Im bardziej Rosja chce ukryć obecność swoich żołnierzy na wschodniej Ukrainie tym bardziej są oni widoczni dla opinii publicznej. Dopóki byli to ochotnicy, nie stanowiło to problemu dla ogółu rosyjskiego społeczeństwa, jednak wiele wskazuje, że w ostatnim czasie znacznie zwiększyła się liczba żołnierzy pochodzących z poboru.

Oficjalnie w Rosji obowiązuje prawo, według którego poborowi nie mogą być wysyłani w strefę walk, chyba że ogłoszony zostanie stan wojny. Niektórzy dowódcy interpretują jednak ten przepis tak, że można ich wysłać w strefę walk, o ile zgłoszą się do takiej misji na ochotnika i podpiszą stosowne oświadczenie. I faktycznie wielu z nich, pod wpływem kremlowskiej nacjonalistycznej propagandy, podpisało stosowne dokumenty. Dodatkową zachętą była znacznie wyższa pensja dla żołnierzy służących w strefie walk. Jednak jak to często w wojsku bywa, wielu poborowych działało pod naciskiem, a innych wprowadzono w błąd, tłumacząc, że podpisanie kontraktu jest formalnością dla uzyskania większej wypłaty za uczestnictwo w specjalnych manewrach „gdzieś w głębi Rosji”.

Później, gdy okazywało się, że wylądowali na Ukrainie, wielu poborowych informowało o tym Ukraińców i świat. Fakty te są stale negowane przez rosyjski rząd kontrolujący krajowe środki masowego przekazu, jednak Internetu nie można tak łatwo zablokować i w sieci pojawia się coraz więcej głosów od samych Rosjan oskarżających rząd o kłamstwa w sprawie tego, co dzieje się na Ukrainie, i w sprawie wykorzystywania poborowych w walce. Polegli żołnierze służby zasadniczej odsyłani są do rodzin w zaplombowanych trumnach z wyjaśnieniem, że zmarli w wypadku na ćwiczeniach. Ich towarzysze broni – zwłaszcza ci również pochodzący z poboru – podają jednak inną wersję zdarzeń, która nie jest korzystna dla Kremla.

W czasie walk na Ukrainie ponad tysiąc Rosjan zostało rannych bądź zabitych, a rząd nie jest wstanie zapanować nad napływającymi stamtąd wiadomościami. Jest to dla niego niebezpieczne, ponieważ już teraz obowiązkowa służba wojskowa jest w Rosji bardzo niepopularna. Właśnie w odpowiedzi na opór społeczny wcześniej ograniczono ją do roku i zakazano wysyłać poborowych do walki. W reakcji na ten medialny bałagan dowódcy szczegółowo badają, kogo wysyłają na Ukrainę, tak by posłać tam tylko tych najbardziej lojalnych. Dlatego wybiera się przede wszystkim mieszkańców Syberii i Dalekiego Wschodu, dla których większe pieniądze są ważniejsze od niebezpieczeństwa.

Na terytoriach kontrolowanych przez rebeliantów nie ma zbyt wiele policji, a tamtejsi mieszkańcy nie chcą być rządzeni przez Rosjan, ale nie wyrażają tego głośno, za to stale używają smartfonów do filmowania i fotografowania tego, co się tam dzieje. Dodając do tego komercyjne i wojskowe zdjęcia satelitarne, uzyskuje się obraz zwiększającej się aktywności rosyjskiej w tym regionie. Rosja stale zaprzecza obecności jakichkolwiek swoich żołnierzy na Ukrainie i na razie ta propaganda jeszcze sprawdza się w kraju, ale już nie poza jego granicami.

(strategypage.com, fot. US Air Force, via Wikimedia Commons)