Przeprowadzona we wrześniu 1944 roku na terytorium Holandii operacja „Market Garden” pozostaje największą bitwą wojsk powietrznodesantowych. Chociaż w porównaniu z innymi słynnymi bitwami drugiej wojny światowej liczba żołnierzy po obu stronach była stosunkowo niska, próba zdobycia przez aliantów mostów otwierających czołgom drogę do Zagłębia Ruhry nadal jest szeroko omawiana przez historyków i pasjonatów przeszłości. O jej wyjątkowości świadczą: zaangażowanie po obu stronach jednostek elitarnych, ambitny plan, który miał zakończyć drugą wojnę światową jeszcze w 1944 roku, i jej spektakularne fiasko. Z polskiej perspektywy dochodzi oczywiście zagazowanie 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej.

O bitwie powstało już wiele większych i mniejszych opracowań, różniących się jakością i szczegółowym podejściem do tematu. Sztandarową pracą pozostaje „O jeden most za daleko” Corneliusa Ryana, ale wymienić można choćby „Arnhem 1944” Wojciecha Markerta czy „Sosabowców” Krzysztofa Drozdowskiego. Warto wspomnieć o wydanej w tym roku „We wrześniu nie pada śnieg”, która opisuje bitwę z perspektywy niemieckiej. Teraz do grona piszących o „Market Garden” dołącza jeden z najpoczytniejszych autorów opisujących najbardziej znane bitwy drugiej wojny światowej – Antony Beevor. Ma on na koncie takie tytuły jak „Ardeny 1944”, „Kreta. Podbój i opór”, „D-Day. Bitwa o Normandię”, „Berlin 1945. Upadek” czy „Stalingrad”.

Autor opisuje bitwę z obu stron, chociaż więcej uwagi poświęca naturalnie aliantom. Mimo brytyjskiego pochodzenia nie szczędzi krytyki swoim rodakom, którzy latem 1944 roku, ufni we własne siły, ale również pełni arogancji i myślenia życzeniowego, katastrofalnie zaplanowali wielką i potwornie skomplikowaną operację. Operację, która mogła się udać tylko przy idealnej koordynacji wszystkich sił i właściwie godzinowym trzymaniu się harmonogramu. Były to skandaliczne założenia, jeśli wziąć pod uwagę brak należytego rozpoznania, ignorowanie raportów holenderskiego ruchu oporu i porad holenderskich sztabowców na uchodźstwie, a tym bardziej przyjęcie, że pogoda w Anglii będzie przez te kilka dni zawsze idealna i pozwoli na bezproblemowy start samolotów z kolejnymi oddziałami spadochroniarzy. Mimo to, mimo fatalnego dowodzenia dywizjami brytyjskiego XXX Korpusu, dzięki wielkiej waleczności spadochroniarzy niemal udało się wypełnić postawione cele. Tyle że zamiast stanąć do walki z niemieckimi oddziałami tyłowymi, alianci napotkali zaprawiony w bojach II Korpus Pancerny SS wspierany zbieraniną innych oddziałów wszelkich rodzajów.

Opierając się na bogatej bibliografii i archiwach, Beevor nie tylko przedstawia ruchy poszczególnych jednostek, plany sztabowców i zapisy dzienników oddziałów, ale także przywołuje także liczne osobiste relacje uczestników walk z obu stron. Dzięki nim dowiemy się, że walki w niewielkim Arnhem były dla Niemców porównywalne pod względem zaciętości ze Stalingradem, a wśród aliantów rannych przy lądowaniu dochodziło do samobójstw lub zabijania przez kompanów z litości. Dowiemy się także o jaśniejszych stronach, gdy ogłaszano zawieszenia broni w celu ewakuacji rannych lub dochodziło do aktów wzajemnej pomocy przy opiece nad jeńcami. Ponad 550-stronnicowa objętość książki pozwala na opisanie bitwy od strony nie tylko czysto wojskowej, ale też ludzkiej – w tym oczami ludności cywilnej. Jest to jedna z cech charakterystycznych książek Beevora.

Z polskiego punktu widzenia trzeba docenić uczciwe podejście Autora do generała Sosabowskiego i użycia polskich spadochroniarzy w tej operacji. Zostały należycie podkreślone wątpliwości Sosabowskiego odnośnie do szans powodzenia operacji, a później – słuszność decyzji o braku przeprawy brygady na północny brzeg Renu. Dobrze również opisano dwulicowe i obłudne zachowanie dowódców brytyjskich, którzy zwalając winę na Sosabowskiego, starali się zetrzeć z siebie odium po fiasku „Market Garden”.

Warte podkreślenia jest również to, że książka nie kończy się wraz z ewakuacją 1. Dywizji Powietrznodesantowej na południowy brzeg Renu, ale dopiero kilka miesięcy później. W tych rozdziałach Beevor opisał niemieckie działania odwetowe na ludności holenderskiej, w tym „ewakuację” Arnhem i głodową zimę 1944 roku. W czasie tej ostatniej doszło do rzadkiego przypadku współpracy aliantów i Niemiec: ci pierwsi zrzucali z samolotów żywność dla holenderskich cywilów, a ci drudzy wstrzymali na ten czas ostrzał artylerii przeciwlotniczej. Te wydarzenia do dzisiaj są podkreślane w Holandii, o czym świadczą odpowiednia eksponaty i wystawy w muzeach wojskowych.

Z dodatków w książce znajdziemy dwie wkładki ze zdjęciami, kilka map i tabelę porównującą stopnie wojskowe ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Wehrmachtu, Waffen-SS i Polski. Książka została wydane przez Znak w formie typowej dla poprzednich książek tego Autora – w twardej czarnej oprawie z obwolutą ze złotymi i czerwonymi literami. Miłym smaczkiem polskiego wydania jest ilustracja na okładce przedstawiająca generała Sosabowskiego.

„Arnhem” Antony’ego Beevora nie jest książką odkrywczą. Ktoś, kto ma w swoich zbiorach kilka innych prac na ten temat, poza paroma szczegółami czy wspomnianymi już wieloma osobistymi historiami pojedynczych żołnierzy nie dowie się z niej wiele nowego. Jest to jednak książka najbardziej kompletna, która prawdopodobnie będzie od tej pory stanowiła punkt odniesienia. Nie ma w niej wszystkiego, bo musiałaby liczyć ze dwa tysiące stron, ale jest bardzo dużo, więcej niż w „O jeden most za daleko”, ponieważ Beevor miał dostęp do całego ogromnego archiwum Corneliusa Ryana i wykorzystał więcej jego materiałów niż sam Ryan. Książkę czytało się znakomicie i mogę ją z czystym sumieniem polecić nie tylko zainteresowanym drugą wojną światową czy wojskami powietrznodesantowymi, ale wszystkim, którzy chcą przeczytać dramatyczną, lecz piekielnie wciągającą historię.

Antony Beevor Arnhem. Operacja Market Garden. Przekład: Paweł Cichawa. Znak Horyzont, 2018. Stron: 560. ISBN: 978-83-240-5465-7.

Antony Beevor – „Arnhem. Operacja Market Garden”. Przekład: Paweł Cichawa. Znak Horyzont, 2018. Stron: 560. ISBN: 978-83-240-5465-7.