Na razie odbywa się to jedynie na ekranie symulatora, lecz już wkrótce może stać się rutyną. Nie czekając na dostawę prawdziwych maszyn, Brytyjczycy trenują skrócony dobieg swoich przyszłych F-35B na wirtualnym pokładzie lotniskowca typu Queen Elizabeth.

Skrócone lądowanie przynosi same korzyści. Podwyższa dopuszczalną masę przenoszonego przez wracający samolot paliwa i uzbrojenia. Prowadzi do mniejszego obciążenia elementów napędu odpowiedzialnych za pionowe lądowanie. Wreszcie zmniejsza zużycie żaroodpornych tytanowych okładzin pokładu lotniczego, co przy myśliwcu wyposażonym w silnik z dopalaczem jest szczególnie istotne.

Podejście do takiego lądowania, jak wyznaczyli brytyjscy eksperci, powinno się odbywać z prędkością względem powietrza rzędu 57 węzłów (około 105 kilometrów na godzinę). Wspomagać je zaś będzie skomputeryzowany układ hamulcowy samolotu. Może się ono przydać także w bazach lądowych, gdzie dodatkowo daje lepszą widoczność, dzięki mniejszej ilości podrywanego z ziemi piasku i pyłu.

Do manewru zwanego „okrętowym lądowaniem pionowym z dobiegiem” (Shipborne Rolling Vertical Landing) całkowicie wystarczy długi, szeroki pokład HMS Queen Elizabeth czy jej bliźniaczej jednostki, HMS Prince of Wales. Przyziemienie z dobiegiem ma zwiększać margines bezpieczeństwa, zwłaszcza w warunkach ograniczonej widoczności, oraz zapewniać większą płynność prowadzenia operacji lotniczych.

Automatycznie nasuwa się pytanie, czy tak lądować będą mogły też amerykańskie F-35B. W porównaniu z Queen Elizabeth pokład jednostek typu America czy Wasp jest bowiem węższy i bardziej zatłoczony. Można przypuszczać jednak, że praktyka ta będzie trenowana, na ewentualność działania F-35B US Marine Corps z okrętów Royal Navy albo lądowania na własnych dużych lotniskowcach.

(ukdefencejournal.org.uk, thedrive.com)

Łukasz Golowanow, konflikty.pl