„O planach, obróconych wniwecz, które runęły na głowy swych twórców. Wszystko to zgodnie z prawdą wam przedstawię” – tym cytatem z Shakespeare’a można by zacząć relację z poprzedniej edycji Aerofestivalu, tej, o której pisaliśmy, że uratowali ją Turcy i Łotysze. W przypadku drugiej edycji, zorganizowanej na poznańskiej Ławicy na koniec maja, nikt nie musiał niczego ratować, bo organizatorzy wyciągnęli właściwe wnioski i zorganizowali bardzo dobrą imprezę, która już teraz pozycją ustępuje jedynie Radomiowi, a ma nad nim tę przewagę, że jest organizowana corocznie. Jak więc było na tegorocznej edycji?

Cała akcja promocyjna kręciła się wokół Solo Türka – był na plakatach, biletach czy oficjalnych gadżetach. Nie ma się zresztą czemu dziwić, bo pokazowy turecki F-16 w ciągu pięciu lat wyrobił sobie europejską renomę, a jego pokaz jest magnesem dla wszystkich miłośników lotnictwa. Jego sprowadzenie do Poznania to duży wyczyn, za który należą się organizatorowi duże brawa. Godnie z przewidywaniami występ Solo Türka był jednym z najlepszych na pokazach, a szczególnych pozytywnych emocji dostarczył jego komentator, który był tak przyjazny, że zapomniał, iż ponad sześćset lat stosunków polsko-tureckich to nie było sześć wieków dozgonnej przyjaźni.

Polski F-16 na Aerofestival 2016 (fot. Sławek Radwan)

Polski F-16
(fot. Sławek Radwan)

Widzowie zgromadzenie w weekend na lotnisku mogli obejrzeć również dwa inne występy myśliwców F-16. Pierwszy z nich reprezentował lotnictwo belgijskie, ale z powodu innych zobowiązań wystąpił jedynie w sobotę. Dobre i to, bo jego występ rozruszał pierwszego dnia całą imprezę, a poziomem Belg nie odstawał od kolegi znad Bosforu.

Ostatnim F-16 na Aerofestivalu był polski „Tygrys”. Zadebiutował on w ubiegłym roku na Krzesinach, ale już po tak krótkim czasie jego występ potrafił zachwycić, tym bardziej że rozpoczynał się od przelotu nad publicznością. Nauczycielami polskiej ekipy byli Grecy z Zeus Team, którzy wywiązali się ze swej roli bardzo dobrze. Aby dopełnić całościm trzeba jeszcze wysłać naszego komentatora na lekcje do Turcji, bo w tym elemencie znacznie odstajemy od innych. Dotyczy to również komentatorów zespołów Orlik i Biało-Czerwone Iskry.

Saab AJS37 Viggen (fot. Maciej Hypś)

Saab AJS37 Viggen
(fot. Maciej Hypś)

Trzy Vipery nie wyczerpywały tematu odrzutowców na tegorocznych pokazach. Nie lada gratką były dwa zabytkowe Saaby: Sk60 i Viggen. Szczególne ten drugi budzi respekt rozmiarami i dźwiękiem silnika, a będące elementem okazu lądowanie, cofanie (!) i krótki start muszą wywołać zachwyt każdego miłośnika lotnictwa. Szkolny Sk60, znany również jako Saab 105, z oczywistych względów budzi mniej emocji, ale nie można powiedzieć, że dał slaby pokaz. Ponadto można go było porównać z pochodzącą z tej samej epoki polską (prywatną) Iskrą, która również prezentowała się w wstępie dynamicznym. Jej pilot wyciskał z maszyny wszystko, niechcący przykuwając nawet uwagę srogiego kierownika pokazów.

Saab Sk60A  (fot. Sławek Radwan)

Saab Sk60A
(fot. Sławek Radwan)

Wszystko dał z siebie również zespół Orlik, który zaprezentował się w składzie siedmiu samolotów (był to największy zespół akrobacyjny tej edycji). Piloci z Radomia latali z kunsztem i typową dla siebie gracją, gładko malując na niebie kolejne figury poprzetykane dynamiczniejszymi wtrętami niestrudzonego solisty. Orlik był tylko jednym z kilku zespołów prezentujących się na Aerofestivalu. Nie zabrakło obecnych i na poprzedniej edycji Bałtyckich Pszczół na Albatrosach. Ich pokaz niczym nie zaskoczył, ale stał na tradycyjnym wysokim poziomie. Tak się niekorzystnie złożyło, że – jako największe gwiazdy – Baltic Bees zamykali oba dni pokazów, ale wielu widzów opuściło imprezę wcześniej, więc publiczność nie była tak duża, jak mogła i powinna być. Występy grupowe uzupełniały dobrze znane z wszelkich krajowych pokazów i pikników lotniczych zespoły 3AT-3 i Żelazny oraz debiutujący na polskim niebie belgijski zespół The Victors, którego występ wzbudził niemały podziw ze względu na samoloty, na których pokaz był wykonywany. Zdecydowane latanie grupowe na Piperach PA-28 Cherokee wymaga niemałych umiejętności. Miłym akcentem było upamiętnienie przez zespół polskich żołnierzy wyzwalających Belgię w czasie drugiej wojny światowej.

Baltic Bees (fot. Natalia Hypś)

Baltic Bees
(fot. Natalia Hypś)

Pokazy w powietrzu uzupełniały samoloty, które można spotkać a większości polskich imprez lotniczych: Piper Cuby, replika RWD-5, Extra 300, Extra 200 i tak dalej… Na ziemi było niewiele więcej: C 295, Bryza, W-3 i polski F-16. Ten ostatni stanowił oczywiście największą atrakcję, zwłaszcza że dodatkowo wystawiono jego uzbrojenie. Niecodziennie można u nas zobaczyć z bliska bomby JDAM i JSOW czy rakiety Maverick. Za to – duży plus dla Sił Powietrznych. Zabrakło jednak obecnych w ubiegłym roku klasyków jak Corsair, Bronco i innych tego typu, a mają one licznych zwolenników.

Aerofestival 2016 TS-8 Bies (fot. Maciej Hypś)

TS-8 Bies
(fot. Maciej Hypś)

Na imprezie tego typu nie mogło zabraknąć wszelkiego rodzaju stoisk z pamiątkami, koszulkami, książkami czy jedzeniem. Pod tym względem również było bardzo dobrze, wybór był bogaty, a jedyne, co można było zrobić lepiej, to poustawiać wszystkie stoiska w alejki, a nie rozrzucać przypadkowo po całym terenie pokazów Przez to niektóre wartościowe stragany mogły zostać przeoczone przez odwiedzających. Nie jest to jednak błąd, którego nie można naprawić w przyszłości.

Orliki  (fot. Maciej Hypś)

Orliki
(fot. Maciej Hypś)

Klęski nie było, wręcz przeciwnie. Było bardzo dobrze. Organizatorzy nie trwali przy błędach z poprzedniego roku i tym razem zarezerwowali przestrzeń powietrzną tylko dla pokazów, a samoloty rejsowe musiały się dostosować. Pogoda dopisała, a program realizowano niemal dokładnie zgodnie z zapowiedziami. Ceny biletów obniżono, ograniczenia we wnoszeniu wody – poluzowano, a dojazd był bardzo dobry. Powinno się jeszcze rozważyć włączenie do biletu parkingowego biletów na autobus wahadłowy na lotnisko, jak na wielu innych pokazach.

Belgijski F-16 (fot. Sławek Radwan)

Belgijski F-16
(fot. Sławek Radwan)

Aerofestival dostał drugą szansę i w pełni ją wykorzystał. Teraz może być już tylko lepiej. Mam nadzieję, że impreza na stałe wpisze się w polski lotniczy kalendarz. A wiemy, że są już plany na edycję przyszłoroczną i na rok 2018, gdy będzie obchodzona setna rocznica polskiego lotnictwa. Ze swojej trony mogę jedynie zachęcić wszystkich do przyjazdu do Poznania.

Zdjęcie tytułowe: Sławek Radwan. Cytat z Shakespeare’a: „Hamlet” (akt piąty, scena druga) w przekładzie Stanisława Barańczaka („Tragedie i kroniki”, Znak, Kraków 2013).