Niedawno nowy dystrybutor na polskim rynku wydawców filmów, firma Galapagos, dostarczył odbiorcom dwupłytowe, w wysokiej rozdzielczości Blu-Ray wydanie serialu „Tajemnica Twierdzy Szyfrów”. Ta produkcja TVP i Bogusława Wołoszańskiego, którego raczej przedstawiać nikomu nie trzeba, to 13-odcinkowy serial historyczno-sensacyjny, o głównym wątku krążącym wokół historii niemieckiej maszyny szyfrującej, pozwalającej nazistom rozszyfrowywać płynące ze Stanów Zjednoczonych radzieckie depesze, dotyczące amerykańskiego programu atomowego. I tę właśnie maszynę pragną pod koniec wojny przejąć zarówno alianci zachodni, jak i ich radzieccy sojusznicy.

To oczywiście bardzo skrócona historia, wątków pobocznych jest tutaj mnóstwo, jednak nie chcę ujawniać pozostałych szczegółów związanych z akcją serialu. Produkcję tę jakiś czas temu prezentowano w TVP, więc ktoś jej jeszcze nie widział, nie chcę psuć zabawy. Chciałbym się skupić na czymś innym. Zasiadając do oglądania, odczuwałem lekki niepokój. Jak wiemy, najnowsze seriale wojenne w stylu „Kompanii Braci” czy „Pacyfiku” przyzwyczaiły nas do zapierającego dech w piersiach widowiska, z wartką i jednocześnie krwawą akcją oraz najlepszych efektów specjalnych. Co w takim razie może zaproponować nam nasza publiczna „Te Fał”? Wiadomo, że z serialami Spielberga i Hanksa wyprodukowanymi przez HBO nie możemy konkurować. Cóż zatem zrobić żeby przyciągnąć widza naszego lokalnego, krajowego?

Jeśli przed telewizorem usiądzie widz, który „Kompanii” ani „Pacyfiku” nie widział, produkcja Wołoszańskiego niewątpliwie go zainteresuje. Także pozostali widzowie znajdą w nim coś dla siebie.

„Tajemnica Twierdzy Szyfrów” to serial dobry – nie bardzo dobry, nie doskonały. Jest moim zdaniem odrobinę „nierówny”. Są momenty, które przyciągają i zaciekawiają, ale są też sceny, które nudzą czy wręcz śmieszą. Pierwszym i niepodważalnym atutem serialu jest historia. Przygody polskiego agenta w mundurze Wehrmachtu, walka wywiadów, II wojna światowa, przygoda, romans. To niewątpliwe zalety tej produkcji. Bogusław Wołoszański, jako znawca historii II wojny światowej, uraczył nas fikcyjną historią, która mimo wszystko ociera się o autentyczność. Przygotowując się do pisania tego tekstu, poczytałem recenzje internautów na temat książki, na kanwie której opiera się serial. Wszystkie były entuzjastyczne i zachęcały do przeczytania. Jak wiemy z doświadczenia, mało jest ekranizacji książek, które dorównywałyby swoim literackim pierwowzorom. Takie perełki jak „Ojciec chrzestny”, czy „Imię róży” zdarzają się niezwykle rzadko. W przypadku „TTS” jest podobnie, nie czytałem książki, ale skłonny jestem uwierzyć, że może być lepsza niż ekranizacja.

Oprócz ciekawej historii jest jeszcze jedna rzecz, która przyciąga – krajobrazy i miejsca, gdzie historia się rozgrywa. Zamek Czocha i Zamek Książ każdy musi kiedyś zobaczyć, nawet jeśli nie jest pasjonatem historii. Zamek Książ, trzeci co do wielkości w Polsce, to nie tylko ciekawe i piękne wnętrza, ale także zachwycająca okolica, parki, ogrody, stadnina. Warto to wszystko zobaczyć nie tylko na ekranie. Zamek Czocha to równie potężna budowla, górująca nad okolicą majestatycznymi murami. Szkoda tylko, że w tę historię autorzy w nie wpletli w większym stopniu (lub w ogóle) innych interesujących miejsc, które w czasie ostatniej wojny stały się sceną ciekawych wydarzeń.

Mam tu na myśli niedaleką Krzyżową, z pięknym kompleksem rodu von Moltke, gdzie działał podczas wojny „Krąg z Krzyżowej” skupiający przeciwników Hitlera, którzy zastanawiali się nad powojennym kształtem Niemiec, bez nazistów u władzy. Dzisiaj w tym miejscu działa Fundacja Krzyżowa dla Porozumienia Europejskiego, kompleks hotelowo-konferencyjny z pięknie odrestaurowanym pałacem, w który często można obejrzeć wystawy na temat totalitaryzmu i walki z nim. Kolejnym miejscem, o którym prawie nie słychać w serialu, jest Podziemne Miasto „Osówka” wraz z kompleksem „Riese” lub równie niedalekie Sztolnie Walimskie. Zarówno jeden, jak i drugi obiekt to potężne, podziemne kompleksy, po których można chodzić lub pływać tratwami, a których przeznaczenia do dziś do końca nie znamy. Wszystkie byłyby ciekawym uzupełnieniem serialowej historii.

Ciekawa historia i interesujące miejsca to chyba największe atuty tej produkcji. Jest jeszcze parę mniejszych, choć równie ważnych plusików. Do nich zaliczyłbym kilka aktorskich kreacji. Na szczególną uwagę zasługują Jan Frycz jako SS-Obersturmbannführer Hans Jacob Globcke, postać ciekawa, wielowymiarowa, oraz major Andrzej Czerny, grany przez mało znanego szerszemu gronu Piotra Grabowskiego. Jego postać to polski agent, cichociemny współpracujący z zachodnimi aliantami. Piotr Grabowski gra na luzie, z ironicznym uśmieszkiem, jakby wojenna zawierucha jego nie dotyczyła. Naprawdę warto zapamiętać tę postać i śledzić poczynania Piotra Grabowskiego. Trzecią kreacją aktorską, na którą trzeba zwrócić uwagę, to SS-Hauptsturmführer Harry Sauer grany przez Cezarego Żaka. Niektórzy widzowie pamiętają go z takich produkcji jak „Miodowe Lata” czy „Ranczo”. Żak w TTS gra sadystycznego mordercę i narkomana w mundurze SS-mana. Jego występ jest naprawdę mistrzowski. Co do ról żeńskich to uwaga na Annę Dereszowską, ale tutaj akurat mogę nie być obiektywny. Bo nawet gdyby grała na poziomie Stevena Seagala, byłbym nią zachwycony, no ale cóż, tak już na mnie działają brunetki z dużymi, pięknymi oczami. Lecz niezależnie od niewątpliwej urody postać grana przez Annę Dereszowską, hrabianka Anna Maria Solof, również zasługuje na szczególną uwagę.

Skoro już jesteśmy przy aktorach, oprócz kreacji takich, jak rola Cezarego Żaka, są i inne „ciekawe” występy. Oglądając je, można przypuszczać, że aktor był na kacu lub co najmniej chciał zrobić reżyserowi i widzom na złość. Nie będę wymieniał nikogo z nazwiska, ale widz, który w życiu widział powyżej dziesięciu filmów na pewno zwróci uwagę na takie „perełki”.

W formie żartu (chyba) przedstawiono także kilka innych spraw. Odział komandosów ruszający do Zamku Czocha jest perfidnie przerysowany z amerykańskich produkcji, i to takich z lat 50. lub 60., aż oczy drażni! Jeden z nich to prawdziwy kowboj, ciągle bawiący się bronią, drugi to zamknięty w sobie mistrz sztuk walki, skrywający jakąś tajemnicę. Kolejny to twardziel-kobieciarz. Mistrz sztuk walki (chyba aikido) w pewnym momencie akcji wymalował twarz jakąś niebieską mazią, a na pytanie dlaczego to zrobił, odpowiada, że idzie na patrol i dzięki temu stanie się niewidzialny! Boże! Jak można było wymyślić coś tak głupiego?!

Kolejna rzecz, dzięki której uśmiałem się jak norka, to wyprawa naszych dzielnych komandosów podziemnymi tunelami po pas w wodzie. Nie uwierzycie, ale na taką misję zachodni alianci wysyłają elitarnych komandosów wyposażonych w… pochodnie, zamiast latarek! Nie wspomnę już o zjeździe po linie „głową w dół” w momencie, gdy jest to w ogóle niepotrzebne i że w kluczowym momencie jeden z tych kozaków stanął na minie nie dlatego, że nie wiedział, iż ona tam jest, ale po prostu podnosząc się na równe nogi, lekko się zachwiał. Może panowie coś poprzedniej nocki wypili? Pech chciał, że nieszczęśnik był akurat specem od ładunków wybuchowych! Masz ci los! Jest jeszcze w tym serialu parę nielogiczności, ale nie chcę ich zdradzać żeby nie wyjść na upierdliwca i czepialskiego. Poza tym szukanie takich smaczków to całkiem pasjonujące zajęcie.

Podsumowując, „Tajemnica Twierdzy Szyfrów” to, jak napisałem, dobry serial, nie wybitny, ale po prostu dobry. Ciekawa historia, ładne miejsca, ciekawie zarysowane postacie, Anna Dereszowska… no i wreszcie akcja toczy się nie gdzieś w jakimś odległym, nieznanym miejscu, ale „u nas”, gdzie każdy może wyskoczyć na weekend. Niewątpliwie pozytywny wkład wniosły liczne grupy rekonstrukcyjne. To dobrze, że producenci zatrudnili do ról statystów amatorów, ale amatorów z historyczno-militarnym zacięciem. Dlatego żołnierz amerykański wygląda jak żołnierz amerykański, a nie jak pan Czesiek spod budki z piwem. Nawet efekty specjalne wyglądają profesjonalnie, co w polskich produkcjach rzadko się zdarza.

Bogusław Wołoszański to z pewnością znakomity znawca historii II wojny światowej, lecz scenariusz i dialogi powinien zostawić specjalistom. Niekiedy wymiana zdań między bohaterami jest tak toporna, że widz zastanawia się, czy aktorzy mówią to pod przymusem i czy rozumieją co mówią.

Jednak mimo wszystko warto polecić to nowe wydanie serialu na dwóch płytach Blu-Ray. Dla fachowców i znawców będzie to przyjemne odstresowanie się, dla odbiorców dopiero szukających ciekawych historii – zachęta do dalszych poszukiwań. Dla wszystkich „Tajemnica…” jest zaproszeniem do odwiedzenia pokazanych bądź tylko związanych z tematem miejsc wymienionych już przeze mnie – takich jak zamek Czocha, zamek Książ, Krzyżowa, Osówka koło Głuszycy – lub nie: Muzeum Gross-Rosen (filia obozu koncentracyjnego) koło Strzegomia czy gratka dla fanów militariów, jaką jest Muzeum Broni i Militariów w Świdnicy. Serial nie ma konkretnego i stanowczego zakończenia, przypuszczać więc trzeba, że wkrótce pojawi się książkowa kontynuacja „Twierdzy Szyfrów” a po niej kolejna ekranizacja. Osobiście czekam niecierpliwie.