Gdańskie wydawnictwo Finna specjalizujące się w tematyce wojennomorskiej kontynuuje wydawanie książek Samuela Morisona, który w swoim czasie w kilkunastu tomach spisał historię II wojny światowej na Pacyfiku, a jego praca stała się dla US Navy oficjalną historią. Z nieznanych mi przyczyn wydawnictwo postanowiło rozpocząć wydawanie tej serii nie od tomu pierwszego, ale od czwartego, opisującego zmagania na Morzu Koralowym i wokół Midway. Teraz przyszła kolej na tom piąty – „Guadalcanal”.

To, że książki nie są wydawana w kolejności ich pisania przez autora może dziwić, jednak w żaden sposób nie przeszkadza w czytaniu. Każda jest napisana tak, że stanowi odrębną całość i znajomość poprzednich nie jest w żadnym razie konieczna. Dlatego jeśli kogoś interesują na przykład jedynie walki o tę wyspę, może spokojnie zakupić tylko ten tom i będzie w pełni usatysfakcjonowany. Jest to duża zaleta tej serii.

Bitwa o Guadalcanal stanowiła jeden z najważniejszych momentów w wojnie na Pacyfiku. Było to pierwsze miejsce, gdzie Amerykanom i współpracującym z nimi aliantom udało się pokonać armię japońską na lądzie i zatrzymać jej pochód w kierunku Australii. Jeśli chcecie się dowiedzieć więcej na temat tej bitwy, zanim jeszcze sięgniecie po książkę Morisona, możecie przeczytać na naszej stronie artykuł jej poświęcony.

Dzięki temu, że autor miał dostęp do wszelkich archiwów z tego okresu, jego relacja na temat bitwy jest niemal kompletna. Niemal, ponieważ znajdziemy w niej wszystko oprócz roli, jaką w czasie wojny odegrało złamanie przez amerykańskich kryptologów japońskiego kodu „purpurowego”. W czasie, kiedy była pisana książka, choć było to już po wojnie, ta informacja była jeszcze ściśle tajna, podobnie jak w przypadku brytyjskiego programu Ultra dotyczącego Enigmy. Z tym jednym wyjątkiem znajdziemy tam wszystko, co jest konieczne, aby dokładnie zapoznać się z przebiegiem działań wojennych na i wokół tej wyspy. Choć pisana przez Morisona książka jest oficjalną historią US Navy, autor w żaden sposób nie umniejsza roli wojsk lądowych, które także odegrały dużą rolę w czasie tych walk. Działania lądowe są tak samo szczegółowo opisane jak bitwy morskie.

Podsumowując tę część, należy dobitnie powiedzieć, że pod względem merytorycznym, jeśli chodzi o przedstawienie bitwy na Guadalcanalu, autor spisał się bardzo dobrze i z pewnością jest to jedna z najlepszych pozycji tego typu na polskim rynku. Jednak zarówno on, jak i polski wydawca nie ustrzegli się kilku błędów.

Największym z nich jest pomyłka w pisowni nazwiska autora na okładce! Autor nazywał się Samuel E. Morison, a tymczasem na okładce widzimy Samuel. E. Morrison – nie dość, że nazwisko pisane jest przez dwa „r”, to jeszcze ktoś uznał za stosowne postawić kropkę po imieniu. Pytam się, gdzie była korekta czy w ogóle ktokolwiek, kto miał styczność z twórczością tego autora?! Po drugie, generał Vandergrift czasami zmieniał się w Wandergrifta. Po trzecie, w odniesieniu do amerykańskiego rządu i jego członków tłumacz zastosował słowa ministerstwo i minister, podczas gdy w tym państwie mamy departamenty i sekretarzy, a więc zamiast „ministra marynarki wojennej” powinien być sekretarz marynarki. Nie wiem, dlaczego, ale wydawnictwo Finna ma to do siebie, że wydaje bardzo ciekawe książki i w ładnej formie (zdjęcia, dobry papier, twarde okładki) ale niemal w każdej znajdziemy jakieś głupie błędy wynikające z nieuwagi redaktorów.

Autor także nie ustrzegł się błędu; pisze, że na Guadalcanalu stacjonowały samoloty P-40, które były przeznaczoną na eksport modyfikacją P-39. Tak oczywiście nie było bo P-40 Warhawk był konstrukcji Curtissa, a P-39 Airacobra powstał w zakładach Bella i oba te samoloty poza tym, że były amerykańskimi myśliwcami, nie miały ze sobą nic wspólnego. Z dalszej treści, gdzie jest mowa o działku 37 mm, wiadomo, że autorowi chodziło o jedną z odmian P-39, jednak dlaczego zdecydował się na nazwanie jej P-40, tego nie wiem.

Pomimo że błędy, szczególnie te redakcyjne, są irytujące, ponieważ były łatwe do uniknięcia, książka jest jak najbardziej godna polecenia. Morison posiada tak rzadką u nas, a powszechna na zachodzie umiejętność ciekawego i wciągającego pisania o historii, dzięki czemu czujemy się, jakbyśmy czytali powieść, a nie tylko kolejne spisane przez autora suche fakty. Wszystkim serdecznie polecam, a Finnie życzę, żeby kontynuowała wydawanie kolejnych części serii tego autora, jednak bez takich błędów.