Tajwańska marynarka wojenna nadal poszukuje pozostałości odpalonego omyłkowo w ubiegłym roku pocisku Hsiung Feng III. Również śledztwo w sprawie przyczyn całego wydarzenia przebiega powoli.

Przypomnijmy: 1 lipca 2016 z pokładu patrolowca Ching Chiang (PGG-610) pomyłkowo odpalono naddźwiękowy pocisk przeciwokrętowy Hsiung Feng III. Uderzył on w kuter rybacki, zabijając szypra i raniąc trzech członków załogi, po czym wpadła do morza. Na tym kończą się pewne dane na temat zajścia.

Oficjalnie pocisk nie eksplodował i po przebiciu nadbudówki kutra wpadł do wody. Niemniej od dziesięciu miesięcy tajwańska marynarka nie jest w stanie odnaleźć „zguby”. Nieoficjalnie mówi się, że pocisk jednak mógł eksplodować po wpadnięciu do wody, a wtedy wszelkie poszukiwania są pozbawione sensu. Natomiast według innej wersji móg on zostać już wyłowiony przez kogoś innego. Oczywistym kandydatem są tutaj Chiny.

Także wyjaśnienia, jak doszło do nieautoryzowanego odpalenia, pozostawiają niedosyt. Wojskowe śledztwo winą obarczyło bosmana Kao Chia-chuna, który nie dopełnił procedur. Ponadto w trakcie zdarzenia na mostku patrolowca miało nie być żadnego z przełożonych. Bosman i sześciu oficerów otrzymało kary administracyjne za naruszenia dyscypliny. Śledztwo w sprawie śmierci rybaka przejęła prokuratura okręgowa z Kaoshiung (na zdjęciu). Marynarka wojenna nie wyklucza, że wyniki cywilnego śledztwa doprowadzą do ukarania kolejnych osób.

(chinapost.com.tw)

CEphoto, Uwe Aranas