Sto lat temu podczas bitwy o Flers–Courcelette Brytyjczycy po raz pierwszy użyli czołgów. Początki broni, która miała odmienić oblicze wojny okazały się trudne, ale obiecujące.

Atak z 15 września 1916 miało wspierać 49 wozów Mark I, pozycje wyjściowe osiągnęło 36, do niemieckich linii dojechało 27, ale tylko sześć zdołało się przedrzeć przez linie okopów. Następnego dnia zdolne do walki były tylko trzy czołgi. Przyczyną tak wysokich strat były przede wszystkim awarie okładu przeniesienia napędu, silników oraz różne inne usterki, dwa wozy zapisała na swoje konto niemiecka artyleria, a jeden piechota. Psychologiczne efekty użycia nowej broni były jednak piorunujące.

Pierwsza relacja o czołgach ukazała się już 17 września na łamach niedzielnej gazety The Observer. Opisujący walki reporter zastanawiał się czy nowa broń atakuje jak taran, czy też jest nosicielem dział, a może obydwoma? Przepytywany premier Lloyd Goerge, odesłał dziennikarzy do Winstona Churchilla, który przekonał Admiralicję i ministrów do nowatorskiego projektu.

Wojskowe raporty z bitwy pojawiły się dopiero 21 września. Wychwalano w nich zalety nowej broni, podkreślając jednak jej awaryjność i niedojrzałość. W międzyczasie brytyjska prasa donosiła o zaskarżeniu czołgów przez Niemcy do Czerwonego Krzyża jako „sprzecznych z uznanymi metodami cywilizowanej wojny”. W następnych dniach w mediach rósł entuzjazm dla „lądowych pancerników”, aczkolwiek popularny dziennikarz motoryzacyjny H. Massac Buist ostrzegał przed wyobrażaniem sobie, że „to” [czołg] rozwiąże problem wojny.

Zobacz też: Stulecie brytyjskich kutrów torpedowych

(theguardian.com; fot. domena publiczna)