Ankara rozpoczęła kampanię, której celem jest zapewnienie bezpieczeństwa i względnej stabilności na granicach. Erdoğan chce nie tylko wzmocnić swoją władzę wewnątrz kraju, ale także uregulować relacje z zagranicą. Jeszcze w czerwcu turecka dyplomacja w piorunujący sposób – zajęło jej to dwa dni – podpisała układ o normalizacji stosunków z Izraelem, coraz gorszych od czasu operacji „Płynny Ołów”. Rządzący Turcją politycy z Partii Sprawiedliwości i Rozwoju ostro potępili wówczas działania Sił Obronnych Izraela w Strefie Gazy.

Gwałtownemu pogorszeniu stosunki turecko-izraelskie uległy wiosną 2010 roku po ataku izraelskich komandosów na statki tak zwanej Flotylli Wolności. Turecka organizacja pozarządową Humanitarian Relief Foundation zorganizowała pomoc dla Palestyńczyków, Tel Awiw podejrzewał zaś, że pokładach może być przemycana broń dla Hamasu. Niepowodzeniem zakończyły się inne niż siłowa metody zatrzymania flotylli. Wówczas doszło do rajdu, w wyniku którego na pokładzie statku „Mavi Marmara” śmierć poniosło ośmiu obywateli Turcji. Teraz może nie ma przyjaźni, ale można mówić o względnej stabilności. Ankara zdobyła się również na wysłanie do Moskwy listu z przeprosinami za zestrzelenie rosyjskiego Su-24.

Co było języczkiem u wagi w tureckiej polityce zagranicznej? Z każdym tygodniem władze w Ankarze czuły gęstniejący oddech bojowników tak zwanego Państwa Islamskiego, destabilizujących pogranicze turecko-syryjskie. Czarą goryczy był jednak zamach na lotnisko imienia Atatürka, w którym zginęło 45 osób, a 230 zostało rannych. Początkowo szukano pomocy w Waszyngtonie. Turecki minister spraw zagranicznych Mevlüt Çavuşoğlu zaproponował Amerykanom przeprowadzenie wspólnej operacji lądowej przeciwko islamistom w Syrii i miał przedstawić szczegółowy plan operacji z uwzględnieniem celów strategicznych. Propozycję odrzucono jednak z uzasadnieniem, że plany były pozbawione szczegółów i miały skupiać się na wybiórczych celach, w tym na uderzeniu w siły kurdyjskiej Partii Unii Demokratycznej. Amerykanie i Turcy od lat sprzeczają się na temat charakteru tej organizacji. Ankara nadal utrzymuje, że jest ona częścią Partii Pracujących Kurdystanu, uznawanej przez Waszyngton za organizację terrorystyczną. Poluzowane zostały zasady podejmowania działań przy użyciu siły w czasie konfliktów zbrojnych. W ten sposób od końca czerwca bieżącego roku NATO może przeprowadzać więcej lotów patrolowych wzdłuż granicy z Syrią. Jest to jednak zbyt mało, aby ograniczyć rosnącą liczbę incydentów w obszarze przygranicznym. Nie zwiększa się także poziom bezpieczeństwa na tym obszarze.

1 lipca 2016 roku Çavuşoğlu oświadczył, że Rosja i Turcja normalizują stosunki międzypaństwowe i od tej pory wszystkie sprawy mają wyglądać jak za dawnych czasów. Na spotkaniu w Soczi szefowie dyplomacji uzgodnili, że będą koordynować swoje działania w Syrii, choć jeszcze w lutym Putina demonizowano i nazywano jej okupantem. – Starania Turcji w sprawie normalizacji stosunków międzynarodowych z Izraelem i Rosją to nie rezultat zmiany polityki – oświadczył rzecznik prasowy prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana.

Biorąc pod uwagę niedawne wydarzenia na arenie wewnętrznej, można stwierdzić, że właśnie mamy do czynienia ze zmianą polityki. Jeszcze dwa miesiące temu byle iskra mogła doprowadzić do wybuchu konfliktu rosyjsko-tureckiego. Erdoğan stanął w obliczu niespotykanej dotąd sytuacji, gdy wsparcia odwiecznemu wrogowi – Kurdom – udzielają dwa mocarstwa (Rosja i Stany Zjednoczone) jednocześnie. Dziś zaś Ankara i Moskwa na powrót stały się przyjaznymi stolicami. Turecki prezydent musiał przełknąć gorzką pigułkę i z powrotem skłonić się ku Kremlowi z powodu braku istotnych sojuszników w regionie. Stosunki rosyjsko-tureckie przeżywają odnowę. Potwierdzeniem może być zaplanowanie na 9 sierpnia bieżącego roku spotkanie na szczycie Erdoğan–Putin. Turecki przywódca chwyta się brzytwy, mimo umocnienia pozycji wewnątrz jego pozycja w regionie bowiem nadal słabnie.

Spotkanie Erdoğan–Putin w czerwcu 2015 roku (fot. Kremlin.ru, Creative Commons Attribution 4.0 International)

Spotkanie Erdoğan–Putin w czerwcu 2015 roku
(fot. Kremlin.ru, Creative Commons Attribution 4.0 International)

Turcja zamierza dotrzeć do Damaszku, drogą okrężną, ale paradoksalnie prostszą, właśnie poprzez Moskwę. Nie bez przyczyny zakończyła dziewięciomiesięczny okres ochłodzenia wzajemnych relacji. Algierski El-Watan doniósł, że Turcja poprosiła Syrię o tajne spotkania, których gospodarzem miał być rząd w Algierze. To samo źródło wskazywało, że Algieria odgrywała również dużą rolę w łagodzeniu napięć między Ankarą i Moskwą oraz miała wydajnie przyczynić się do powrotu tych państw do względnie dobrych relacji. Do pierwszego spotkania syryjskiego ministra spraw zagranicznych Walida Al-Mua’alema z algierskimi mediatorami miało dojść już w marcu 2016 roku.

Pierwsze informacje o planowanym renesansie stosunków syryjsko-tureckich miał przekazać Idris Baluken, szef Ludowej Partii Demokratycznej. W czerwcu przedstawił on w parlamencie interpelację dotyczącą potencjalnych rozmów, które miały być prowadzone potajemnie w państwach trzecich. Lider Partii Pracy Dogu Perinçek stwierdził, że część rozmów odbywała się w Teheranie. Ze strony tureckiej prowadził je İsmail Hakkı Pekin, były szef wywiadu wojskowego. Są to jednak rozmowy nieformalne, być może oficjalne władze Turcji na razie sondowali możliwość porozumienia z sąsiadem.

Duże znaczenie miał aspekt personalny polityki zagranicznej.. Czasem w polityce warto zmienić osoby, aby na nowo kształtować relacje z innymi państwami i organizacjami międzynarodowymi – zmiany na stanowiskach mogą być sygnałem przewartościowania strategicznego. Były premier Turcji Ahmet Davutoğlu był architektem polityki względem Syrii w ostatnich siedmiu latach. Pięć lat pełnił funkcję ministra spraw zagranicznych, kolejne dwa był szefem rządu. W maju 2016 roku przestał nim być.

– Uregulowaliśmy nasze stosunki z Moskwą i Tel Awiwem. Wierzę, że możemy to także zrobić z Syrią – powiedział nowy premier Binali Yıldırım. Tak oto otworzyła się nowa karta w relacjach syryjsko-tureckich, a zapisać ma ją człowiek, który jako jedyny może być akceptowalny dla syryjskich władz i mediów i jako jedyny nie został jeszcze przez te media oszkalowany. Co więcej, syryjskie agencje wypowiadają się o nim co najmniej neutralnie, jako o polityku, który w przeszłości dbał o relacje z Damaszkiem.

Co sprawia, że Erdoğan, bodaj najbardziej zagorzały wróg Baszszara al-Asada, chce współpracować z syryjskim prezydentem? Odpowiedź wydaje się bardzo prosta. Katalizatorem współpracy ma być przeciwdziałanie powstaniu państwa kurdyjskiego na pograniczu i zwalczanie bojowników samozwańczego Państwa Islamskiego. Erdoğanowi sen z powiek spędza terrorystyczna działalność Partii Pracujących Kurdystanu, której członkowie organizują zamachy w tureckich miastach. Zadaniem wojsk lojalnych Assadowi byłaby pomoc w ujęciu przywódców tej organizacji. Tak sobie przynajmniej to wyobrażają. Tureckim rządem kieruje czysty pragmatyzm i realizm polityczny. Erdoğan ma interes w uspokojeniu granicy turecko-syryjskiej, gdzie większość terytorium jest kontrolowana przez bojowników tak zwanego Państwa Islamskiego. Turcja i Syria mają wspólne interesy. Damaszek nie odmawia negocjacji, ale również ma swoje żądania: Turcy powinni zamknąć granice dla przechodzących bojowników, zaniechać pomocy dla walczących pod Aleppo i wstrzymać pomoc finansową dla Syryjskiej Koalicji Narodowej na rzecz Opozycji i Sił Rewolucyjnych. Ponadto w grę wchodzi kwestia humanitarna przeplatana na powrót polityczną. Damaszek chce, aby Turcja zatrzymała w swoich granicach uchodźców, w tym osoby antyreżimowe i rodziny bojowników niemile widzianych w Syrii.

14 lipca 2016 roku nowy premier wypowiedział jednak słowa, które mogą położyć się cieniem na przyszłą współpracę. Przyznał, że Turcja nie zaakceptuje ani tak zwanego Państwa Islamskiego, ani rządów obecnego prezydenta Syrii. – Reżim Assada stworzył islamistów i posyłał swoich obywateli na śmierć. Nie ma wyboru między Assadem a Państwem Islamskim – grzmiał Yıldırım. Wydaje się, że rozwiewa to wszystkie wątpliwości odnośnie do zmiany polityki względem Syrii. Niepewność mogą budzić również personalne animozje obu prezydentów, którzy delikatnie mówiąc, nie przepadają za sobą. Erdoğan twierdzi, że Assad jest większym zagrożeniem dla Turcji niż islamiści. Ten drugi z kolei w niedawnym przemówieniu w parlamencie nazwał swojego odpowiednika „faszystą i rzeźnikiem”. Istnieje bardzo małe prawdopodobieństwo, że panowie dogadają się i będą organizować spotkania na szczycie. Należy jednak założyć, że pragmatyzm polityczny weźmie górę i oba państwa rozpoczną współpracę przeciwko bojownikom samozwańczego Państwa Islamskiego i Kurdom.

Turcja postara się o normalizację stosunków z Damaszkiem, nawet gdyby miał to być jedynie stan przejściowy, krótkotrwały i pozbawiony wzajemnej serdeczności. 13 lipca turecki premier zapewniał, że możliwy jest reset w stosunkach z sąsiadem. I tak należy odczytywać politykę względem Syrii. Erdoğan podaje wszakże gałązkę oliwną największemu wrogowi. Czy możliwy jest jednak głęboki przełom w stosunkach między tymi państwami? Stosunki na linii Damaszek–Ankara zostały zamrożone we wrześniu 2011 roku, a rząd turecki stał się głównym orędownikiem dążenia do upadku Assada. Za dobry prognostyk należy wziąć, że stosunków tych nie zerwano z mocy prawa.

Z czasem jednak okoliczności uległy diametralnej zmianie. Najważniejszą kwestią, która może i dzielić, i łączyć oba państwa, jest kwestia kurdyjska. Tureccy Kurdowie zamieszkujący terytoria południowo-wschodnie są politycznie stowarzyszeni z syryjskimi Kurdami. Z pewnością stanowią większe zagrożenie dla reżimu Erdoğana niż władający w Damaszku Assad. Elementem spajającym więzi rosyjsko-turecko-syryjskie będzie chęć zachowania integralności terytorialnej Syrii. Ani syryjski prezydent, ani turecki nie chcą państwa Kurdów na pograniczu. Dla Erdoğana nie do pomyślenia jest również jakakolwiek autonomia. Kurdyjskie Powszechne Jednostki Ochrony pozostawały opcją przeciwną Assadowi, ale też walczyły z rebeliantami, szczególnie w Aleppo, natomiast politycznie członkowie Partii Demokratycznej Jedności mają ścisłe związki z Partią Pracujących Kurdystanu, wspierającą antyrządowe działania w Syrii. W przeciwieństwie do tureckich kompanów PDJ jest opcją skierowaną prorządowo. Początkowo syryjscy Kurdowie aktywnie angażowali się w walkę na północnych terytoriach, następnie pozostawali na marginesie, a po rozpoczęciu powietrznej kampanii przez Rosję ich znaczenie znów wzrosło.

Tureckie miasto Hakkâri leżące w najbardziej niespokojnej części Turcji, w pobliżu granicy z Irakiem (fot. Nedim Yılmaz, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Tureckie miasto Hakkâri leżące w najbardziej niespokojnej części Turcji, w pobliżu granicy z Irakiem
(fot. Nedim Yılmaz, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Obecnie po raz pierwszy w historii pod kontrolą syryjskich Kurdów znajduje się większość pogranicza turecko-syryjskiego. Kontrolują oni pasy terenu sięgające prawie 100 kilometrów w głąb Syrii, tworząc de facto autonomiczny region Rożawa (Zachodni Kurdystan). Są to terytoria odzyskane przez Kurdów dzięki przelanej krwi bojowników, wydarte z rąk islamistów. Nie chcą podlegać ani rządowi w Ankarze, ani rządowi w Damaszku. Przeciwnie: marzy im się własna państwowość. Naturalnie będą do dążyć do połączenia się z Partią Pracujących Kurdystanu, co nie pozwoli rządowi tureckiemu spać spokojnie. Z tego też powodu Turcy, przedstawiając ofertę współpracy Stanom Zjednoczonym w Syrii, chcieli po prostu rozprawić się z niewygodnymi siłami. Rząd w Ankarze stale wspominał o zagrożeniu ze strony Powszechnych Jednostek Ochrony wzdłuż całej granicy. Biorąc pod uwagę powyższe, Erdoğan będzie musiał zaakceptować nie Assada, ale współpracę z nim – za cenę osłabienia Kurdów. Zarówno dla jednego, jak i dla drugiego przywódcy strategicznie ważne będzie utrzymanie niepodzielności terytorialnej swojego państwa. Lewe skrzydło tureckich nacjonalistów podkreśla, że kwestia kurdyjska, pogłębiający się kryzys humanitarny na granicy i rosyjskie zaangażowanie w Syrii stworzą niepowtarzalną szansę współpracy i uregulowania stosunków wzajemnych.

Doğu Perinçek i generał Ismail Hakki Pekin, liderzy Partii Pracy o nastawieniu antyamerykańskim i antyzachodnim, spotkali się z Assadem w lutym 2015 roku. Spotkanie, podczas którego omawiano potrzebę współpracy turecko-syryjskiej w walce separatyzmem i fanatycznymi grupami terrorystycznym, określono jako obiecujące. Perinçek poparł Erdoğana podczas nieudanego puczu wojskowego przeciwko jego władzy, jednocześnie zwiększając swoje szanse na wejście do rządu w przyszłości.

Delegacja Partii Pracy podczas trzech wizyt – w styczniu, kwietniu i maju – spotkała się z kilkoma najbardziej wpływowymi dyplomatami i urzędnikami w rządzie syryjskim. Byli wśród nich dyrektor generalny wywiadu cywilnego Mohammed Dib Zaitoun, dyrektor Narodowego Biura Bezpieczeństwa przy Przywództwie Regionalnym partii Baas Ali Mamlouk, minister spraw zagranicznych Walid Al-Mua’alem; wiceminister spraw zagranicznych Faisal Mekdad i Abdullah al-Ahmar, asystent sekretarza generalnego syryjskiej partii Baas. Strony zastanawiały się nad wznowieniem współpracy politycznej między obu krajami, Syryjczycy na bieżąco konsultowali zaś swoje decyzje z prezydentem Assadem. Perinçek stwierdził, że przedstawiciele jego partii, często odwiedzający Turcję, są mediatorami i pomagają zmiękczyć stanowiska obu stron.

Abdulkadir Selvi, dziennikarz tureckiej gazety Hürriyet, twierdzi że Turcja przechodzi od doby idealizmu do ery realizmu. Należy podzielić zdanie, że integralność terytorialna Syrii jest obecnie ważniejsza dla państwa tureckiego niż losy reżimu Assada, który i tak będzie skory do współpracy Erdoğanem. Na naszych oczach dojdzie do zmiany strategii wobec Syrii i przewartościowania polityki. Nie będzie to porozumienie z kategorii entente cordiale, ale umowa oparta na pragmatyce i realizmie politycznym. Assad, obstający za jednością Syrii, uznaje Partię Demokratycznej Jedności za organizację zdradziecką i separatystyczną. Nie ma więc wątpliwości, że nie będzie się z nią układał. Wręcz przeciwnie: poszuka wsparcia w pałacu prezydenckim w Ankarze. Turcja, dla której podział Syrii i dalsza jej destabilizacja żywotnie zagrażać będą jej bezpieczeństwu, również złagodzi stanowisko i gotowa będzie do ustępstw, tak jak w przypadku porozumień z Rosją i Izraelem. Przecież do 2011 roku stosunki między obu państwami układały się bardzo dobrze, składano wzajemne wizyty dyplomatyczne, łączyła je kwestia kurdyjska. Ponadto Turcja odgrywała rolę pośrednika w negocjacjach pomiędzy Izraelem a Syrią. Przy dołożeniu obustronnych starań może dojść do odnowienia sojuszu dwóch państw na Bliskim Wschodzie.

Zdjęcie tytułowe: Kremlin.ru, Creative Commons Attribution 4.0 International.