– Obecnie w Południowym Sudanie znajduje się 12 tysięcy zagranicznych żołnierzy. Po co potrzeba nam więcej? – pyta retorycznie prezydent Salva Kiir Mayardit. Wypowiedź spotkała się ze zdecydowaną reakcją opozycji.

Lam Akol, lider opozycji wobec obecnych władz w Dżubie, wezwał do tymczasowego przekazania władzy w ręce przedstawicieli Misji w Sudanie Południowym ONZ (UNMISS). Inny polityk, Pagan Amum, podkreślał, że konieczna jest międzynarodowa kontrola nad sytuacją w kraju. W opinii obu opozycjonistów Sudan Południowy znalazł się na granicy wojny domowej z powodu walki o wpływy między obecnym prezydentem Salvą Kiirem Mayarditem a ludźmi związanymi z wiceprezydentem Riekiem Macharem.

Niemal w tym samym czasie, zgodnie z niedawną zapowiedzią, wojska ugandyjskie wkroczyły do Południowego Sudanu w pobliżu przejścia granicznego Nimule, położonego około 200 kilometrów od Dżuby. Dwutysięczny oddział ma, zgodnie z zapewnieniami prezydenta Yoweriego Museveniego, zabezpieczyć ewakuację Ugandyjczyków ze strefy zagrożenia.

Ugandyjski Minister Spraw Zagranicznych Okello Oryem stanowczo odrzucił oskarżenia, iż prawdziwym celem operacji wojskowej ma być wsparcie ugrupowania prezydenta Kiira Mayardita. – Jesteśmy odpowiedzialni za ewakuację ponad 4 tysięcy Ugandyjczyków przebywających w Południowym Sudanie – przekonywał minister. – Pomogliśmy ewakuować Niemców, Chińczyków, niosąc pomoc nie tylko obywatelom Ugandy. Nasza misja ma cel humanitarny, a nie bojowy.

(theeastafrican.co.ke; fot. Master Sergeant Carlotta Holley, USAF)