DEVGRU, czyli osławiony między innymi zabiciem Usamy ibn Ladina oddział SEAL Team 6, w ostatnim czasie przekształcił się w oddział globalnych łowców głów. Tajemnica, która otacza wszystkie akcje oddziału, powoduje obawy co do prawidłowości jego działań.

Wszystkie zespoły SEAL znacznie rozrosły się na fali wydarzeń po 11 września 2001 roku i od tego czasu przeprowadziły tysiące misji mających na celu osłabienie międzynarodowej siatki terrorystycznej, chociaż ich zadania koncentrowały się głównie wokół Afganistanu i Somalii. Przez cały czas współpracują z oddziałami specjalnymi CIA, operują z cywilnych statków i śledzą cele, podając się za amerykańskich dyplomatów. Mała grupa najlepszych żołnierzy przeznaczona do wykonywania najniebezpieczniejszych, ale rzadkich, misji została przekształcona w globalną sieć łowców głów. Pozostała przy tym najbardziej tajemniczą i najmniej zbadaną amerykańską jednostka wojskową, a jej akcje wzbudziły wątpliwości czy nie zabija zbyt wielu ludzi, w tym cywilów.

W 2012 roku operatorzy DEVGRU uwolnili z rąk talibów amerykańskiego lekarza Dilipa Josepha. Zeznał on później, że jeden z porywaczy został zabity już po zakończeniu akcji. W czasie tej misji zginęło wszystkich pięciu porywaczy i jeden żołnierz, ten, który jako pierwszy wszedł do miejsca przetrzymywania porwanego. – Tygodnie minęły, zanim ochłonąłem po akcji ratunkowej. To była chirurgiczna robota – powiedział uwolniony doktor Joseph.

W innej śmiałej nocnej akcji zabita została Linda Norgrove, pracownica organizacji humanitarnej, którą SEAL-si zamierzali uwolnić. Została rażona granatem, który rzucił jeden z żołnierzy, sądząc, że celuje w talibów.

Zdecydowana większość akcji DEVGRU kończy się jednak spektakularnymi sukcesami. Tak było choćby w przypadku porwanych w Somalii Amerykanki Jessiki Buchanan i Duńczyka Poula Hagena z organizacji humanitarnej. Komandosi wykonali desant spadochronowy pod osłoną nocy i z zaskoczenia zabili wszystkich dziewięciu porywaczy. – Dopóki się nie przestawili, nie wierzyłam, że pomoc kiedykolwiek nadejdzie – powiedziała uwolniona Amerykanka.

Rok 2006 był zwrotny w działalności DEVGRU. Wtedy to generał Stanley McChrystal rozkazał siłom specjalnym przedsięwzięcie bardziej zmasowanych akcji mających na celu pokonanie partyzantki talibów. DEVGRU stanowił forpocztę dla reszty oddziałów, biorąc udział w najbardziej niebezpiecznych, lecz coraz bardziej rutynowych misjach. Pomiędzy rokiem 2006 a 2008 oddział notował średnio dziesięć – piętnaście zabitych osób co noc, a czasami dochodziło nawet do dwudziestu pięciu zabitych.

– Te festiwale zabijania stały się rutyną – powiedział jeden z byłych operatorów. – Czy uważam, że było więcej zabijania, niż było to konieczne? Oczywiście. Myślę, że naturalnym odruchem w przypadku zagrożenia było zabicie go, a później dochodziło się do wniosku, że może to zagrożenie było wyolbrzymione.

(defensenews.com, fot. navy.mil)