Pod koniec stycznia informowaliśmy o udanym ataku przeprowadzonym przez jemeńskich Hutich na saudyjską fregatę Al-Madinah. Okazuje się, że jednostka nie została zaatakowana ani pociskiem przeciwokrętowym, ani przez samobójcze motorówki.

Stan fregaty określany był jako bardzo ciężki, do portu w Dżuddzie dotarła jednak samodzielnie 5 lutego, po sześciu dniach żeglugi. Dowódca amerykańskiej 5. Floty wiceadmirał Kevin Donegan w wywiadzie udzielonym portalowi Defense News przedstawił ustalenia US Navy odnośnie do tego wydarzenia. Okazuje się, że do ataku użyto zdalnie sterowanej łodzi wypełnionej materiałami wybuchowymi. Admirał przyznał, że mimo braku niezbitych dowodów wiele wskazuje na Iran jako miejsce pochodzenia tej broni.

Pojawienie się zdalnie sterowanych łodzi na uzbrojeniu Hutich może stworzyć poważne implikacje dla żeglugi na Morzu Czerwonym i w cieśninie Bab al-Mandab. Donegan obawia się przeniesienia wojny wymierzonej w kierowaną przez Saudów koalicję na morze. Jest to o tyle istotne, że przez Morze Czerwone biegnie istotny szlak żeglugowy z Zatoki Perskiej i Dalekiego Wschodu do Europy. Przez samą cieśninę Bab al-Mandab przepływa około sześćdziesięciu czterech statków dziennie. Seria ataków na tankowce może mieć bardzo duże konsekwencje polityczne, gospodarcze i ekologiczne.

(defensenews.com)

U.S. Navy/ ssgt. J. R. Rurak