W następstwie zaginięcia japońskiego F-35 stawiano przede wszystkim dwa pytania. Pierwsze brzmiało: czy uda się uratować pilota? Obecnie wiadomo już, że trzeba porzucić wszelką nadzieję. Drugie zaś pytanie dotyczyło tego, czy wrak wpadnie w niepowołane – chińskie lub rosyjskie – ręce.

Tymczasowy szef Pentagonu Patrick Shanahan zapewnia, że w tej kwestii nie ma powodów do obaw. Mimo że teoretycznie któreś z tych państw mogłoby potajemnie odnaleźć i przejąć wrak, a następnie zbadać zastosowane w F-35 tajne rozwiązania techniczne, w praktyce taka ewentualność ma być całkowicie nieprawdopodobna.

– Japończycy mają w tej kwestii przewagę, a my z nimi ściśle współpracujemy – podkreślał Shanahan w czasie konferencji po spotkaniu z japońskim ministrem obrony. – Dysponujemy także własnymi możliwościami na wypadek, gdyby ich możliwości nie wystarczyły.

– Prowadzimy działania nadzorujące i odstraszające [w strefie zaginięcia myśliwca] – dodał minister Takeshi Iwaya. – Jest to bardzo ważny samolot, więc chcemy go jak najszybciej odnaleźć i wydobyć. Japonia będzie odpowiadać za dochodzenie w tej sprawie, ale liczymy na pomoc USA.

Wrak spoczywa prawdopodobnie na głębokości około 1500 metrów. Obecnie główny ciężar poszukiwań spoczywa na japońskim okręcie ratowniczym Chiyoda (ASR-404). Wiadomo, że kilka przelotów w tym regionie wykonały amerykańskie samoloty zwiadowcze U-2, ale nie wiadomo, jakie konkretnie zadania wykonywały.

Zobacz też: Pierwsze przebazowanie F-35A na Bliski Wschód

(airforcetimes.com)

Joint Strike Fighter Program