Aby lepiej stawić czoła ewentualnej rosyjskiej agresji, wojska lądowe Stanów Zjednoczonych pracują nad przyspieszeniem osiągnięcia gotowości do walki oddziałów, które mają być w sytuacji krytycznej przerzucone do Europy. Jak powiedział na marcowym spotkaniu Association of US Army generał dywizji Duane Gamble, możliwe jest skrócenie czasu przerzutu i rozlokowania amerykańskich oddziałów z czterdziestu do około dziesięciu dni.

Okres od dziewięciu do czternastu dni, potrzebny jednostkom na przejęcie sprzętu i stworzenie ugrupowania bojowego, nie obejmuje czasu, w którym wozy pancerne i artyleria miałyby dopłynąć z USA przez Atlantyk. Dlatego amerykańskie wojska lądowe zakładają, że sam ciężki sprzęt, dziś tylko dla brygady, lecz od 2021 roku dla pełnej dywizji, czekałby już w Europie. Dowieźć do niego należałoby jedynie żołnierzy – o ile oczywiście do tego czasu zapasy sprzętu nie zostałyby przez przeciwnika zniszczone.

Choć plany przemieszczania US Army do Europy uwzględniają możliwe opóźnienia natury logistycznej, trudno w nich określić wpływ takich czynników jak nieprzyjacielski ostrzał miejsc przeładunku, działania sabotażowe w portach, niszczenie infrastruktury drogowo-kolejowej czy cyberataki. Gdyby eskalacja konfliktu była szybka, należałoby się ponadto liczyć z utratą części okrętów z żołnierzami i sprzętem jeszcze przed ich dopłynięciem do portu przeznaczenia na skutek działań rosyjskiego lotnictwa oraz okrętów nawodnych i podwodnych.

Niepożądane są także zbyt przewidywalne terminy wymiany kontyngentów – jak dziś na Bliskim Wschodzie – dające przeciwnikowi największe szanse na druzgocący atak w krytycznym dla sił amerykańskich momencie. Zdaniem generała Gamble’a US Army, kultywując wymuszony skąpymi budżetami zwyczaj przejmowania sprzętu używanego przez oddziały wcześniejszej tury, nabrała złych nawyków, przez co wielu żołnierzy nie ma pojęcia na czym polegają duże operacje logistyczne.

Polski Leopard 2A4 podczas ćwiczeń NATO w Karlikach, marzec 2017 (US Army / Capt. John Strickland)

Polski Leopard 2A4 podczas ćwiczeń NATO na poligonie w Karlikach, marzec 2017
(US Army / Capt. John Strickland)

Amerykanie nie mają złudzeń, że niezależnie od tego, jak szybko mogą dokonać relokacji swych oddziałów w Europie, Rosjanie zawsze mogą być szybsi. Przeprowadzone w 2016 roku gry wojenne wykazały, iż przy rosyjskiej inwazji na kraje nadbałtyckie czas obrony Łotwy i Estonii mierzony byłby raczej nie w dniach, ale w godzinach. Dlatego oddziały US Army w czasie krótszym niż dwa tygodnie powinny być wyposażone w sprawną łączność i zaznajomione z sytuacją na teatrze działań, ich pojazdy powinny być w odpowiednim kamuflażu, zatankowane i z pełnym zapasem amunicji, zaś uzbrojenie przystrzelane.

Jak mówi Gamble, w takich realiach do odstraszania potencjalnego najeźdźcy nie wystarcza jedynie symboliczna obecność amerykańskich jednostek, jak do lat 2015–2016. Celem rzeczywistego odstraszania na rok 2017 ma być rozmieszczenie na tyle poważnych sił, aby nie tylko politycy, ale i planiści przeciwnika musieli wziąć je w swoich wyliczeniach pod uwagę.

Wszystko to wpisuje się w obecną politykę militarną Stanów Zjednoczonych, które po wielu latach właśnie ogłaszają odejście od tak zwanego Pacific pivot, czyli spoglądania głównie w kierunku obszarów wokół Pacyfiku. Oznaczało to czasem lekceważenie spraw dotyczących Europy. Nowo nabyte przez US Army doświadczenia mają też związek z przerzuceniem do Polski sił 3rd Armored Brigade Combat Team, które sprawnie mieszcząc się w terminie dwutygodniowym, pod tym względem wypadło całkiem dobrze.

Zobacz też: Amerykanie inwestują w Europę

(breakingdefense.com, rand.org; na zdj. tytułowym M1A2 Abrams 1. Batalionu 68. Pułku Pancernego US Army podczas ostrego strzelania na poligonie w Świętoszowie w styczniu 2017)

US Army / Staff Sgt. Micah VanDyke