Znamy coraz więcej szczegółów dotyczących niedawnego sojuszniczego ataku na syryjskie instalacje związane z bronią chemiczną. Okazuje się, że francuska część ataku nie przebiegła dokładnie tak, jak została zaplanowana.

W momencie ataku we wschodniej części Morza Śródziemnego operowały trzy francuskie fregaty typu Aquitaine (FREMM) – Aquitaine, Auvergne i Languedoc. Trzy pociski MdCN odpaliła ta ostatnia, jednak było to rozwiązanie zapasowe. Nie wiadomo, która z dwóch pierwszych jednostek była pierwotnie wyznaczona do przeprowadzenia ataku, ale okazało się, że z powodu usterki technicznej odpalenie pocisków było niemożliwe i trzeba było realizować plan awaryjny.

Incydent potwierdził rzecznik prasowy francuskiego Sztabu Armii, pułkownik Patrick Steiger. Dodał, że udział w misji zapasowych okrętów jest standardowym francuskim rozwiązaniem stosowanym właśnie na takie wypadki. Poinformował także, że wszystkie cele zostały trafione, więc misja została uznana za udaną. Przyczyna usterki będzie badana przez specjalistów z marynarki wojennej i przedstawicieli wytwórcy pocisków – MBDA.

Zagadką pozostaje kwestia SCALP-ów odpalonych przez samoloty Rafale. Każdy z pięciu myśliwców przenosił po dwa pociski, ale odpalonych zostało jedynie dziewięć z nich. Pułkownik Steiger odmówił komentarza na ten temat. Nie wiadomo więc, czy i w tym przypadku mieliśmy do czynienia z usterką, czy był to na przykład pocisk zapasowy, którego można było użyć w razie, gdyby inny odmówił posłuszeństwa.

W przyszłym roku Francja zyska jeszcze jedną możliwość odpalania pocisków manewrujących. Do samolotów i okrętów nawodnych dołączy pierwszy wielozadaniowy atomowy okręt podwodny typu Barracuda.

Zobacz też: Tomahawk kontra S-400 nad Syrią

(defensenews.com)

Marine Nationale