Dwieście trzydzieści tysięcy gości, 1243 wystawców, którzy przywieźli 282 samoloty, 3600 akredytowanych dziennikarzy, ponad stuletnia historia i trzydzieści sześć godzin pokazów w powietrzu. To wszystko w czasie ILA Berlin Air Show, który po raz pierwszy odbył się na terenie nowo wybudowanego Berlin ExpoCenter Airport. Pod względem biznesowym impreza wypadła świetnie lecz dla przeciętnego pasjonata lotnictwa, który pojechał do stolicy Niemiec tylko na weekend, by obejrzeć pokazy, poprzednie edycje mogły być ciekawsze.

Tegoroczna ILA miała dwa tematy przewodnie. Były to samolot bezzałogowe i ekologiczne. Te pierwsze należały oczywiście głownie do sektora wojskowego, a drugie – do cywilnego. UAV-y na szeroką skalę rozwijane są już od kilkunastu lat i znajdują zastosowanie w coraz większej liczbie sił powietrznych świata. W Berlinie mogliśmy zobaczyć na wystawie statycznej kilka większych maszyn tej kategorii, między innymi: Euro Hawka, Barracudę, Talariona (European UAS) czy daleką modernizację izraelskiego Herona – Harfang.

Z mniejszych wspomnieć należy przede wszystkim o polskim ILX-27, który powstał w warszawskim Instytucie Lotnictwa. Była to jego światowa premiera i wzbudzała zainteresowanie przedstawicieli największych koncernów helikopterowych. Ciekawy był również Tanan 300 opracowany przez Cassidiana. Należy przypuszczać, że rynek bezpilotowców będzie się powiększał, gdyż maszyny te mają wiele zalet, z których najważniejszą jest ograniczenie kosztów eksploatacji.

Jeśli już jesteśmy przy pieniądzach, wspomnieć należy o napędzanych energią słoneczną maszynach Elektra One Solar i Elias, które ma górnej powierzchni skrzydeł i kadłuba mają baterie słoneczne. Na razie są to bardzo małe samoloty o niewielkiej prędkości, jednak koszt jednego pokazu w locie takiego samolotu wynosi około jednego euro, a to pozwala przypuszczać, że niedługo pojawią się większe maszyny, bo koszty eksploatacji są naprawdę atrakcyjne. Inny sposobem na zaoszczędzenie pieniędzy jest budowa samolotów z włókien węglowych, czego przykładem był Carbon Cub SS, a w przypadku dużych samolotów pasażerskich – stosowanie wingletów, których specjalną odmianę – sharklety – zaprezentował Airbus na A320. Zupełnym debiutem był Eurocopter X3, który ma zarówno wirnik nośny, jak i umieszczone na skrzydłach śmigła ustawione jak w klasycznym samolocie. Łączy to zalety śmigłowca i samolotu, dzięki czemu X3 może latać szybciej niż zwykły helikopter, a przy tym taniej.

Skoro już zaczęliśmy, to zostańmy przy śmigłowcach. Po raz kolejny za granicą zaprezentowano S-70i Black Hawk z fabryki w Mielcu. Był to pierwszy pokaz, w czasie którego za sterami siedział pilot Leszek Pawula, pierwszy Polak z uprawnieniami oblatywacza na tym typie. Obecny był też amerykański Black Hawk w wersji medycznej. Innym polskim akcentem był EC135 Lotniczego Pogotowia Ratunkowego na wystawie statycznej. Wyróżnić należy zmodernizowanego CH-53 z nowymi systemami samoobrony, bojowego EC635 T2e, EC145 T2 czy amerykańskiego OH-72 Lakota.

Oczywiście helikopterów było znacznie więcej, jednak nie stanowiły już takich nowości jak te wspomniane. Tradycyjnie obecne były Sea King, Lynx, NH-90 czy ratowniczy UH-1. W pokazie dynamicznym efektownie zaprezentował się zmodernizowany Tiger. Była to wersja przeznaczona specjalnie dla niemieckiego kontyngentu w Afganistanie, a na ILA odbyła się ceremonia przekazania użytkownikowi pierwszych czterech sztuk.

Jednak oczywiście najwięcej było samolotów. Groźnych samolotów bojowych, potężnych transportowców, zwinnych maszyn akrobacyjnych i szacownych zabytkowych staruszków. Każdy znalazł tu coś dla siebie. Jak można się łatwo domyślić, najwięcej maszyn wystawili gospodarze. Mogliśmy zobaczyć wszystkie najważniejsze typy używane przez Luftwaffe: A319CJ, A310MRTT, Tornado w kilku wersjach, Typhoona, Oriona czy F-4 Phantom II. W sobotę, gdy byliśmy na ILA, w powietrzu zaprezentował się tylko Typhooon, który dał pokaz ciekawy, ale na dużej wysokości.

Pod tym względem znacznie lepiej zaprezentowały się pozostałe dwa myśliwce występujące tego dnia: polski MiG-29 i fiński F/A-18 Hornet. Ten pierwszy zachwycił mocą i zwinnością oraz pięknym malowaniem, a drugi zdobył serca oglądających dzięki kilkukrotnemu odpaleniu flar, które na tle ciemnych chmur wyglądały superefektownie. Samoloty transportowe w powietrzu reprezentował nowy A400M Atlas i włoski C-27J, który jak zawsze dał pokaz zdumiewających jak na maszynę o tych rozmiarach możliwości akrobacyjnych. Na ziemi można było znaleźć kolejnego Spartana (z Rumunii), amerykańskiego C-130J oraz polskie C-295 i Skytrucka w malowaniu moro.

Także ci, którzy przyjechali na lotnisko dla zespołów akrobacyjnych, mieli coś dla siebie. Gwiazdą pokazów był zespół Türk Yıldızları na myśliwcach F-5. Od tego roku samoloty mają nowy schemat malowania, ale pokaz był tak samo dynamiczny i efektowny jak zawsze, a całości dopełniał porywający komentator. Pozostałe zespoły były już znacznie skromniejsze, co nie znaczy, że słabe. U nas w kraju grupa Żelazny ma już uznaną renomę, więc wiedzieliśmy czego się spodziewać, ale na pozostałych gościach pokaz wywarł duże wrażenie. Szczególne zachwyty wzbudził pokaz akrobacji szybowcowej w wykonaniu mistrza Jerzego Makuli, który na koniec zaprezentował mijankę szybowca ze Zlinem. Żelazny jako jedyny zespół na świcie prezentuje taki numer. Wreszcie trzecim zespołem był włoski We Fly na samolotach ultralekkich. Niewielkie samoloty bardzo ładnie prezentowały się na niemieckim niebie, zwłaszcza że wzorem starszych kolegów z Frecce Tricolori używały dużo kolorowych dymów. Smaczku temu zespołowi dodaje fakt, że składa się w całości z pilotów niepełnosprawnych, poruszających się na co dzień na wózkach inwalidzkich.

Pozostały czas wypełniały pojedyncze i latające parami samoloty akrobacyjne i zabytkowe. Widzieliśmy zarówno Bf 109, jak i Me 262, parę T-6 Texan, parę Flamantów, Ju 52/3m, F4U Corsair, Christen Eagle II, DC-6 czy Fouga Magister.

Jak widać, każdy znalazł coś dla siebie, i ogólnie pokazy należy uznać za udane. Udane, ale nie świetne czy nawet bardzo dobre. Z powodu nowego miejsca imprezy teren przygotowany pod wystawę statyczną był mniejszy niż zazwyczaj, przez co nie mogliśmy zobaczyć stałych amerykańskich bywalców, jak B-52, B-1B, C-17 czy C-5 Galaxy. Chociaż nie latały, te wielkie samoloty zawsze przyciągały publiczność. Na plus Amerykanom należy policzyć to, że praktycznie wszystkie swoje samoloty udostępnili do zwiedzania, nawet F-16. Po drugie, w czasie dni dla publiczności nie pokazały się Biało-Czerwone Iskry, które występowały tylko w dni targowe, a myślę, że ich pokaz byłyby znacznie ciekawszy od Dorniera Do 228NG. Nie ujmując nic temu ostatniemu, bo to bardzo ciekawa i pożyteczna maszyna, ale akrobacji to ona nie zrobi. Wreszcie Berlin ExpoCenter Airport jest usytuowane tak, że publiczność ogląda pokazy pod słońce co nie jest zbyt wygodne.

Na koniec została sprawa komentarza. Tegorocznym specjalnym partnerem ILA była Polska i w momencie otwarcia pokazów komentatorzy powitali gości po niemiecku, angielsku i po polsku. Był to miły akcent, ale nie wiem z jakiego powodu w dalszej części pokazów komentarz prowadzono już tylko po angielsku, niemiecku i rosyjsku. Być może organizatorzy założyli, że przybysze z naszej części Europy władają tym językiem, jednak przy ogromnej liczbie polskich gości (stanowili chyba drugą po Niemcach nację) wypadałoby kontynuować cały komentarz i w naszym języku.

Jak zwykle w przypadku solidnych Niemców, na wyróżnienie zasługuje infrastruktura komunikacyjna. Dojazd na lotnisko wszystkimi środkami komunikacji zorganizowano idealnie. Nie było korków ani przy wjeździe, ani przy wyjeździe. Również wpuszczanie na teren pokazów, choć poprzedzone „kontrolą lotniskową”, przebiegło sprawnie. Gdyby to ode mnie zależało, każdego polskiego urzędnika odpowiedzialnego za organizację jakiejkolwiek większej imprezy wysyłałbym na obowiązkowe przeszkolenie do naszych zachodnich sąsiadów.

Pod względem biznesowym ILA 2012 była bardzo udana. Podpisano kontrakty na miliardy dolarów, nawiązano nowe kontakty, Polska jako specjalny partner rozreklamowała się w świecie i wszyscy są zadowoleni. Nieco inne odczucia mogą mieć ci, którzy ILA traktowali jako zwykły air show, a nie targi. W takim wypadku, chociaż było dobrze, pozostał lekki niedosyt. Ale to tylko dlatego, że wcześniejsze edycje postawiły poprzeczkę bardzo wysoko i teraz organizatorzy będą musieli się bardzo postarać by znów wejść do europejskiego topu pokazów lotniczych. W czołówce już są. Następne odbędą się w maju 2014 roku.