Generał Thomas Waldhauser, szef amerykańskiego Dowództwa Afrykańskiego, poinformował, że Amerykanie pozostawią w Libii nieujawnioną liczbę żołnierzy, którzy będą pomagać lokalnym oddziałom zwalczać islamistycznych terrorystów. Generał podał, że na libijskim wybrzeżu pozostało jeszcze około 200 bojowników samozwańczego Państwa Islamskiego, a rok temu było ich aż 5–6 tysięcy.

Waldhauser powiedział, że tak znaczący spadek liczby terrorystów jest wynikiem skutecznych operacji prowadzonych przez piechotę morską z pokładów okrętów operujących na Morzu Śródziemnym. Od sierpnia do grudnia ubiegłego roku amerykańskie samoloty i śmigłowce wykonały ponad 700 lotów bojowych. Ostatni duży atak amerykański przeprowadzono w połowie stycznia z użyciem bombowców B-2 Spirit. Miało wtedy zginąć około osiemdziesięciu terrorystów.

Odnosząc się do możliwego rosyjskiego zaangażowania w tym kraju, generał potwierdził, że Amerykanie już zaobserwowali w regionie rosyjską aktywność na lądzie. Dodał, że Rosjanie starają się uzyskać wpływ na system bezpieczeństwa i odnowić powiązania gospodarcze z libijskim rządem, co jest powodem amerykańskiego zaniepokojenia. Libia od dawna jest atrakcyjnym rynkiem dla rosyjskich producentów uzbrojenia, a dochody z ropy mogą stanowić źródło finansowania zakupów broni.

Zobacz też: Libia: najemnicy lotniczy w akcji

(libyanexpress.com)

US Army / Sgt. Richard W. Jones Jr.