Bertrand Bisimwa, lider rebelianckiego ugrupowania M23 (Ruch 23 Marca) działającego we wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga, powiedział, że ruch kończy wywołany ponad półtora roku temu bunt. Taką decyzję wymogło kongijskie wojsko, które zajęło ostatnie strategiczne terytoria, będące jeszcze niedawno w rękach bojowników.

Bisimwa wezwał rebelianckich dowódców do „przygotowania żołnierzy do procesu rozbrojenia, demobilizacji i reintegracji społecznej w oparciu o warunki uzgodnione z rządem Demokratycznej Republiki Konga”. Ugrupowanie będzie się starało zrealizować swoje cele, używając jedynie „środków politycznych”.

Zakończenie walk z zadowoleniem przyjęły Stany Zjednoczone. Specjalny wysłannik do Demokratycznej Republiki Konga, Russ Feingold, oświadczył, że jest to dobra wiadomość, a kongijski rząd powinien się zobowiązać do zaprzestania dalszych działań wojennych, przystępując jednocześnie do rozbrajania i demobilizacji buntowników.

Ruch M23 założył generał Bosco „Terminator” Ntaganda w marcu 2012 roku. Powodem były wybory prezydenckie, w których na urząd powołano Josepha Kabilę. Zdaniem Ntagandy wyniki sfałszowano. W kwietniu tego samego roku organizację przemianowano na Kongijską Armię Rewolucyjną, ale używano tej pierwszej nazwy. Członkowie, wspierani przez rządy Rwandy i Ugandy, rozpoczęli ofensywę na szeroką skalę w listopadzie 2012 roku. Na krótko przejęli kontrolę nad Gomą, ale wycofali się z miasta, ulegając międzynarodowej presji. Był to moment o tyle znaczący, że doprowadził do wewnętrznych podziałów w Ruchu 23 Marca. Znacznym osłabieniem było oddanie się lidera, Bosco Ntagandy, amerykańskim dyplomatom w ambasadzie w Kigali. Oświadczył on wówczas, że zamierza stanąć przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze.

Rozmowy pokojowe między rebeliantami i stroną rządową toczyły się od grudnia ubiegłego roku, jednak postępy były mizerne. W ostatnim miesiącu kongijskie dowództwo zintensyfikowało kampanię wojskową. Dzięki szybkiej ofensywie żołnierze z powrotem przejęli kontrolę nad większością utraconego terytorium. Bojownicy nie mieli innego wyjścia i musieli się poddać. Analitycy ostrzegają jednak, że szybko mogą się narodzić następcy rebeliantów z M23. Przyczyną jest niezadowolenie wśród etnicznych Tutsi we wschodnim Kongu i stała gotowość rządów krajów ościennych, przede wszystkim Rwandy, do finansowego i wojskowego wsparcia.

(military.com)