajrzenia do wnętrza jednego z najbardziej elitarnych oddziałów wojskowych świata stanowią wystarczającą zachętę. I zupełnie nie wiem, po co to epatowanie ze wszystkich stron zabiciem bin Ladena – „Snajper” i bez tego w ogniu krytyki broni się znakomicie.