Na tle konfliktu libijskiego rozpoczęła się w brytyjskim Parlamencie dyskusja na temat zdolności bojowych Eurofighterów. Wygląda więc na to, że RAF będzie musiał sobie poradzić z kolejnym już skandalem w tym roku. Bajecznie drogie Typhoony (ze względu na niewłaściwe prowadzenie programu rozwoju koszt jednej maszyny wzrósł do 125 milionów funtów) okazały się niezdolne do prowadzenia działań bojowych na taką skalę, na jaką powinny.

Zaledwie dziesięć dni przed rozpoczęciem operacji Odyssey Dawn parlamentarzyści dowiedzieli się, iż wicemarszałek lotnictwa Stephen Hillier orzekł, że RAF nie widzi potrzeby wydawania pieniędzy na szkolenie pilotów w zakresie umiejętności, które uznaje za niepotrzebne. Jakie to umiejętności? Atakowanie celów naziemnych, takich właśnie jak libijskie czołgi, których niszczenie jest głównym obecnie zadaniem lotnictwa koalicji.

Teraz trwa więc gorączkowe doszkalanie, nawet udane, skoro liczba pilotów przeszkolonych do misji szturmowych wzrosła z ośmiu (sic!) do kilkunastu. A co gorsza RAF może jednorazowo wystawić do walki z libijskimi wojskami lądowymi zaledwie cztery Typhoony. Powód? Nie tylko brak pilotów, ale i części zamiennych. Zdarzały się już przypadki kanibalizowania samolotów.

Komisja do spraw wydatków publicznych miażdży w swoim raporcie dowódców RAF-u, oskarżając ich o karygodne zaniedbania, które w konsekwencji wyciągnęły z kieszeni brytyjskiego podatnika dodatkowe 3,5 miliarda funtów, mimo że zamówienia na Typhoony zredukowano o 30 procent.

We wtorek po raz pierwszy w historii brytyjski Typhoon zrzucił bombę.

(telegraph.co.uk)