Dwaj Amerykanie, Tom Secker i Matthew Alford, promują swoją książkę, w której badają powiązania między produkcją filmową Hollywoodu a Pentagonem. Po przejrzeniu 4 tysięcy dokumentów udostępnionych na mocy prawa o wolności informacji badacze stwierdzili, że od 1910 roku amerykańskie władze wojskowe miały swój udział w powstaniu około ośmiuset filmów i tysiąca audycji telewizyjnych.

Długa lista filmów, przy których zasięgano wsparcia i opinii Departamentu Obrony USA, agencji federalnych (w tym głównie CIA) lub poszczególnych rodzajów sił zbrojnych, zawiera takie klasyki jak „Helikopter w ogniu”, „Komando Foki”, „O jeden most za daleko”, „Byliśmy żołnierzami”, „Zielone berety”, „Top Gun”, „Polowanie na Czerwony Październik”, „Firefox” i „Bat 21”. Prócz filmów o tematyce wojskowej i batalistycznej nie brak też na liście obrazów fantastyczno-naukowych, sensacyjnych, a nawet przygodowych.

Z perspektywy producentów filmowych jest to czyste porozumienie biznesowe. Siły zbrojne Stanów Zjednoczonych mogą dostarczyć konsultantów, setki darmowych statystów, jak również scenografię w postaci prawdziwych obiektów wojskowych oraz różnego rodzaju wyposażenia i uzbrojenia, co normalnie kosztowałoby krocie. Zrozumiałe jest więc, że wojsko chce mieć wpływ na produkt finalny.

Korekty wprowadzane przez Pentagon są różne. Przykładowo: w jednym ze scenariuszy wojskowi zażyczyli sobie, aby słowa „brudna robota” zostały zamienione na „trudna misja”. W filmie „Hulk” czarny charakter zamieniono z żołnierza w byłego żołnierza, usunięto wzmianki sugerujące eksperymenty medyczne na ludziach (których „dobry” generał zabrania!) oraz przemianowano operację, która przypadkiem nazywała się tak samo jak amerykańska akcja rozpylania defoliantów nad Wietnamem i Laosem.

W fikcyjnych „Łzach słońca”, gdzie oddział Navy SEAL pojawia się w Nigerii, poczyniono korekty scenariusza, aby widzowie nie odnosili wrażenia, jakoby Stany Zjednoczone brały udział w międzynarodowym spisku. Szczególnie cenzura dobrała się do komedii „Poznaj moich rodziców”. W jednej ze scen bohater odnajduje u swojego przyszłego teścia – byłego agenta CIA – zdjęcia z dostojnikami państwowymi. Według pierwszej wersji scenariusza zamiast zdjęć miały tam być… instrukcje stosowania tortur.

W większości przypadków amerykańska wojskowa „cenzura” hollywoodzkich produkcji stara się dbać o realizm przedstawiania postaci żołnierzy oraz interpretację wydarzeń zgodną z aktualną linią polityczną Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników. Do cenzury totalnej, stosowanej przez nieliczne totalitarne reżimy dawniej i dziś, chyba jednak wciąż jest jej daleko.

(spyculture.com; na zdj. scena ataku na Pearl Harbor przedstawionego we wspartym przez Pentagon filmie „Tora! Tora! Tora!” w wykonaniu grupy rekonstrukcyjnej USAF-u w 2008 roku)

Ebdon, Creative Commons Attribution 3.0 Unported