Gdzie jest „Portret młodzieńca” Rafaela – najcenniejszy obraz z polskich muzeów, który zaginął w zawierusze drugiej wojny światowej? Nad tym pytaniem od końca wojny głowią się historycy i miłośnicy sztuki oraz formalni właściciele dzieła, ród Czartoryskich. Nie wiemy, czy „Portret młodzieńca” został zniszczony, ukryty i zapomniany czy może jest teraz ozdobą prywatnej kolekcji jakiegoś bogacza. I choć w sierpniu 2012 roku profesor Wojciech Kowalski – pełnomocnik ministra spraw zagranicznych ds. restytucji dóbr kultury – oznajmił, że portretu nie zniszczono i zostanie odzyskany, wciąż nie zanosi się na to, aby wrócił do Polski w najbliższej przyszłości.

Losy obrazu Rafaela to jeden z przykładów ilustrujących, co spotykało dzieła sztuki w podbijanej przez nazistów Europie. Tematem zajęła się amerykańska pisarka Lynn H. Nicholas – działaczka ruchu na rzecz odzyskania skarbów kultury zagrabionych w czasie drugiej wojny światowej, odznaczona za swoje działania Legią Honorową i nagrodą Amicis Poloniae, przyznawaną za zasługi w rozwoju stosunków polsko-amerykańskich. Polski Czytelnik otrzymuje właśnie do rąk, dzięki poznańskiemu Rebisowi (znowu udowadnia, że jest wydawcą z najwyższej półki – twarda oprawa, liczne ilustracje, świetne tłumaczenie…), „Grabież Europy”, której pierwsze wydanie ukazało się w 1994 roku.

Lekturę zaczynamy od poznania stosunku zwolenników i najbliższych współpracowników Adolfa Hitlera do sztuki. Ta współczesna szybko znalazła się na cenzurowanym jako zdegenerowana, za mało „aryjska”. Malarzom, których twórczość nie przypadła do gustu nowej władzy, zabraniano nie tylko pracować, ale nawet kupować przyborów malarskich. Fascynacja Führera, niedoszłego malarza, była znana, choć kolekcjonowanie niezbyt kosztownego i banalnego malarstwa rodzajowego z dziewiętnastego wieku bladło w porównaniu ze zbiorami Hermanna Göringa. Szef Luftwaffe w podberlińskiej rezydencji Carinhall stworzył imponującą kolekcję, która rozrosła się zwłaszcza po zajęciu Francji, gdzie współpracownicy Göringa przejmowali lub za półdarmo odkupywali dzieła sztuki. Opanowanie Francji przez Niemców zapoczątkowało sankcjonowaną prawem grabież muzeów i prywatnych kolekcji, często żydowskich, ale przyniosło też złote lata dla handlu dziełami sztuki. Hotel Drouot, słynny paryski dom aukcyjny, pobił swój rekord sprzedaży w 1941 roku. Zdaniem Autorki był to „rabunek w aksamitnych rękawiczkach”. Inaczej niż we Francji czy w krajach Beneluksu wyglądała sytuacja w Polsce i Związku Radzieckim. Tutaj Niemcy nawet nie starali się zakładać rękawiczek. Grabili, co chcieli. Jeden z rozdziałów poświęcono barbarzyńskiemu traktowaniu dzieł sztuki na przykładzie ołtarza Wita Stwosza, „Damy z gronostajem” Leonarda da Vinci czy wspomnianego „Portretu młodzieńca”.

Wraz ze spychaniem Wehrmachtu w granice upadającej Trzeciej Rzeszy pojawiały się różnego rodzaju komisje mające katalogować i odzyskiwać dzieła sztuki. Najlepiej, dzięki mrówczej pracy profesora Karola Estreichera, była do tego przygotowana Polska. Z kolei Niemcy, czując już na plecach oddech sił alianckich i sowieckich z niesławnymi brygadami „trofiejnymi”, zaczęli wielką akcję ukrywania zrabowanych dzieł w kopalniach, podziemiach zamków i pałaców, a nawet w stodołach. Po wojnie powstał problem, co zrobić z zabezpieczonymi dziełami i tymi, które jeszcze przed wojną należały do niemieckich placówek. Trudności z ich odzyskaniem miały nie tylko wyzwolone spod okupacji hitlerowskiej państwa, ale i osoby prywatne. Zwrot odzyskanych obrazów, rzeźb i zabytkowych mebli, choćby ze względów logistycznych, nie był łatwy. Zanim udało się ustalić wytyczne, w USA odbyła się wielka objazdowa wystawa niemieckich zbiorów, z której dochód przeznaczono na leczenie chorych niemieckich dzieci. Większość tych dzieł wróciła do Berlina, tyle że nie na Wyspę Muzeów, która znalazła się po drugiej stronie żelaznej kurtyny, ale do strefy amerykańskiej. Wiele dzieł sztuki zostało utraconych bezpowrotnie, schowanych gdzieś w zapomnianych skarbcach, zasypanych sztolniach…

Lynn H. Nicholas zmierzyła się z niełatwym tematem. Podeszła do niego drobiazgowo, próbując dokładnie odcyfrować działania będących bohaterami książki – pozytywnymi i negatywnymi – marszandów, poszukiwaczy skarbów pracujących na zlecenie nazistowskiej wierchuszki oraz alianckich oficerów i znawców sztuki, oddelegowanych wyłącznie do odnalezienia i skatalogowania zrabowanych dzieł. Nie można się przyczepić do układu książki czy pióra Autorki. Natomiast im bardziej zanurza się ona w opowiadanej historii, tym bardziej znika gdzieś dynamika lektury, która staje się – co tu kryć – coraz bardziej nużąca. Nie twierdzę jednak, że nie warto sięgnąć po „Grabież Europy”. Są momenty (sporo!), gdy chce się powiedzieć: „O tak! To książka miesiąca!”, ale jest ich mimo wszystko zdecydowanie za mało. Książka powstała dwadzieścia lat temu i może to jest przyczyna? Dzisiaj historię opowiada się jednak inaczej, bardziej „sensacyjnie”, zwłaszcza, gdy temat aż się prosi o doprawienie ostrymi przyprawami rodem z półki z thrillerami.